Nostalgiczna podróż
Hot Wheels Unleashed zafundowało mi coś, czego żadnej innej grze jak dotąd się nie udało, czyli wspaniałą, nostalgiczną podróż. Nie ukrywam, że siadając do tego tytułu, liczyłem na to, że zobaczę swoje dziecięce wyobrażenia małych samochodzików na ekranie — i tak się stało. Świetne modele, kolekcjonowanie, tworzenie tras, to wszystko składa się na to, jak dobrze to wygląda. Myślę, że Milestone idealnie poradziło sobie z odwzorowaniem wielu dziecięcych wyobrażeń.
Gra oferuje coś dla każdego. Do dyspozycji mamy tryb single player (ok. 10h grania), który jest stale rozbudowywany o kolejne DLC, tryb multiplayer i edytor tras. Szczerze mówiąc chęć poznania gry w trybie single player i odblokowania części do tworzenia tras nie pozwoliła mi na wdrożenie się w multi na sto procent.
Główny tryb solo
Po wejściu do głównego trybu rozgrywki możemy zobaczyć dość dużą mapę podzieloną (na dzień pisania recenzji) na główny tryb, Batman DLC, Monster truck DLC i Looney Tunes DLC. Główny tryb skojarzył mi się z tym typowym dziecięcym dywanem, na którym jest zrobione miasto. Coś, na co można ponarzekać to zdecydowanie za mało trybów wyścigów. Mamy zwykłe wyścigi na okrążenia, jeżdżenie na czas i walki z bossem… które są zwykłym wyścigiem z dodatkowymi elementami na trasie (odblokowujemy je po wygraniu wyścigu).
Każdy wyścig ma jakieś wyzwania, za które dostajemy nagrody. Najczęściej koła zębate na ulepszenie samochodu, coiny (potrzebne do kupowania samochodów) lub części do udekorowania piwnicy, o której później. Niestety nie są one mocno zróżnicowane, bo najczęściej jest to: ukończ pierwszy, ukończ na podium lub w czasówkach jest to po prostu przejechanie w danym progu czasowym. Zdecydowanie czegoś tutaj brakuje.
Jak już wyżej wspomniałem — w grze jest opcja ulepszania swoich aut. Każde z nich ma różne statystyki, więc z czasem znajdujemy takie, którym nam się jeździ najlepiej i tam ładujemy ulepszenia. Warto dodać, że każdy samochód ma przypisaną rzadkość. Tradycyjnie jest to common, rare oraz legendary i od tej rzadkości jest uzależniona cena upgrade’u. Najtańsza forma upgrade’u to 200 kół zębatych. Upgrade’y działają na tej zasadzie, że autko common wchodzi na poziom rare, z tego możemy je upgrade’ować za 500, by stało się legendary. Dalej już upgrade’ować nie można, ale jeśli autko nam się znudzi, możemy je sprzedać za 200 kół zębatych lub 1000 coinów.
Sporym mankamentem gry wydaje się poziom trudności. Przeskok między easy a normal wydaje się dość ostry. Jako że nie jestem mistrzem ceremonii to gra na normalu bywała niemożliwa do wygrania, szczególnie że trasy potrafią być tricky. Na easy musiałem się bardzo postarać, żeby przegrać. Na ten moment moim zdaniem gra polega na tym, że trzeba mieć farta i zdobyć szybkie legendarne auto… i potem jakoś leci.
Dodatkowo coś, co na pewno nie jest według mnie atutem to model jazdy i fizyka, która jest po prostu… dziwna. Skręcanie na padzie wydaje się zero-jedynkowe. Często na trasie trzeba jechać slalomem, żeby złapać jakiegoś boosta, dobrze wejść w drift. Czasem trasa dynamicznie się zmienia (jak np. podczas jednego z boss fightów gdzie trasa jest podzielona na 3 części i niektóre przyspieszają, a niektóre cofają) co również nie pomaga.
Uwolnij swoją kreatywność
Mowa o niczym innym jak o edytorze tras, czyli coś, co w zasadzie daje nam nieskończony gameplay, jeżeli jesteśmy dość mocno kreatywni. Gra pozwala zapisać do 100 tras i dodatkowo pozwala pobrać 100 map społeczności (najpierw trzeba je ograć na multi, żeby można było je ściągnąć). Domyślnie dostępnych jest dużo części, natomiast możemy odblokować kolejne, grając w główny tryb.
Tworzenie tras może się również odbyć w różnych środowiskach. Do wyboru mamy Skatepark, kampus, garaż, drapacz chmur oraz Track room — czyli puste pomieszczenie. Dodatkowo mamy jeszcze piwnicę gracza, którą możemy udekorować po swojemu. Po stworzeniu tam trasy i puszczeniu jej w świat, inni gracze będą jeździć dokładnie po tym pomieszczeniu, które sami urządziliśmy.
Po stworzeniu kawałka trasy możemy go przetestować (oczywiście robimy to resorakiem koparką, jak to na budowie przystało). Możemy też zmienić go na dowolny posiadany samochód. Jeśli skończymy nasze dzieło i chcemy je opublikować, gra poprosi nas o przejechanie trasy, żeby nie stworzyć czegoś, co jest niemożliwe do ukończenia.
Cały feeling tworzenia tras mocno kojarzył mi się z Trackmania Nations Forever. Wtedy będąc dzieciakiem, robiłem sobie challenge: Zrób track z wszystkich możliwych części. Myślałem jednak, że tworzenie tras na padzie będzie udręką. Okazało się jednak, że snapowanie, obracanie, poruszanie przedmiotami jest zrobione bardzo wygodnie i nie trzeba się wcale przy tym napocić.
Swoją kreatywność można uwolnić nie tylko podczas tworzenia tras. W grze można edytować samochody, zmieniać im kolory, materiały. Nie bawiłem się w to zbyt mocno, ale jest to całkiem fajny detal i ukłon w stronę kolekcjonerów, którzy mogą tworzyć swoje wariacje.
Świetnie odwzorowane modele
Co tu dużo pisać, kupiłem edycję z fizycznym hot wheelsem w zestawie. Dostałem ten sam model w grze i muszę przyznać, że efekt jest bliski foto skanom (chyba że faktycznie są to skany). Resoraki w grze prezentują się fenomenalnie. Każdy materiał wygląda tak, jak powinien i trzeba przyznać, że graficzna gra robi naprawdę dobre wrażenie.
Co kilka wyścigów dostajemy coś, co się nazywa blind boxem, czyli coś, co większość graczy dobrze zna pod delikatnie inną nazwą — lootbox. Ze skrzynki wypadają nam resoraki (choć zdarzają się powtórki), które możemy zachować lub sprzedać, jeśli bardzo nam się nie podobają.
Same trasy też wyglądają świetnie. Ożywione fragmenty tras jak np dinozaury, zwykła trasa wyglądająca jak faktyczny plastik i świetnie odwzorowana skala. Kiedy przejeżdżamy przez szyb wentylacyjny, czy jeździmy po podłodze, niczego nie można tutaj zarzucić. Twórcy odwalili kawał dobrej roboty, tworząc te części.
Ilość contentu
Ta zdecydowanie potrafi przytłoczyć. Trzy DLC, Season Pass, mnóstwo autek rotujących się w sklepie co parę godzin (zarówno do kupienia za prawdziwą walutę, jak i tą ingame’ową).
Z road mapy można wyczytać, że jeszcze wiele przed nami, co oczywiście cieszy, szczególnie jak jest się fanem jakiejś marki.
Podsumowanie
Zazwyczaj gry z nazwą jakiejś marki kojarzyły mi się z bardzo dennymi produkcjami, które można było znaleźć w płatkach śniadaniowych, bo akurat mama takie kupiła. Grać się w te rzeczy nie dało, ale przynajmniej były markowe rzeczy i coś nowego, co mieściło się w całkiem przyzwoitym budżecie.
Hot wheels Unleashed na pewno do takich gier nie należy. Może i nie jest idealne, ale zdecydowanie jest produkcją, przy której warto posiedzieć i miło spędzić czas. Szczególnie jeśli w dzieciństwie (lub do teraz) zbieracie małe samochodziki lub jeśli teraz macie pociechy, którym chcecie sprezentować fajne wyścigi. Gra ma swoje niedoskonałości jak trochę grindu i ten nieszczęsny model jazdy z fizyką, ale jako arcade’owe wyścigi sprawdzają się świetnie. Jeśli ktoś ma już dość Forzy czy NFS lub tęskni za Revoltem to myślę, że jest to pozycja dla niego.