Uwaga - roguelite alert! Jeśli dalej szukacie kolejnych pętli, które możecie powtarzać dla rozwoju swojej bazy i idących z nią ulepszeń, to powinniście pozostać na recenzje nowej gry studia Gambir. Knight vs Giant, to walka Dawida z Goliatem, gdzie Dawid nie jest pierwszym z brzegu gościem z mieczem. W grze wcielamy się w samego Króla Artura, którego Camelot trafiło do innego wymiaru, a pozostali rycerze mogą okazać nam jedynie wsparcie duchowe. Gra zadebiutuje na Nintendo Switch 5 października 2023 roku.
Ostatnie czary Merlina
Gatunek ten rzadko skupia się na fabule. Zazwyczaj jest ona zapisana gdzieś między wierszami, dla chętnych, a w sensie ogólnym należy cieszyć się z samego gameplayu. Potężna zmiana przyszła wraz z Hadesem, gdzie odczuwalny był nie tylko rozwój naszej postaci, ale przede wszystkim otoczenia, jak i relacji z rodziną. Knight vs Giant może nie próbuje wymieniać ciosów z królem gatunku, ale wyraźnie stara się dać od siebie coś więcej w kwestii dialogów i kreacji świata. Przy próbie odzyskania Świętego Graala, rycerze brutalnie polegli w starciu z tytułowym Gigantem. Jedyna nadzieja spoczywała w rękach Merlina. Ostatkiem magicznej mocy odesłał on kreaturę do innego wymiaru… przypadkiem przenosząc całe Camelot. Mając możliwość odrodzić tylko jednego z rycerzy wybór był oczywisty. Powracający do żywych, zdezorientowany Król Artur planuje zemstę i powolną odbudowę zdezelowanego królestwa.
A przez pochwałę warstwy fabularnej nie mam na myśli tylko zgrabnego intro. Byłem miło zaskoczony, jak wiele dialogów między postaciami tu znajdziemy, a jeszcze bardziej tym, ile z nich jest w pełni dubbingowanych. Bardzo duży pozytyw dla odbioru tego świata, pomimo że nie może być on czynnikiem decydującym o jakości.
Rycerze okrągłego stołu
Rozgrywka absolutnie nikogo nie zaskoczy. Same meandry fabularne zgrabnie wpisują się w rogalowe standardy - umarł, wstał, więc powtórzy wielokrotnie. Za zdobywaną walutę będziemy powoli rozbudowywać Camelot, jeśli na swojej drodze znajdziemy odpowiednią osobę, która zaopiekuje się danym miejscem. Tam czekają na nas kolejne udogodnienia i tak do samego happy endu, który przy początkowej budowie postaci będzie praktycznie nieosiągalny. Wszystkie postaci są znane z legend o Królu Arturze, więc biegli w tym środowisku na pewno będą cieszyć się 2x mocniej. Walka jest równie fundamentalna, co cała reszta. Mamy do swojej dyspozycji atak, umiejętność specjalną - o nich za chwilę - rolkę do uników oraz potencjał na dwa kolejne atrybuty zdobyte podczas rozgrywki. Trudno się w tym sterowaniu pogubić.
To jaką formę przybierze nasz Excalibur, zależy tylko od nas. Po poległych kolegach z okrągłego stołu zostały tylko posągi. Te jednak potrafią do nas przemówić i wesprzeć. W Camelot podchodząc do odpowiedniego przejmiemy jego broń lub umiejętność specjalną. Fajne jest to, że można je dowolnie mieszać, tworząc pasujące nam kombinację - broń od jednego, specjal od drugiego. Podczas rozgrywki trafimy na handlarza, wyzwania, ale też wspomniane posągi znajdą swoje miejsce oferując udogodnienia. System porównywalny do rodzinki ze wspomnianego Hadesa. Każdy ma jakąś przypisaną sobie pulę pomocy bojowych. Trzy do wyboru i powolne tworzenie wymarzonego builda. Niestety, czuję, że bardzo dużo tych perków zakłada jakieś procentowe zwiększenie mocy, co zawsze traktuje jako pójście na łatwiznę z domieszką nudy i ziewania. W końcu nigdy nie wpływają one na feeling, czy też styl grania, a jedynie na statystyki. W tej materii łatwo wyczuć genialnego reprezentanta gatunku oferującego masę różnorodności i ciekawostek (jak takie Binding of Isaac), od tych bezpieczniejszych, które w teorii nie robią nic źle, ale wolę stać gdzieś z tyłu (... jak tu).
Gigant padł, można iść do domu
Gdzieś w tym poletku przeciętności (z plusem) widzę Knight vs Giant. Jak tylko przebrniemy przez fajną otoczkę z przyjemną, kolorową grafiką, to zostaniemy ze sztampowym reprezentantem gatunku. Największy żal mam do powtarzalności, będącej grzechem głównym rogali. Bossowie są bardzo fajni wizualnie, nawet jeśli stoją w wyznaczonych sobie miejscach i nie ma ich wielu, a przeciwnicy potrafią czasami zaleźć za skórę. Jeśli nie swoją wyjątkowością, to momentami trudnymi do wychwycenia przez gracza obrażeniami, które otrzymujemy - mieszane odczucia w tym aspekcie. Tyle że nasz rozwój jest stosunkowo powolny i zakłada brnięcie w to samo, z tym samym, co szybko generuje ziewanie. Po drodze napotkamy w dużej mierze tych samych, a w ofercie perków nawet trudno stwierdzić, czy zaoferowano nam to samo, bo tam głównie cyferki i statystyki.
W teorii i tym da się dobrze bawić, ale to już kwestia indywidualnych potrzeb. Jeśli ktoś jest spragniony gatunku (...jakby nic nie powstało) albo walczy z absolutnie każdym z nich (współczuje), to i tu znajdzie coś dla siebie. A jak ktoś nowy i nadrabia, to piękna droga przed Tobą, ale zacznij ją w innym miejscu. Ten rycerz jest ok, ale nie ma szans z roguelite’owymi Gigantami.
Dziękujemy firmie PQube za dostarczenie gry do recenzji.