Dr Fetus Mean Meat Machine

Właściciel zdjęcia: Team Meat

Recenzja Dr. Fetus’ Mean Meat Machine na Nintendo Switch

Niewiele jest indyków, które tak mocno zakorzeniły się w świadomości graczy, jak Super Meat Boy. Gra banalna w swej prostocie i bezlitosna w gameplayu. Sam jestem jej wielkim fanem, trzymając w sobie mały żal za zmianę formy przy kontynuacji o podtytule Forever, gdzie nasze dzielne mięso stało się autorunnerem.

Po średnio przyjętym eksperymencie przyszedł czas na kolejny, jeszcze mocniej pozwalający sobie wywrócić wszystko do góry nogami. Dr. Fetus’ Mean Meat Machine zachowuje wspomnianą prostotę i brutalność wobec gracza, ale platformowe skakanie zamienia na grę z gatunku puzzli Match-4. Na Nintendo Switch od 22 czerwca 2023.


Mięso idealne


Fabularnie lądujemy zaraz po wspomnianym Forever, gdzie pomimo porażki Fetus zebrał sporo danych o ówczesnym protagoniście. Informacje te zamierza wykorzystać do stworzenia idealnego klona. Problemem okazały się próbki DNA, którym daleko do perfekcji i przypominają bardziej potwora Frankensteina. Nadszedł czas weryfikacji. Oddzielenia tych sprawnych, od skazanych na utylizację. W tym celu powstała seria wyzwań, z którymi poradzą sobie bystrzejsi, a polegną Ci, co polec musieli.

Oczywiście wszystko traktować trzeba z przymrużeniem oka. Nie chciałem zostawić na lodzie mistrzów fabuły śledzących ten wątek. Wiele osób machnie na niego ręką, choć oddać twórcom trzeba, że wszystkie wstawki filmowe na przestrzeni tej serii są genialne. Często nawiązują do innych gier, czy dzieł popkultury. Fetus oferuje ich niestety mniej, co mnie osobiście lekko smuci. Nic tak nie nakręcało do kolejnych zgonów, jak te kilka minut słonecznego, kreskówkowego wytchnienia.


Mięsiste porażki


Dla nieświadomych Match 4 to nic innego, jak puzzle, w których naszym celem jest połączenie czterech jednakowych części układanki w pionie lub poziomie. Kolejno spadają one z góry ekranu, a my niczym w Tetrisie wskazujemy im miejsce spoczynku. Tym ostatnim mogą się stać w dosłownym znaczeniu, kiedy tylko zetkną się z brutalnymi maszynami Fetusa. Gra może nie jest już platformówką, ale wciąż czyha na nasz fałszywy ruch. Początkowe poziomy budzą uśmiech politowania, by później role się odwróciły, a gracz stwierdził, że tworzył to ktoś psychicznie chory i się nad nim znęca.
1
Czeka tu na nas około 100 leveli, które trzymają się tradycji serii - de facto są krótkie, dynamiczne, ale będą nas biły tak długo, że nikt nie zechce im tego wypominać. Wszystkie maszyny są również utrzymane w standardach, zachowując swoją (wizualnie) pocieszną naturę. 

I krew… krew na ścianach też się zachowuje!

Naszym celem jest nie tyle wyczyszczenie planszy, co ułożenie określonej ilości kombinacji. Czasem jest ich wymagana garść, a przy bossach na końcu świata naturalnie wiele więcej. Każdy level posiada kilka checkpointów, do których możemy wrócić po nieuchronnej porażce, co nieco łagodzi nasz ból. Masochiści mogą tę opcję wyłączyć i męczyć się od początku za każdym razem, co na pewno wydłuży im czas obcowania z grą.
boss
I tu dochodzimy do małego kryzysu tożsamości, który nieustannie odczuwałem, choć nie przekreślił mi gry. Ta krzyżówka gatunków miewa problemy z określeniem siebie. W sytuacji, gdy naszym celem jest tylko kombinacja - obojętnie jakiego koloru - my polegliśmy już kilkanaście razy, zaczynamy nie tyle główkować, jak to ułożyć, a upychać wszystko kolanem. 

Przestawało to w moich oczach przypominać puzzle, a zręcznościowy aspekt przejął totalną kontrolę. Zjeżdżałem klockami, unikając pułapek, a przyświecała mi głównie nadzieja na lepsze losowanie w kolorach. Często trafiały się dwa jednakowe puzzle, co było jak wyciągnięcie ręki do bolejącego gracza. A czy zjeżdżanie jakimś puzzlem, to ideał gry zręcznościowej? Zabrakło mi tu tego swobodnego układania - w granicach rozsądku, bo seria z natury wykluczała relaks. Cechy wiodącej tego gatunku.


Krew, pot i match-4


Nie chcę przez to powiedzieć, że to gra zła. Bawiłem się nią dobrze/bardzo dobrze, choć wiedziałem, że nie będę w nią mistrzem i nawet niekoniecznie chce nim zostać. Zresztą podobne odczucia miałem przy wspominanym tu często Forever. Też grało się dobrze, ale magia pierwowzoru wyparowała. Frustracja dochodziła do głosu zbyt często. Bo tu już nie tylko masz coś przejść, ale masz to przejść dokładnie tak, jak zażyczyli sobie tego twórcy. A ja wolę grać i się w tym zatracić niż rozkminiać ich wizję. To mięso potrzebuje nieustannej kontroli, a pędzenie przed siebie - czy to puzzle, czy sam bohater - zwykle kończy się na małym zgrzycie.
2
Doceniam eksperyment, choć ma on swoje skazy, które nie pozwalały mi się w nim zakochać. Niby wszystko było na miejscu - ten styl graficzny, wyzwanie dla gracza - a jednak budziło często inne emocje. Wraz z kolejnymi skokami w bok Meat Boya, zaczynam coraz bardziej doceniać jego indyczego ziomka, Shovel Knighta. On też prezentował nam się w różnych odsłonach na przestrzeni lat, ale w jego przypadku absolutnie każda trzymała satysfakcjonujący mnie poziom.

Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Plan of Attack


Plusy:

Thumb Up

Stanowi wyzwanie, którego często w grach szukam

Thumb Up

Trzyma ten niepozorny styl graficzny serii, który uwielbiam…


Minusy:

Thumb Down

… choć mam żal za mniejszą ilość przerywników filmowych (detal)

Thumb Down

Kryzys tożsamości - za szybko staje się zręcznościówką, a przestaje puzzlami

7.5 / 10

Nasza ocena

Awatar

Niko Włodek



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz