Recenzja Kingdom Come: Deliverance na Nintendo Switch
Wielki, otwarty, realistyczny świat, to niekoniecznie cechy lubiące się z parametrami Switcha. Na wieść o porcie Kingdom Come: Deliverance, każdy zgodnie przyznał, że to się nie ma prawa udać. Nawet jeśli za projekt odpowiedzialni są cudotwórcy z Saber Interactive, to wszelkie obawy były zasadne. Nadszedł dzień premiery tego przejścia na handheldową stronę mocy. Zanim jednak oddam swoje spostrzeżenia na temat tego portu (bo zakładam, że to dla wielu najważniejsze), warto uświadomić nieświadomych i przybliżyć nieco bohatera tego tekstu.
Henryk ze Skalicy
W Kingdom Come: Deliverance wcielimy się w leniwego syna kowala, kiedy ten budzi się po kolejnym dniu bójek i popijawy. Kilka luźnych zadań nakreśli nam jego chęci opuszczenia osady, która zaczyna go zwyczajnie nudzić. Niestety, szybko stanie się on ofiarą słów, “uważaj, czego sobie życzysz, bo może się spełnić”. Jego pierwsze wyjście ze Skalicy dalekie będzie od idealnych…
Chwilę później zaczniemy pisać historię Henryka po swojemu. Otworzy się przed nami ogromnych rozmiarów teren, gdzie z poziomu gracza można liczyć na niewiele udogodnień. Pieniądze trzeba będzie ukraść lub uczciwie zarobić (kolejność nieprzypadkowa!), negatywne cechy Heńka zaakceptować i żyć z konsekwencjami naszych czynów. KCD to symulator średniowiecza. Wierny i brzydzący się pójściem na ustępstwa.Poziom immersji jest nieporównywalny do innych reprezentantów gatunku. Nie będą biegać tu smoki, nie ustrzelimy elfa, a trafienie z dystansu w zająca będzie od nas wymagało sporo treningu. Nasz bohater to oferma, która dopiero ma stać się kimś więcej, więc nie liczcie na to, że na starcie będzie się nim grało przyjemnie.To specyficzny tytuł, który nie powali nikogo swoim tempem opowieści. Trzeba lubować się w zwiedzaniu nowych wiosek, osad, rozmawiać z mieszkańcami i… po prostu żyć. Być tam całym sobą. Jeść, spać i śledzić fantastycznie napisane zadania, gdzie ilość RPG-owych banałów została ograniczona do minimum. Niezależnie, czy to jest “Twój gameplay” i oczekujesz dokładnie tego poziomu immersji od gier, czy jednak wolisz coś dynamiczniejszego - dzieło czeskiego Warhorse jest wyjątkowe.
Walka, która wymaga od nas skupienia i ciągłego manewrowania kierunkiem sprawia na początku ogromne trudności. Jest czymś, co bardzo trudno mi zaakceptować i jednocześnie nie wyobrażam sobie, żeby mogła być inna. Tak nietuzinkowa to gra. Niektóre rzeczy niekoniecznie Ci się spodobają z poziomu (przyzwyczajonego do gamingowych standardów) gracza, ale po chwili namysłu dostrzeżesz, dlaczego to tak wygląda.
Heniek od Nintendo
Saber przyniosło nam wiele udanych portów i słusznie są uznawani za największych specjalistów. KCD to… (dramatyczna pauza) kolejny tego przykład. Oczywiście wszystko zależne jest od naszego poziomu akceptacji środowiska leciwego Switcha. Nikt chyba nie oczekiwał, że ta gra nagle zacznie śmigać na układzie Tegra X1, ale efekt finalny jest zaskakująco akceptowalny i jak najbardziej grywalny!
Napotkacie spadki klatek w niektórych miastach, które bazowo będą się starały kręcić nieco poniżej 30, ale tu ważnym czynnikiem będzie samo tempo oferowane przez KCD. Wspomniałem, że jest niespieszne, więc konsekwencje takich spadków tracą na wartości. Nigdy nie dojdziecie do punktu, w którym program będzie się nadawał tylko do archiwizacji.Saber przerzucało wszystko bardzo świadomie i wiedzieli, czego nie mogą odpuścić. Ta gra klimatem stoi. Poczuciem bycia częścią tej społeczności. Cienie postaci musiały zostać, choć w większości przypadków poleciałyby pierwsze. Tereny potrafią się doczytywać, pop-up niektórych terenów był pewnie nieunikniony, ale to nie wpływa w znacznym stopniu na odczucia płynące z gry.
Co ważniejsze, można mieć nadzieję na ciągłe dopieszczanie projektu, bo jeszcze przed oficjalną premierą pojawił się patch, który nieco poprawił stan techniczny. Screeny tu prezentowane pochodzą z wcześniejszej wersji i o ile te rozmycia w trakcie przerywników wciąż znajdziecie, tak mam wrażenie, że są już odrobinę mniejsze.Jak przed konsolą siądzie malkontent z powołania, to oczywistym będzie wyśmianie dzielnych prób naszego ulubionego Switcha. Wszyscy inni powinni docenić starania i naprawdę nie widzę przeszkód, żeby cieszyć się grą w Kingdom Come: Deliverance (tu w wersji Royal z wszystkimi DLC) na konsoli Nintendo.
Dziękujemy firmie PLAION Polska za dostarczenie gry do recenzji.
Plusy:
Immersja na najwyższym poziomie
Wiele genialnych zadań
Klimat
Rozwój Henryka tożsama z rozwojem gracza za kontrolerem
Kolejny niemożliwy port dużej gry na Nintendo Switch…
Minusy:
…choć okraszony koniecznymi kompromisami, które znaleźć się tu muszą