Wrzucanie wirtualnych żetonów do Switcha trwa w najlepsze. Tym razem zamiast odtwarzania przyjemności sprzed lat, dostajemy świeżą pozycję, która tylko czerpie inspiracje z takich gier jak Metal Slug. Deathwish Enforcers po cichu trafiło na eShopa 28 kwietnia 2023 roku, nie zwracając na siebie zbyt dużej uwagi. Nadrabiam zaległości za nich.
W krzywym zwierciadle
Zły i chciwy syndykat chce przejąć kontrolę nad ulicami San Francisco. Jako część super specjalnej policyjnej jednostki Deathwish Enforces, Twoim obowiązkiem jest powstrzymać ich za wszelką cenę. Wyjść naprzeciw ich okrutnym zamiarom i powstrzymać ich lidera - Big Boss X.
Brzmi prześmiewczo? Dokładnie takie ma być! Deathwish Enforcers to parodia filmów akcji lat 60’ i 70’, gdzie inspiracje wyczuwalne są na każdym kroku. Wiele nawiązań jest tak oczywistych, że pewnie ocierają się o prawa autorskie. Naszych bohaterów łatwo przypisać do filmowych odpowiedników, a na przestrzeni 7 levelów spotkamy bossów, którzy jeszcze mocniej nawiązują do ikon popkultury.Jeśli ktoś dobrze kojarzy tamte czasy, to czeka go sporo radości i wspominek. A nawet jeśli nie rozpoznasz danej postaci, to wciąż poczujesz ten klimat i zrozumiesz założenia twórców. Będą brudne ulice, będzie dżungla, pościg na motorach, a i dla zombie miejsce się znajdzie.
Metal Slug Enforcers
Gameplay nikogo nie zaskoczy. Side-scrollerowy shooter jakich wiele, z mocno wyczuwalnymi korzeniami arcade. Liczba naszych ruchów będzie mocno ograniczona. Płynność też przywodzi na myśl tamte czasy. Nie mówię tego w złym sensie, bo doceniam trzymanie się stylistyki. Uczulam tylko, że na żadne unowocześnienia nie można tu liczyć. Jest skok, strzał i specjal - tyle.
Okazjonalnie trzeba odrzucić jakiś koktajl mołotowa, ale za to odpowiada ten sam przycisk. Pogubić się nie sposób. Nawet jak trafiamy na motor, to w zasadzie nie zmienia się nic. Swoją drogą te misje na motorze, to tak jak te na desce w niedawnym Turtles: Shredder’s Revenge - chcemy, żeby minęły jak najszybciej. W obrazku wygląda to słodko, ale za padem potrafi znudzić. Dwa takie etapy, to o półtora za dużo.Trudno mi było uniknąć skojarzeń z kultowym Metal Slugiem. Niby bez problemu mógłbym znaleźć innych przedstawicieli gatunku, czasem nawet bardziej podobnych (jak genialny Huntdown, który też tonie w filmowym klimacie tamtych lat - mocno polecam!), ale padło na wojnę z przymrużeniem oka. Wszystko za sprawą korzeni z salonów gier i ratowania kobiet w opresji, które przypominały tamtejszych jeńców. Dodatek służący podbijaniu naszej punktacji i nic poza tym. Nawet nie jestem pewien, czy jest jakieś podsumowanie o uratowaniu wszystkich z danej mapy.
Bawić się w to możemy do 4 graczy, co pewnie potęguje zamieszanie. Grając w dwie osoby, bywało ciężko wypatrzeć wszystkie lecące kule. Skoro to gra na modłę arcade’ów, to adekwatny jest jej poziom trudności. Nastawiony na bezczelne ogołocenie naszych kieszeni. A że mamy je wirtualne, to łatwiej przyjmujemy kolejne ciosy. Jeden strzał - umierasz.Na przejście gry mamy ograniczoną ilość kontynuacji, po których nastąpi Game Over. Domyślam się, że znajdą się wariaci próbujący tego dokonać “na jednym życiu”, a zwykli śmiertelnicy mogą skorzystać z powrotu do ostatniego levelu z poziomu menu. Tym sposobem, żeby nie wiem, jak wiele nam gra sprawiała problemów finalnie i tak doczołgamy się do końca. Świńskim truchtem, ale do przodu.
Na raz, ale nie do łatwego zapomnienia
Nie zawsze niezliczona ilość godzin i niekoniecznie otwarty świat. Czasem można się zrelaksować przy czymś szybkim, nawet jak niemiłosiernie bije. Moje filmowe zamiłowania zostały tu rozpieszczone. Łykałem ten klimat jak pelikan żabę, a gameplay akceptowałem takim, jakim jest, nie oczekując więcej. Deathwish Enforcers to prędzej ciekawostka dla chętnych, którzy wiedzą, czego szukają.Nie rozkocha w sobie nieświadomych - tak filmowo, jak i w arcade’owym graniu. Całość można skończyć w 1h, a wielu podstaw do powrotu nie widzę. Nigdy nie czerpałem frajdy z bicia rekordów w takich grach. Cała ta lista high score jest jak obowiązkowy dodatek z salonów gier. Nic mi po nim. Jeśli wrócę, to odprężyć się i poczuć ponownie ten klimat w krzywym zwierciadle.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Limited Run Games
Plusy:
Genialny klimat, przy którym wyłapujemy popkulturowe nawiązania
Gameplay od którego trudno oczekiwać więcej
Bossowie (może poza jednym - będziecie wiedzieli którym)
Możliwość powrotu do ostatniego levelu, to miłe wyciągnięcie ręki dla naszego relaksu (nie zawsze spotykane w takich grach)