Futurystyczne wizje artystów nigdy do mnie nie przemawiały, a miasta pełne neonów, czy pojazdy lewitujące tuż nad powierzchnią drogi to obcy mi temat. Długo wyczekiwany przez wszystkich Cyberpunk 2077 w moim przypadku zadziałał jak kauczuk ze ścianą. No nic. Świeżo wydany Gripper mimo zaimplementowanego wyżej wspomnianego świata miał to coś, co przykuło moją uwagę. Tylko co? Ciekawie zapowiadający trailer, energiczny soundtrack, czy może zaciekłe batalie z bossami?
Wszystko zostaje w rodzinie
Młody chłopak o imieniu None (lepiej brzmi niż Nikt) na swoje urodziny otrzymuje zabawkę kota, po czym przed oczami ukazują nam się maile od rodziców, w których piszą by główny bohater wrócił do domu. O co chodzi? Nie wiem. Ostatnia z wiadomości mówi, by None jednak nie wracał, ale wiadomo, że zrobi na przekór.
Tak więc pojawiamy się w dziwnym świecie, na motocyklui ścigamy mechaniczną rękę, która należy do Zero, czyli głównego przeciwnika. Nadal to do mnie nie przemawia. Następnie None dostaje w „czepek” od owego bossa, a jego szanse na przeżycie są nikłe. Okazuje się, że mechaniczny kot, który był prezentem od rodziców żyje. Następnie składa protagonistę w całość i podłącza do pojazdu. Tylko w ten sposób może przeżyć. Uff… sam nie wierzę w to, co piszę. Dawno tak dziwnej (grzecznie ujmując) fabuły nie doświadczyłem.
Jazda bez trzymanki
Rozgrywka składa się z dwóch elementów – jazdy w tunelach i walk z bossami. Opuszczając naszą kryjówkę, wchodzimy do portalu, który rzuca nas do jednego z korytarzy. Te mogą się wydawać łatwe, ale z każdym kolejnym potrafią napsuć krwi. Naszym zadaniem jest przejechanie go i dostanie się do przeciwnika, a utrudniać Nam w tym będą pojawiające się przeszkody: przeszywające lasery, śmigła pokryte ogniem, lub pojawiające się znikąd ściany. Jednocześnie w pewnych momentach gra wymaga wciśnięcia odpowiedniego przycisku, by na przykład skoczyć lub zrobić wślizg. Każdy kontakt zabiera jeden pasek życia (mamy ich cztery), a w razie niepowodzenia zaczynamy… od nowa. Niestety tunele nie posiadają checkpointów, co bywało dla mnie utrapieniem. Te końcowe strasznie się dłużyły, a rozpoczynanie ich od początku przyprawiało mnie o ból głowy. Druga sprawa to hitbox, który wydaje się zbyt duży. Omijając przeszkody, byłem pewien, że jestem w dobrym miejscu, po czym okazywało się, że podobno w nie uderzałem. Brak checkpointów, czy ogromny hitbox – ciężko powiedzieć, co było gorsze.
Co do walk z bossami, to nie wiem jak na nie spojrzeć. Niby się różnią, każdy inny, ale wykańczanie ich to ta sama bajka. Co do samego designu nie będę się czepiał, bo są całkiem fajnie zaprojektowane (ale z nóg nie zwalają). Znajdziemy jakiegoś robo-pająka, czy opancerzoną ciężarówkę. Tylko ta walka… Motocykl None jest wyposażony w linkę, która jest jego… główną bronią. Prócz unikania wrogich ostrzałów, naszym zadaniem jest zaczepienie hakiem jednej z części pancerza bossa i odrywanie ich po kolei, aż jego pasek życia spadnie do zera. Na koniec wyrywamy jego serce i to tyle! W pewnych momentach zaczyna panować chaos, bo ostrzałów jest coraz więcej, lecz to nie zmienia faktu, że walki są mało urozmaicone i na dłuższą metę nudne.
Przegląd pojazdu
Nie mogłoby się obyć bez personalizacji i ulepszania pojazdu. To pierwsze to tylko wybór malowania, więc nie zaszalejemy. Ulepszenia składają się z pasywnych (zwiększenie paska życia, ulepszenie apteczek, czy przyspieszenie regeneracji energii) i użytkowych, czyli różnego rodzaju miny, rakiety, podręczne apteczki czy drony. Do upgrade’owania są potrzebne punty, które otrzymujemy za pokonanie bossa, lecz jeśli nadal Wam mało, to śmiało, można wrócić do nich i wykonać misje poboczne, za które lecą kolejne. Niektóre ulepszenia wymagają też serc pokonanych przeciwników (a tych więcej nie wydropimy), więc w tym przypadku nad wyborem trzeba się grubo zastanowić. Mnie to drzewko nie przekonało, nie spędzałem w nim czasu. Po prostu wydawałem punkty jak leciało, a z umiejętności nie korzystałem (prócz apteczek).
Złapałem gumę!
Gripper po zwiastunie zapowiadał się naprawdę ciekawie. Fabuła to jeden wielki miszmasz. Nie wiadomo czemu bohater zniknął, skąd się wziął Zero, czy dlaczego kot-zabawka żyje? Element pościgu w tunelach na dłuższą metę są frustrujące przez brak checkpointów i niezrozumiałe hitboxy… z resztą, jak i cały ich zamysł. Przeszkody biorą się znikąd, a całość odbywa się w kosmosie? Walki mogły być mocną stroną tytułu i go uratować, a wypadły co najmniej słabo.
Dziękujemy firmie Heart Core za dostarczenie gry do recenzji.