Pixel art – zdecydowanie mój ulubiony styl graficzny. Przez lata wykorzystywany do tworzenia prostych, ale też bardziej zaawansowanych mechanicznie gier. Przyznam szczerze, że o Eastward nie wiedziałem nic, ale gdy dowiedziałem się, że dane mi będzie recenzować ten tytuł, zrobiłem mały research. Po skonsumowaniu paru filmów oraz grafik wiedziałem, że czekać mnie będzie niezwykła przygoda.
John i Sam.
Po uruchomieniu gry ukazuje nam się film wprowadzający, który przedstawia nam ten dziwny, tajemniczy i zarazem piękny świat. Ta dwuminutowa scenka ukazuje nam głównego bohatera – Johna, który przed laty znalazł tajemniczą dziewczynkę imieniem Sam w porzuconym podziemnym laboratorium.
Postapokaliptyczny klimat.
Jeśli chodzi o fabułę, jest to zdecydowanie najmocniejszy punkt tej produkcji. Liczba wątków, zawiłości fabularnych jest tak duża, że miłośnicy przejmujących historii będą wniebowzięci. Odkrywając kim naprawdę jest Sam, nie raz będziemy zbierać szczękę z podłogi.Eastward należy do gatunku gier przygodowych, choć jest tu też trochę elementów RPG. Większość gry spędzimy na rozmawianiu oraz eksploracji tego pięknego świata, choć jest to idealnie zbalansowane z fragmentami, w których walka gra istotną rolę.
Spora liczba dobrze napisanych postaci i wątków nie pozwala narzekać na nudę. John jest tutaj przedstawiony jako przyszywany ojciec Sam. Jest on małomówny (czasami mamy wrażenie, że jest niemową) i raczej spokojny. Kontrastem w tej historii jest jego przybrana córka, która jest rozgadana, wesoła i skora do pomocy innym. W Eastward spotkamy też mniej lub bardziej zróżnicowane postaci, czy to pod względem charakteru, czy też pod względem ogólnego zachowania.
Oldschool, jak się patrzy.
Pixel art oraz kamera z widokiem „top down” to coś, czym cechuje się Eastward. Taki styl przywodzi nam na myśl old schoolowe jRPG z lat 90. Muzyka w tej produkcji jest czymś naprawdę niezwykłym. Czy to w etapach eksploracyjnych, czy to we fragmentach walki, muzyka sprawia, że naprawdę przyjemnie konsumuje się tę produkcję. W pierwszym wypadku jest to przyjemna, loftowa muzyka, dzięki której lokacje nabierają swojego charakteru. W przypadku walki, muzyka staje się intensywniejsza z bardziej agresywnym brzmieniem.
Almost perfect...
Przyznaję, że przy Eastward bawiłem się świetnie. Wciągająca historia, przyjemna dla oka grafika, idealnie dobrana muzyka oraz bohaterowie tacy jak małomówny John, czy tajemnicza i zarazem słodka Sam, to zdecydowanie wystarczające powody, dla których warto odpalać „pstryczka”. Gra, czy to w trybie zadokowanym, czy hand held działa na Switchu idealnie. Nie zdarzyła mi się żadna przykra niespodzianka spowodowana problemami technicznymi.
Żeby nie było tak idealnie, czas trochę ponarzekać... Wielkim minusem tej produkcji jest zdecydowanie przedłużanie niektórych dialogów. Często zdarza się, że bohaterowie rozmawiają o rzeczach nieznaczących. Skupiamy się na dialogach, ale tak naprawdę nie wnoszą one nic do fabuły, czy też odbioru postaci. Specyficzna oprawa audiowizualna na pewno nie każdemu przypadnie do gustu. Mało angażujący system walki sprawia, że czasem szukałem przycisku omijającego te fragmenty, by skupić się na eksploracji świata.
Pomimo wszystkich przedstawionych (subiektywnych) wad, Eastward jest grą godną polecenia. Piękny, tajemniczy świat połączony z angażujacymi wątkami fabularnymi z pewnością mogą wciągnąć miłośników tego typu gier na wiele godzin.