Sporo tej skażonej strefy na Switchu ostatnio. Niedawno mogliśmy się cieszyć z oryginalnej trylogii S.T.A.L.K.E.R., a teraz dostaliśmy coś, co od początku miało być dla tego starszego kolegi alternatywą. Za Chernobylite odpowiada polskie The Farm 51, które 13 grudnia postanowiło wprowadzić swój tytuł na Switcha.Niewiele wskazywało, że ta krzyżówka survivalu z zarządzaniem swoją bazą kiedykolwiek przekroczy próg Nintendo. Nikt nie przypuszczał, że konsola ten ambitny projekt udźwignie, ale tu się rozmaże, tam zamgli, a loadingi znacznie wydłuży. Efekt może nie będzie idealny, ale… będzie. A my na Switchu jesteśmy na etapie, że będzie już nam musi wystarczyć.
W tym technologicznym aspekcie przeszkadzały mi głównie wspomniane loadingi. Gdzieś istnieje ta granica między długim-akceptowalnym, a “jezu dajcie pograć”. Wszelkie niedoskonałości graficzne akceptuje, bo nie gram na tej konsoli od wczoraj. Wiele wybaczamy na poczet naszej wygody, więc i tu jest to wszystko w granicach normy.Problem w tym, że sam Chernobylite nie jest grą wyjątkowo dobrą. Cierpi na kryzys tożsamości, którą odpłaca nam w formie monotonii. Wcielimy się tu w Igora, byłego pracownika elektrowni, który czuję potrzebę powrotu do Prypeci w celu odszukania swojej zaginionej narzeczonej. Czy ona faktycznie może gdzieś tam czekać po tylu latach? Niekoniecznie nazwałbym to ich “specjalnym miejscem”, ani tym bardziej nie chciał zestawiać z Silent Hillem 2, mimo horrorowych zapędów Chernobylite, ale fabuła i tutaj jest głównym motorem napędowym. Igor słyszy jej głos, miewa omamy, ale stara się nie poddawać wątpliwością swoich decyzji.
Tyle że samemu wrócić tam nie sposób. Tereny są okupowane przez uzbrojonych żołnierzy jednej organizacji, a każdy krok bliżej elektrowni zdaje się bardziej skażony. Potrzebni są ludzie chętni dołączyć do naszej (samobójczej?) misji, a o tych będziemy musieli zadbać sami. Gra zaczyna się od nieudanego szturmu, który należy powtórzyć. Tym razem z odpowiednim przygotowaniem.Tego dokonamy w nieliniowy, dowolny dla siebie sposób, za sprawą misji pobocznych/survivalowych, gdzie zbierzemy zasoby i przybliżmy się do nadrzędnego celu. Naszym zadaniem będzie zebranie grupki żołnierzy, jak i zapewnienie im godnych warunków życia. Godnych, jak na tamtejsze standardy, które nie rozpieszczają. Z zebranych materiałów rozbudowywać będziemy swoją bazę wypadową, a z pozyskanej żywności spróbujemy nakarmić ekipę. Morale i ich pełne brzuchy będą nam niezbędne.Każdy dzień zaczynamy od wyboru celu podróży/misji. Tak dla siebie, jak i dla podwładnych. O ich skuteczność zadbać możemy przez wyżej wymienione udogodnienia, a za siebie będziemy odpowiedzialni naturalnie sami. Misje to przeważnie dość małe i proste przebieżki po Prypeci. Okraszone powtarzalnością, jak i niezmiennie sokolim okiem przeciwników. Gra nastawiona jest na eliminację ich z ukrycia lub ogólne działanie niezauważonym. Choć ma akceptowalny model strzelania, to często postara się nam wyperswadować, że nie warto. Głównie za sprawą niebywałej celności pozostałych. Lubię, jak gra jest fair, a tu próba oddalenia się od walki w celu spokojniejszego przygotowania/uleczenia, jest trudna do realizacji przez świetnie mierzących wrogów. Ty już się oddalasz, Ty już zapomniałeś, a on i tak trafi, jakby miał czerwoną skorupę w Mario Kartach. Wszystko można sobie tłumaczyć wyszkoleniem wrogów, czy zjawiskami paranormalnymi, których tu znajdziecie pod dostatkiem, ale przyjemność i tak będzie z tego niewielka.
I ta gameplayowa spirala się szybko wyczerpuje. Nigdy nie czujesz wielkiej konieczności do rozbudowy bazy, a i zbieranie kolejnych surowców nie podgrzewa atmosfery za kontrolerem. To po prostu szereg zadań, gdzie okazjonalnie nawiedzi Cię tajemniczy Stalker, dostaniesz jakąś misję, która ewidentnie stara się być ważniejsza i pchnie niektóre relacje naprzód, aż dopniesz swego i rozwikłasz tę główną tajemnicę, która swój solidny początek rozmemła pod kocem bajerów sci-fi. Podróże w czasie, tajemne teleporty, świat między światami - banały, których Czarnobyl w ogóle nie potrzebuje, a i ja nie jestem ich specjalnym fanem. Najsmutniej jednak będzie, jak wybierzesz kolejną wyprawę, która rzuci Cię praktycznie na to samo. Tych samych wrogów, te same tereny i nieznacznie inny cel. To wtedy ta wersja Czarnobylu pokaże swe najbrzydsze oblicze.Gdzieś tu leżała lepsza gra, co może postara się udowodnić nadchodząca kontynuacja (niewykluczone, że będąca powodem tego portu). Chernobylite w tej formie jest po prostu średniakiem, którym można się przez chwilę zachłysnąć (to już coś!), ale głębsza analiza raczej podpowie zachowanie bezpiecznego dystansu. Początkowe zainteresowanie będzie stopniowo słabnąć. Największy błąd to porównywanie do S.T.A.L.K.E.R.'a, bo choć podobne i nadające z tego samego miejsca, to stawiają nacisk na inne elementy. Zresztą z tego starcia mógłby wyjść tylko jeden zwycięzca.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Wire Tap Media
Plusy:
Klimat i wątek fabularny z horrorowym zacięciem (choć na ostatniej prostej nieco przekombinowany)
Powiedzmy, że dowolność w doborze misji i dbanie o ekipę ma swoje uroki
Działa i da się grać, a dla Switcha to już sukces...
Minusy:
...ale loadingi dają się we znaki
Powtarzalność i monotonia są nieodłącznym elementem tego Czarnobyla
A wątki sci-fi wydają się temu miejscu niepotrzebne
Wrogowie mają sokole oko i czasami odechciewa się iść na wymianę ognia