Recenzja Dagon: Complete Edition na Nintendo Switch
H.P. Lovecraft tak rozgościł się w świecie gier, że o inspiracji jego dziełami czytacie przy niezliczonej ilości okazji. Amerykański pisarz do dziś pozostaje żywy w swoich dziełach, a Dagon jest jednym z jego pierwszych, którego powstanie datuje się na rok 1917. Jest to jednocześnie uznawane za początek Mitologii Cthulhu, z której autor zasłynął.
Piszę te słowa przepełniony trwogą, jako że o północy nie będzie mnie już pośród żywych.
Powyższe wyraźnie wskazują formę narracji. Będziemy tu mieli do czynienia z testamentem udręczonego żołnierza. Wspomina on w nim o swoim przypominającym koszmar wydarzeniu, kiedy to wylądował na tajemniczej wyspie. Wyrzucony na brzeg dryfując po Pacyfiku, skrzyżował się z czymś, czego nigdy nie byłby w stanie sobie wyobrazić… Tu postawie pauzę, żeby nie uraczyć ciekawskich streszczeniem, choć sama nazwa Dagon podpowiada bóstwo, do którego mógł się autor odnosić.Z recenzją debiutującego na Switchu 10 października Dagon: Complete Edition jest ten problem, że… to trudno nazwać grą. I wypada mieć tego świadomość. Ona może i widnieje na Steam, dostępna bezpłatnie od września 2021 roku (nawet oceny ma przytłaczająco pozytywne), ale wciąż jest to bardzo specyficzny kawałek kodu. Jeśli musielibyśmy przypisać jej gatunek, to nazwalibyśmy ją visual novelką, choć i one miewają więcej gameplayu. Dagon od Bit Golem to interaktywna wersja klasycznego opowiadania. Będziesz mógł się rozglądać, w ograniczonym zakresie zaczerpnąć jakiejś ciekawostki z ekranu, ale na tym Twoja rola się kończy. Nie pozwiedzasz i nie wpłyniesz jakkolwiek na przebieg.
Wszystko zostało jednak bardzo fajnie przedstawione i obudowane klimatycznym lektorem, więc nawet jeśli komuś proza Lovecrafta jest totalnie obca, to elektroniczny Dagon może być bardzo przyjemną i przejrzystą formą zapoznania się z nią. Oczywiście odbierze ona nam możliwość interpretacji i wizualizacji wydarzeń na swój sposób. Tu jesteśmy zdani na jazdę po szynach.Switchową cenę w wysokości 40 złotych niech usprawiedliwia fakt dodania trzech DLC w zestawie. W każdym z nich inne (krótsze) opowiadania Lovecrafta z różnych etapów jego życia. The Railway Horror sięga nawet do jego dziecięcych początków, kiedy miał 7 lat, a w The Little Glass Bottle czuć będzie element przygody. Nieco odmienny klimat, który zostanie też uraczony zmienionym stylem graficznym. Nowością stricte dla konsol będzie What The Moon Brings z 1922 roku.
Każdy fan Lovecrafta powinien się nad tym pochylić. Niemniej wszystko ze świadomością tego, co zastanie wewnątrz. Ta podróż do szaleństwa skończy się bardzo szybko. Fundament w postaci Dagon to zabawa na zaledwie 30 minut, a DLC są jeszcze krótsze. Jedynym powodem do powtórki, poza próbą utrwalenia książki, będzie odszukanie wszystkich znajdziek/ciekawostek, często poukrywanych na ekranie. Nie wiem, czy to wystarczająca wymówka, ale wiem, że nawet niechętni do visual novelek (jak niżej podpisany) dadzą się oczarować tej atmosferze. Sam byłem zaskoczony jak mnie to pochłonęło i jak dobrze się to czyta (tu też słucha i ogląda) po latach. To po prostu fajna rzecz, niekoniecznie gra.