Uwielbiam Cupheada. Pewnie jakbym robił swoją topkę gier, to ten boss rush miałby bardzo wysokie miejsce. Ukończyłem go kilkukrotnie. Zawsze dawał tonę uśmiechu i zapewniał ten pozytywny wjazd na ambicję. Enchanted Portals nawet nie kryje swoich inspiracji. Próbuje nawiązać do wyjątkowego stylu artystycznego, a gameplay zdaje się wręcz kopiować. Opatentować takie coś trudno, więc obejdzie się bez jakiegoś pozwu ojców Filusia i Kubusia. Z drugiej strony… szkoda kopać leżącego.
Nie wchodź do tego portalu!
Te zaczarowane portale przeniosły mnie do bardzo mrocznego miejsca. Kolorowa oprawa nie pomogła wymazać z głowy dramatu, jaki odczuwałem, siedząc po drugiej stronie ekranu. Ten tekst też zamierzam wywrócić do góry nogami i napisać już teraz, że to bezapelacyjnie najgorsza gra, jaką przyszło mi w tym roku recenzować. Aż zaczynałam żałować, że niesławny Gollum nie doczołgał się na Switcha, a niedawny Kong nigdy do mnie nie przywędrował na testy. Z chęcią bym zobaczył, czy mają coś na to ustrojstwo.
Zacznijmy może od tego, że to niekoniecznie boss rush, jaki znamy z protoplasty. Gra często reklamuje się tymi walkami, ale są one poprzedzone levelami platformowymi. Run & Gun z Cupheada zalęgło się tu i rozprzestrzeniło niczym wirus. Tam dodatek, tu potężna część (krótkiej) całości. Tam przyjemna i responsywna odskocznia, tu jakaś pokraczna imitacja gry.
Albo działa źle, albo ja zapomniałem jak trzymać pada
O ile ta rysowana grafika jest “akceptowalna”, a mroczny las witający nas na starcie wygląda przyzwoicie (...na tle całej reszty), tak pierwszy ruch/skok postaci nokautuje nasze wszelkie nadzieje. Twórcy wyłożyli się na pysk już na samych mechanikach. Chcieli skopiować Cupheada, ale tego nie umieli zrobić. Kombinacja ctrl+c i ctrl+v ich zdecydowanie przerosła.
Mamy tu podwójny skok, strzał, dash, jak i ten przycisk zamrażający postać w miejscu i pozwalający dokładniej mierzyć. Tyle że nic nie ma to wspólnego z dokładnością, a gra nie ogarnia naszych ruchów analogiem. Strzał po skosie był udręką tak wielką, że przerzuciłem się na niewiele lepsze ciskanie pociskami skacząc. Grając w Enchanted Portals można mieć wrażenie, że controller nam się popsuł. Nie rzucajcie padem o ścianę! Skakanie po platformach ma się niewiele lepiej, a na domiar złego przeciwnicy mają przypisane sobie kolorowe powłoki/tarcze. Paskudnie wyglądające, paintowe okręgi, które nakazują nam zmiany swoich pocisków. Mamy trzy - ognisty, lodowy i jakiś kwas, więc walcząc z podrzędnym mobkiem, musimy wybrać odpowiedni żywioł chcąc go zabić. Nawet nie wiem, po co to tłumaczę, bo gra jest tak okrutnie zła, że nie szczęśliwcy, którzy ją kupili, będą starali się przebiec te platformowe paskudztwa, żeby tylko powalczyć z jakimś bossem.
W nagrodę za taki sprint dostaniemy jakiś narysowany obrazek (całkiem ładny), mający nas wkręcić w wątek fabularny. W nim chłopiec i dziewczynka, zaczynają bawić się w magię i ku niezadowoleni kota otwierają miejsca, które powinny zostać zamknięte. Oczywiście intro za pierwszym razem mi się nie odpaliło, ale mogłem posłuchać jego piszczących dźwięków przy czarnym ekranie. Zobaczyłem go za drugim podejściem, gdyż w trakcie ogrywania pierwszego świata gra zaliczyła crasha i wyjście do Switchowego pulpitu. Traumatyczne doświadczenie, kiedy musiałem powtarzać dwa levele platformowe tego badziewia. Niby 10 minut mojego życia, ale łzy cisnęły się na oczy.
Tu wszystko jest złe! Postać pływa po ekranie, utrudniając nam czerpanie nawet tej masochistycznej "radości", a walka z bossem kończy się gdy... ekran nam zniknie. Ot, taka zaawansowana technika z Windows Movie Makera. Nie dajcie się zwieść momentami nieźle wyglądającym obrazkom. W ruchu już tak kolorowo nie będzie.
Filuś i Kubuś są bezpieczni
Dwaj bracia mogli zawrzeć pakt z Diabłem, ale ten nie namieszał w ich statusie. Enchanted Portals jest idealnym hołdem dla Cupheada. Pokazuje, jak świetna była to gra i jak marne są próby jej naśladowania. Jeśli zjadłeś na niej zęby i kusi Cię sprawdzenie czegoś innego w tym klimacie, to dobrowolna lobotomia będzie przyjemniejszym doświadczeniem. Może dzięki niej uda się zapomnieć i poznawać tamtejszych bossów od nowa. Tych znać nie chcesz. Niby oferują to samo, ale w upośledzonej formie, która poddaje wątpliwości nasze hobby i sens jego kontynuowania.
"- Jest taki stary dowcip. Dwie ważne damy jedzą w resorcie Catskill Mountain. Jedna z nich mówi: Jedzenie jest tu naprawdę okropne! A druga odpowiada: Tak, wiem. I jakie małe porcje! Takie właśnie mam podejście do Enchanted Portals. Pełne samotności, smutku, cierpienia i niezadowolenia. A to wszystko o wiele za szybko się kończy.” - Woody Allen, "Annie Hall" (1977)
Dziękujemy firmie Perp Games za dostarczenie gry do recenzji.
Plusy:
Ma świetne wzorce i czasami miewa przebłyski należytego wykorzystywania ich…
Minusy:
…by zepsuć wszystko pozostałe
Sterowanie jest fatalne i często nie reaguje na nasze polecenia
Sekcje platformowe są tragiczne, a wymuszanie zmian broni głupie i brzydkie
Crashe wywalają grę do pulpitu (lub przynajmniej pozbawią nas możlwości obejrzenia cutscenki - nie to, że jakoś jej pragnąłem)