Rogue-like, rogaliki, rogale... to chyba najczęściej pojawiające się słowa w naszej redakcji. Niejedną piekarnię można zawstydzić. Gry z tego gatunku napływają na Switcha w zawrotnym tempie, w zawrotnych ilościach. Mniemam, że twórcom ciężko jest się przebić z kolejnym tytułem, zwłaszcza że fani często mając już swojego faworyta, nie próbują konkurencyjnych wypieków. 12 października miał premierę Haunted House, czyli remake horroru wydanego na Atari 2600 w 1982 roku. Jak się ma odgrzewany kotlet do innych rogali? Zasmakujmy.
W odwiedziny do wuja Zachary’ego Gravesa wybiera się Lyn, czyli nasza główna bohaterka. W podróży towarzyszą jej bliscy znajomi, którzy zostają porwani przez potwory, które opanowały dom. Po krewnym również brak śladów. Dziewczyna tak więc rusza w poszukiwaniu fragmentów urny, dzięki której będzie w stanie zamknąć wrogie moce w jej wnętrzu. Historia banalna, ale po co więcej? Dla mnie strzał w dziesiątkę.
3… 2… 1… szukam!
Rozgrywka w Haunted House różni się od znanych nam rogue-lików, w których głównym zadaniem jest zabijanie wrogów. Tutaj twórcy stawiają na skradanie się. Młoda bohaterka jest wyposażona w latarnię, dzięki której nie tylko oświetli sobie drogę. Jest to jej główna broń, z której tak naprawdę skorzystamy w ostateczności.
Przemierzając pokoje posiadłości, będziemy dostawać różnego rodzaju misje np.: odnaleźć w skrzyniach posąg i umieścić go na wyznaczonym stole, czy zniszczyć trzy latarnie spętane magicznymi łańcuchami.
Po ich wykonaniu uzyskamy dostęp do kolejnych pomieszczeń. Wszystko to idzie ogarnąć oczywiście bez konfrontacji z wrogami. Jako że zawsze w grach wybieram drogę cichego eliminowania wrogów lub też omijania ich bez zauważenia, to pomysł na taki, a nie inny gameplay przypadł mi zdecydowanie do gustu.
Lyn poza wspomnianą latarnią wyposaży się po drodze w inne ciekawe przedmioty, które ułatwią graczowi podróż. Prócz najważniejszych przekąsek, które oczywiście odnowią bohaterce życie, znajdziemy w skrzyniach rzeczy pozwalające niezauważenie przejść obok wroga, bez których byłoby to niemożliwe. Niewidzialność na 20 sekund? Jest! Pułapki, które unieruchomią lub odwrócą uwagę? Są! Przeurocze klapki przypominające kotki też się znajdą. Ich zadaniem jest wyciszenie kroków Lyn, bo to też jest istotnym elementem gry. W dolnym rogu jest pasek, który wyświetla poziom wydawanych dźwięków przez nią – im głośniej, tym łatwiej zwrócić uwagę wroga, dlatego skradanie się (ZL) jest bardzo ważne. Aby utrudnić je, twórcy rozmieścili w pokojach małe stoliki z wazami. Nieumyślne uderzenie ich spowoduje zrzucenie naczynia i wydanie groźnego dla nas dźwięku. Wydaje się, że ominięcie go to nic trudnego, lecz sam skupiając się na wrogach, przypadkowo obijałem się o stoliki, a tych jest po kilka w pomieszczeniu. Dodatkowo rzut izometryczny nie ułatwia obejścia ich.
Home, sweet home
Podczas „zwiedzania” posiadłości nie tylko zdobędziemy wspomniane przedmioty, a również złoto, klejnoty i przedmioty kolekcjonerskie. Jak to bywa w rogalach, po śmierci lądujemy na początku, czyli w tym przypadku w głównym holu. Tutaj wymienimy fioletowe kamienie na ulepszenia dla Lyn, m.in. zwiększymy pasek zdrowia i wytrzymałości, obrażenia latarni, czy pojemność plecaka, dzięki któremu bohaterka weźmie więcej przedmiotów ze sobą. W kolejnym pokoju egzystuje Sam, który jest zainteresowany elementami kolekcjonerskimi. W zamian za nie chętnie rzuci kolejnymi klejnotami. No i złoto, którego nie wydałem, bo nie miałem pojęcia, gdzie to mogę zrobić. Podczas kilku godzinnej rozgrywki nie byłem w stanie ani razu wymienić waluty. Początkowo myślałem, że może trzeba dojść do dalszego etapu gry, ale po pokonaniu dwóch bossów nie mogłem znaleźć chętnego na monety, które po śmierci i tak przepadły. Zgaduję, że gdzieś tam daleko jest ukryty NPC, sprzedający żarcie i pułapki, ale kto to wie? Ja nie!
Ładnie się urządziliście
Haunted House nie można odmówić uroku. Gra wygląda bardzo ładnie w stylistyce kreskówkowej. Pomieszczenia są pełne drewnianych mebli i zakurzonych bibelotów, które świetnie oddają klimat starej rezydencji. Dużym plusem są proceduralnie generowane pokoje, które po uwolnieniu przyjaciół zmieniają się jeszcze bardziej. Tytuł przez większość czasu działa bez zarzutu, poza walkami z bossami. Tutaj podczas większej ilości efektów gra lubi chrupnąć, ale nie wpłynęło to znacząco na walkę. Skradanie się w rogue-liku to ciekawy i niespotykany wybór. Lyn ze swoją latarnią zachęcają do cichego omijania lub eliminowania atakiem kończącym wrogów. Szeroki wachlarz przedmiotów zdecydowanie ułatwia przechodzenie do kolejnych pomieszczeń. Gra jest niemalże pozbawiona ekranów ładowania. Jedynie, do czego mogę się przyczepić, to brak języka polskiego, co może utrudnić niektórym zrozumieć działanie itemów. Niemniej Haunted House od Altered Orbit Studios to dla mnie zdecydowanie bardzo miła niespodzianka, którą polecam z czystym sercem.
Dziękujemy firmie Uber Strategist za dostarczenie gry do recenzji.
Dziękujemy firmie Uber Strategist za dostarczenie gry do recenzji.