Dear me, I was… dostało całkiem dużą promocję, wspominając o wcześniejszych dokonaniach twórców (Another Code), czy podkreślając wsparcie dla myszki, która tak zaciekle omija Switcha 2. Obiecano nam bardzo artystyczną i potencjalnie emocjonalną opowieść z życia jednej dziewczyny. To, co pominięto, był fakt, że jest to tytuł na 30 minut - na szczęście odzwierciedla to cena na poziomie 34 złotych. Trudno być przesadnie odkrywczym w przypadku tej pozycji - fantastyczne obrazy mieszają się tu z gameplayową nijakością. W zasadzie to po poznaniu tej przygody, mam bardzo duży problem nazwać to grą. Myślę, że klasyczne visual novelki mogą angażować swoimi mechanikami minimalnie bardziej, choć tu też tylko przeklikujemy się przez kolejne rozdziały historii. Naszym JEDYNYM zajęciem jest bardzo okazjonalne machanie kursorem po ekranie, które ma imitować rysowanie (właściwy obraz się po prostu pojawi) oraz spożywanie posiłków, czyli klikanie każdej pozycji z talerza. To tyle! Narracja bazuje w pełni na obrazkach, więc nawet nie nastawiaj się na czytanie. To akurat element uroku i sposób prowadzenia tej wirtualnej opowieści, w której interpretacja stoi po stronie widza. Potęguje to na pewno nasze zaangażowanie i łatwiej sięga po emocjonalne sznurki. Historia nie jest jednak niczym przesadnie zawiłym. Raczej przedstawia naturalny proces osoby zagubionej. Od najmłodszych lat skazanej na traumę, którą pogłębia późniejszy brak wytyczonej ścieżki. Towarzyszymy naszej bezimiennej protagonistce przez wszystkie trudne chwile jej życia. Zdarzają się te słodsze momenty, ale one mają duży problem należycie wybrzmieć - może poza samą końcówką.Gra będzie się z Tobą boksować, ale nigdy nie na tyle, by znokautować. Przynajmniej ja tego uniknąłem i dość luźno przyjmowałem kolejne kłody rzucane pod jej nogi. Te nieoczekiwane, jak i te wywołane przez swoje decyzje - tu jednak warto podkreślić, że nie wszystkie były dla mnie super czytelne (nie odbieramy na tych samych falach).
Nie jestem przesadnie wrażliwy, to fakt, więc i pewnie nie jestem idealnym odbiorcą takich treści, ale mam jedną zasadę, co do dramatów growych, filmowych, czy pisanych - muszą rzucić ryjem o podłogę. Wtedy to jest dramat. Dear me, I was… tego zwyczajnie nie dostarczyło. Dało się jednak zapamiętać, jako NIE-gra o ładnej estetyce i niestety dość banalnej akcji. Smutnej, ale pozbawionej wielkich zwrotów. Przeklikałem, zobaczyłem, zapomnę.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Warning Up
Plusy:
Świetny styl artystyczny
Adekwatna premierowa cena
Pierwiastki emocji…
Minusy:
…które doceniam, ale całokształt jest zbyt banalny
Bardzo krótkie doświadczenie bez podstaw na powtórkę