Recenzja Detective Pikachu Returns na Nintendo Switch
Jestem świeżo po recenzji DS-owego Dementium (dzieciom zalecamy NIE klikać), więc najwyraźniej mamy jakiś okres sięgania po klasyki z tamtego okresu Nintendo. Nie to, że są to gry podobne, ale jak jest opcja wrzucenia do jednego worka dwóch tytułów tak od siebie różnych, to palce na klawiaturze mi się nie zawahają! Tam mroczny horror, tu pocieszna przygodówka z najpopularniejszą myszą na świecie - sorry Jerry, takie czasy.
Detektyw Pikachu powraca na nowej konsoli, z nowymi zagadkami, ale w nieco skostniałej formie, którą znają wielbiciele pierwszej części z 2018 (choć w Japonii premiera miała miejsce w roku 2016). Gra debiutowała na Nintendo Switch 6 października 2023.
Tylko dla PokeManiaków
Lata mijają, a detektyw dalej jest elektryczną kulką słodkości. Uzależnioną od kawy i dobrej zagadki. Towarzyszy mu Tim Goodman, syn jego zaginionego przyjaciela. Mając wspólny cel i odmienne zdolności lingwistyczne, starają się oni rozwiązywać zagadki, zbliżając do prawdy z zaginięciem Harrego Goodmana. Jeśli ktoś nie jest zaznajomiony z ich wcześniejszymi przygodami, to może liczyć na szybkie streszczenie od twórców z Creatures Inc.
Dłuższe dłubanie w fabule uważam za zbędne. Raz, że nic w niej przesadnie wyjątkowego - ot, następujące po sobie dość obszerne zagadki, aż do średnio szokującego finału - dwa, że sympatia do wszystkich Pokemonów jest tu konieczna, a jej brak może być najpoważniejszą blokadą dla ciekawskich graczy. O ile wszystkie PokeRPGi są wciąż przyjemną zabawą nawet bez wielbienia bohaterów, tak przygody PikaDetektywa takimi po prostu nie będą. To gra dla PokeManiaków i tylko dla nich. A jak przy okazji będą z młodszego przedziału wiekowego - tym lepiej.
Detektywem być
Najważniejsza kwestia do rozwiązania to czym w ogóle jest Detective Pikachu Returns. Wspomniałem, że to gra przygodowa, ale niekoniecznie jest to point & click, który stawia wyzwanie naszym szarym komórkom. Produkcja skierowana jest głównie dla najmłodszych, choć w Polsce barierą może być też brak polonizacji.
W grze sterować będziemy obiema postaciami. Są oni od siebie uzależnieni, bo w świecie, gdzie ludzie żyją w zgodzie z Pokemonami, tylko taki duet może komunikować się z obiema stronami. Tim, tak jak jego ojciec, rozumie swojego kompana, choć wciąż nie ma pojęcia, o czym mówi cała reszta pociesznych stworków. Dla ludzi zaś elektryczny Pokemon jest tylko sympatycznym gościem z gustowną czapką i “Pika, Pika” na ustach. Przy zbieraniu zeznań następuje klarowny podział obowiązków.A na zbieraniu zeznań, szukaniu poszlak, ciągłych rozmowach i bieganiu po dość małych lokacjach całość się opiera. To ten rozluźniający typ gry, który wymaga minimum naszej uwagi - mimo bycia grą detektywistyczną (?!) Pogubić się trudno, a kolejne rozmowy i zwiedzanie tego świata, to właśnie powody, dla których mówiłem o konieczności bycia wielbicielem marki. Musisz lubić je oglądać, musisz z podziwem obserwować ich zachowania, a sama możliwość wymiany kilku zdań to dodatkowy bonus w głowie fana.
Dla całej reszty taka pętla może być zbyt trudna do przełknięcia. Idziesz jak po sznurku po kolejnych punktach, aż otworzysz zeszyt z nową dedukcją, która czasami jest tak oczywista, że słowo “dedukcja” uważam za mocno naciągane. Kary za błędną odpowiedź nie ma, bo choć specjalnie na taką się pokusiłem, to Pikachu szybko naprostował moje zapędy.Okazjonalnie przyjdzie nam mashować przycisk, brać udział w misji skradankowej, ale w dużej mierze to odkrywanie świata Pokemonów w nowej formie. Możliwość ujeżdżania Growlithe’a (i innych w sumie też) przez naszego Pikachu i korzystanie z ich wyjątkowych umiejętności. Całość się pod tym względem rozkręca, czasem nawet miło zaskakuje (bardziej niż w samych zagadkach), więc łatwo sobie wyobrazić, jak wielką frajdę będzie to niosło komuś, kto kocha Pokemony. Co do tego nie mam żadnej wątpliwości.
Switch nie 3DS, swoje parametry ma
Złośliwi powiedzą, że to wygląda jak poprzednia odsłona sprzed lat. Kłamią, choć ich podejście bierze się z wyczuwalnego lenistwa twórców. Nie chcę przez to powiedzieć, że powrót tego detektywa wygląda jakoś wyjątkowo źle. Wiadomo, że nie dojeżdża do standardów (jak i Switch), ale jest kolorowo i akceptowalnie. Gdzieś od tego świata oczekuje takiego wizerunku, więc daleki byłem od odwracania wzroku.
Inna sprawa, że pewnie dało się ze Switcha wycisnąć więcej (co wiele gier udowadnia), a już na pewno można było pozwolić sobie na nieco obszerniejsze połacie terenów. Bardzo smutny jest tutejszy podział, gdzie po kilku krokach jesteśmy przenoszeni do nowego obszaru. Nie ma ciągłości. Ktoś powie, że to żaden problem, ale jeśli w grze kręcimy się tak dużo, to mnie zaczęło szybko uwierać. Nawet nie to, że trudno ten fakt przełknąć z poziomu gracza, a to, że nikt nie chciał zrobić tego lepiej - tu już z poziomu recenzenta.
Pika, Pika
I tu wychodzi kolosalna siła tej marki. Bardzo łatwo grubą krechą oddzielić od siebie grupy potencjalnych nabywców, którzy będą się kapitalnie bawić, od tych, którzy nie mają tu czego szukać. Jedni sobie wytłumaczą wszelkie niedoskonałości i będą się napawać samą możliwością pokierowania gadającym Pikachu oraz możliwością spotkania innych z Pokedexu, a drudzy wytkną ubogi gameplay, a i pewnie dorzucą do pieca za szatę graficzną. I absolutnie rozumiem obie te grupy. Dla mnie ciut za mało gry w grze.
Dziękujemy firmie Conquest Entertainmentza dostarczenie gry do recenzji.
Plusy:
Pikachu daje radę nawet bez głosu Ryana Reynoldsa z filmu
Mnogość Pokemonów do zobaczenia i pogadania
Czasami miło zaskoczy i wywoła szeroki uśmiech
Idealna dla najmłodszych fanów Pokemon
Minusy:
Bywa banalnie prosta i całość można przeklikać
Tonie w rozmowach i filmikach, które potrafią przynudzić
Świat jest podzielony na zbyt małe lokacje, a ewentualny backtracking daje się przez to mocno we znaki