Killer Frequency

Właściciel zdjęcia: Team 17

Recenzja Killer Frequency na Nintendo Switch

Zabili go i uciekł. W małym miasteczku Gallows Creek grasował niegdyś The Whistling Man. Kiedy wydawało się, że lokalne służby poradziły sobie z seryjnym mordercą, charakterystyczne gwizdanie znów jest słyszalne na ich ulicach. Minęło kilkadziesiąt lat, czy to możliwe? Za sprawą najnowszej gry Team 17 przyjdzie nam rozwikłać tę zagadkę. Killer Frequency, to gra przygodowa z widokiem FPP, w której pomożemy mieszkańcom miasta ujść z życiem podczas jednej feralnej nocy. Gra dostępna na Nintendo Switch od 1 czerwca 2023 roku.


189.16 The Scream


Ludzie z Team 17 zaczęli od małej gry stworzonej na potrzeby game jamu. Krótkiej przygodówki dostępnej za darmo. Pomysł okazał się na tyle ciekawy, że wyrosła na jego fundamentach pełnoprawna produkcja. Trzon rozgrywki pozostał niezmieniony. Wcielamy się w Forresta Nasha, którego radiowa kariera zboczyła z kursu.
radio
Niegdyś prowadził popularne audycje, teraz wylądował w nocnej rozgłośni słuchanej przez garść osób. Horrorowy program przepełniony kiczowatymi pomysłami, od których nóż otwiera się w jego utalentowanej kieszeni. Specyfika małego miasta bierze jednak górę, gdy jego program zamienia się w gorącą linię dla mieszkańców uciekających przed mordercą.

Nieźle jak na pierwsze kroki w nowej robocie. Nie do końca znamy naszą producentkę, budynek rozgłośni jest dla nas obcy, a już przychodzi nam pilnować mieszkańców i zza mikrofonu przywdziać pelerynę. Ratujemy ich swoim doradztwem. Ułatwiamy sobie decyzje pomocami porozrzucanymi po budynku.
mapa
Konstrukcja gry zakłada, że wszelkie informacje, jak chociażby wyjście z labiryntu (lokalnej atrakcji), będą leżeć gdzieś na terenie stacji. Motywy, wobec których należy nieco przymknąć oko dla dobra slasherowej zabawy. Zresztą czuć w tej grze luz, zahaczający nieco o czarną komedię. Nie będzie tu przesadnego mroku, który ma nas przytłaczać. Ten zresztą byłby trudny do osiągnięcia przy protagoniście skorym do żartów.


Krzyk z drogi 96


Złośliwie nazywam takie gry symulatorami chodzenia. Zresztą nie jestem osamotniony w tym nazewnictwie. Nie jestem też ich fanem, ciężko mi się do nich przekonać, najczęściej szybko mnie nudzą. I choć elementy tamtego (pod)gatunku są tu ewidentne, tak trudno mi by było jednoznacznie tę grę tak obrazić.

Chodzenie ogranicza się do małego terenu budynku, więc większość czasu spędzimy przy swojej konsoli i wybieraniu opcji dialogowych - symulator chodzenia, bez chodzenia! Poczułem tu tę nutkę ciekawości, która musi przyświecać takim grom. Chęć otworzenia kolejnych zamkniętych drzwi, a przede wszystkim odkrywania tej tajemnicy - nawet jeśli nie odbywa się ona w miejscu, w którym jestem.
wybór tekstu
Głównie było tak za sprawą świadomej warstwy tekstowej, która wie, za jakie sznurki pociągać i jak nas rozbawić. Łatwo przy tym akompaniamencie łyknąć całość jak pelikan żabę. Dostajemy tu oczywiście pełen dubbing, a za przygrywającą w tlę muzykę, odpowiedzialni jesteśmy sami, dobierając płyty ze skąpego zbioru rozgłośni. Pchanie wątku ciekawiło na tyle, że ciągłe play/stop na sprzęcie i notoryczne odbieranie telefonów tym samym przyciskiem, nie zniechęciło do grania. Przestrzegam jednak tych, którzy oczekują wartkiej akcji. W końcu jesteście tylko DJ’em.

Wybory odpowiedzi miewają czasami swój ogranicznik czasowy, a mi nieustannie kojarzyły się z Road 96 - poważne tło fabularne w całkiem przystępnej dla każdego odbiorcy formie. Skutki naszych decyzji może nie uderzą nas momentalnie między oczy, ale śmierci rozmówcy wolimy uniknąć, nawet jeśli nie będziemy jej naocznymi świadkami. Czy zdołamy uratować wszystkich? Podsumowanie po napisach końcowych sugeruje, że to możliwe. Moje miasto kilka ofiar musiało przyjąć na klatę. Wbrew slasherowej tradycji nie dali się powiesić na bezprzewodowym telefonie, ale mogli z dystansem podchodzić do moich porad!


Krew, pot i VR


Trudno jednoznacznie polecić Killer Frequency. Dużo tu rzeczy, które łatwo wskazać, jako odpychające. Prowadzenie akcji z jednego miejsca i za nią idąca wtórność może być dla niektórych nie do przeskoczenia - dla mnie atut, że zdołali utrzymać ciekawość gracza mimo ograniczeń lokacji. Fabularnie za wcześnie zaserwowali kluczowy zwrot, bo późniejsze już nie zaskakiwały tak mocno. Zaakceptowałem taki stan rzeczy, ale dało się to rozegrać lepiej.
hol
Podobnie ma się sprawa z zagadkami, które momentami są aż za proste. Odpowiedź bije po oczach i w większości błąd można zrobić tylko z premedytacją. Najgorsze zdają się jednak te VR-owe naleciałości, które odczuwałem na każdym kroku. Te momenty, kiedy trudno trafić analogiem w interaktywne pole, a odsunięcie szafki bywa frustrujące. Człowiek przeszedł wszystkie gry From Software, a potem szafka go pokonuje…

I wszystko to zdołałem zaakceptować. Wkręciłem się niemiłosiernie. Ku swojemu wielkiemu zdziwieniu, bo nienawidzę takich gier. Gdzieś ta moja niechęć czasami dochodziła do głosu, by później ucichnąć, oczekując dalszych wydarzeń. Oglądając podsumowanie, upewniłem się w przekonaniu, że to było bardzo dobrze spędzone kilka godzin (około 5h). Jeśli ktoś się odnajduje w takich grach - brać bez zastanowienia. Nie traktować śmiertelnie poważnie i pozwolić się prowadzić za rączkę. Sprawdźcie, czy wasz Forrest Nash zbawi całe Gallows Creek.

Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Team 17


Plusy:

Thumb Up

Świetny voice-acting, jako paliwo dla całej historii

Thumb Up

Niezauważalne, a odczuwalne wybory moralne

Thumb Up

Wiernie trzyma się gatunkowych ram slasherów

Thumb Up

Konstrukcja fabuły i jej powolne odkrywanie (bo inaczej by nie wkręciło tak mocno)


Minusy:

Thumb Down

Większość zagadek trudno uznać za zagadki

Thumb Down

VR-owe naleciałości, gdzie momentami trudno wycelować w interaktywny obiekt

8.5 / 10

Nasza ocena

Awatar

Niko Włodek



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz