W obecnych czasach gry niezależne przestały być niszowe i często walczą bark w bark z tytułami AAA o zainteresowanie graczy. Rynek jest zapchany wieloma tytułami i nowym ciężko się przebić, ale sytuacja wygląda inaczej w przypadku Elderand.
Trzeba sobie utorować drogę
Przygodę zaczynamy jako najemnik z jasnym celem do osiągnięcia. Nie jest prosty, a z czasem może się wydawać niemożliwy do zrealizowania.
Eksploracja w celu odnalezienia sekretów świata i elementy RPG to jedne z pierwszych elementów rzucających się w oczy. Dopełniają aspekty platformowe i akcję tocząca się w trakcie przygody. Walka przypomina tytuły z gatunku Soulslike, więc początkowo było mi ciężko, bo ginąłem więcej, niż ustawa przewiduje.
Świat podzielono na biomy, zaczynamy w dżungli, by później przenieść się do miejsc inspirowanych twórczością Lovecrafta. Sterowanie w trakcie eksploracji jest proste, a pojawiające się co chwilę skrzynie, pokazują, że wiele może się wydarzyć. Poruszanie się jest niezwykle płynne, ale schody zaczynają się, gdy trzeba sporo skakać. Skokom brakuje precyzji i przez to cierpią elementy platformowe i ostatecznie wkrada się lekka frustracja. Najbardziej to widać w trakcie potyczek, gdy trzeba uciec od wroga/wrogów, prawdopodobieństwo porażki się zwiększa.
Sytuacja ulega poprawie, gdy odblokujemy podwójny skok, ale nie zmienia to faktu, że ten element powinien być lepiej wykonany.
Warto wracać do poprzednich biomów po odblokowaniu nowych umiejętności. Poszukiwania lepszego sprzętu są wtedy łatwiejsze. Elderand nagradza gracza, więc powroty do poprzednich miejsc nie są frustrujące i warto poświęcić na nie czas.
Tu się walczy
Walka z różnorodnymi przeciwnikami jest świetnie wykonana. Wszystko za sprawą wielu broni i charakterystycznych dla nich ataków. Znaleziony na początku miecz i tarcza nie posłużą długo, bo w trakcie przygody znajdziemy lepszy oręż do utorowania sobie drogi.
Bronie i ich ataki pokazują piękno Elderand, a uproszczone mechaniki RPG pozwalają rozwinąć postać. Punkty można rozdać na jedną z czterech części powiązanych z bohaterem. Tworzenie różnych buildów jest jak najbardziej możliwe, wszystko zależy od pakowania punktów w odpowiednie elementy rozwoju postaci. Eksperymentowanie to podstawa, jeśli nie chcemy, żeby wkradła się nuda, a tworzenie oręża lub ulepszanie obecnego w tym pomaga. Wspomniane mechaniki nie mogą w pełni zaistnieć, bo podstawowi wrogowie nie należą do wymagających. Ich ataki są powtarzalne i wszystko kończy się na zadawaniu większych obrażeń od aktualnego przeciwnika. To kwestia życia i śmierci, kto zaatakuje szybciej, przeżyje.
Bossowie wypadają nieco lepiej pod tym względem, ale nie ma ich wielu i przez większość czasu walczymy z mniej wymagającymi adwersarzami.
Nietypowe przedstawienie historii
Świat przedstawiony w Elderand tętni życiem i wygląda wspaniale. Wykonanie postaci i jej wrogów jest najwyższych lotów, dzięki temu każdy z biomów wygląda inaczej i może się podobać. Ręcznie malowane tła są świetne, a większość animacji stoi na wysokim poziomie. Walka, walką, ale czy jest tutaj fabuła? Historię przedstawiono w nietypowy sposób. Wszystko przedstawiono w formie korespondencji pomiędzy poprzednikami najemnika, w którego się wcielamy.
Wielu może się to nie spodobać, bo aby poznać historię, trzeba przejrzeć każdy zakamarek. Z drugiej strony są ci, którzy mogą chcieć samej walki, ale stracą sporo, nie poznając historii. Ciężko znaleźć odpowiednie podejście do tej części, ale gracz ma wybór.
Czy warto zagrać w Elderand na Nintendo Switch?
Elderand to świetny tytuł, eksploracja stoi na wysokim poziomie, podobnie jest z prezencją i elementami RPG. Nieco gorzej z walką i przedstawieniem historii w tytule, ale to zależy od podejścia gracza.
Dziękujemy Graffiti Games za dostarczenie gry do recenzji