Marvel Midnight Suns nigdy nie doczołgało się na Nintendo Switch. Były zapowiedzi, ale specyfikacja konsoli nie pozwoliła ich urzeczywistnić. Prześmiewczo można powiedzieć, że to bardzo dobrze, bo gra, choć znajdzie swoich nielicznych amatorów, nigdy nie zyskała wielkiej sympatii graczy.
Spragnionych superbohaterskich wrażeń w turowym/taktycznym sosie postanowiło ratować Spitfire Interactive. Capes to klasyczny reprezentant gatunku, który nie może liczyć na wsparcie znanego uniwersum i jego rozpoznawalnych herosów. Zamiast tego prezentuje przed nami od podstaw zbudowaną historię i wymyślonych na potrzeby gry protagonistów w tytułowych (często umownych) pelerynach. Gra trafi na Nintendo Switch 29 maja 2024 roku.
Złoczyńcy wygrali
Historia przenosi nas do King City, w którym wiele lat temu doszło do triumfu złoczyńców. Dumnie rozsiedli się oni w strukturach miasta i założyli organizację terroru. Jej podstawowe założenia są banalnie proste - supermoce są zakazane. Każdy, kto objawi swoje specjalne zdolności światu, zostanie natychmiast schwytany. Wyjście z tej sytuacji jest wtedy jedno - dołączysz do organizacji albo Cię nie ma.
To oczywiście doskonały punkt wyjściowy do stworzenia ruchu oporu. Ten, dowodzony przez podstarzałego Doctrine’a, ma plan przeciwstawić się rządowej organizacji i ocieplić imię mutantów. Do tego celu będzie potrzebna szybka reakcja na każdą przesłankę o supermocach. Dla King City to szansa na lepsze jutro, a dla gracza wymówka, by zwerbować nowych herosów do swojej ekipy.
Bez kart, czysty skill
Mówiąc klasyczny reprezentant gatunku taktycznych gier turowych, możecie mieć już pewne wyobrażenie w temacie gameplayu. Każda misja, tak główna, jak i poboczna, to rzucenie nas na mapę podzieloną na pola/kafelki, gdzie przyjdzie nam rozprawić się z przeciwnikami. Czasami bez rozgłosu, innym razem idąc na brutalną wymianę ciosów.
Każda postać ma oddzielne punkty ruchu i akcji. Nie jest tak, że wykonanie tego drugiego kończy nam definitywnie turę (a tak bywa często w tych grach). Możemy atakować, a potem oddalić się w bezpieczniejsze miejsce. Wszystkie chwyty dozwolone. Zazwyczaj jest to wszystko przyjaźnie uproszczone, a akcje przyjdzie nam wykonać dwie z dostępnej puli.
Pula oczywiście rośnie wraz z rozwojem naszych podwładnych. Każda misja rozdziela proporcjonalnie punkty XP według wykonanej przez postać roboty. Punktują tylko ci, którzy brali udział w misji, więc chęci podszkolenia pozostałych mogą wiązać się z powtarzaniem scenariuszy. Dla mnie to zawsze problematyczne i mam lekki żal, że Ci odstający od reszty nie dostają jakiegoś boosta. Nigdy nie wiesz, kiedy ich umiejętności mogą się przydać podczas misji, a level może na to realnie nie pozwolić.Inna sprawa, że samo podniesienie poziomu postaci, to jedynie wierzchołek góry lodowej. Prawdziwy rozwój następuje w naszej bazie, gdzie rozdysponowujemy Skill Pointsy. Dostępna ich ilość jest zależna od naszych poczynań w poszczególnych misjach. Każda ma poboczne zadania pokroju wykonania konkretnych czynności kilkakrotnie - od rozbrojenia wroga po użycie umiejętności. Nie jestem zbyt wielkim fanem takiego stanu rzeczy, bo wymusza on na mnie działanie często odmienne od zamierzonego. Masz jakiś plan działania, a z tyłu głowy czujesz się zmuszony do innych ciosów, żeby dostać te bardzo skąpo rozdawane SP. Często będzie też tak, że wykonanie wszystkich wyda się zwyczajnie niemożliwe na obecnym poziomie postaci. Czuć, że twórcy chcą zmusić graczy do powtarzania misji, co sztucznie wydłuża rozgrywkę.
Dla rodziny
A ta jest całkiem wymagająca i mówię tu o poziomie Normal, którym się bawiłem. Nasi superbohaterowie to młokosy, więc ich niedoskonałości łatwo sobie tak tłumaczyć. Misje, w których biorą udział, to często pierwsze doświadczenie z terenu. Swoje kroki faktycznie musimy tu przemyśleć, ale to bardzo duży plus Capes. Zgrabny balans, gdzie czujesz wyzwanie, ale jednocześnie nie odmówisz przystępności.
Bierze się to z różnorodności naszych bohaterów. Klasy mają wyraźny podział i należy brać pod uwagę mocne i słabe strony wszystkich. Jedni będą typowymi tankami, którzy zyskają, zbierając ciosy, a inni korzystać będą z ataków dystansowych czy skrytobójstwa. Kluczowe dla sukcesu mogą okazać się Ultimate ataki poszczególnych postaci, na które trzeba sobie zasłużyć w trakcie misji - od wspomnianego obrywania po backstaby i inne cechy szczególne postaci. Są one równie dobrze wyważone co cała reszta i potrafią odwrócić bieg misji. Co ważniejsze nie są podyktowane ograniczeniami punktów ruchu i akcji będąc niezależną umiejętnością zagłady.
W Capes dużą rolę odgrywa również sama drużyna. Zależności poszczególnych wojowników, których nie musimy się domyślać sami. Wszystkie ataki drużynowe automatycznie pojawiają się na pasku umiejętności, gdy tylko kompan jest w ekipie. Mają one swoje wymogi związane z odległością bohaterów od siebie oraz widocznością, a ich efekt to zwyczajnie zwiększenie obrażeń danej akcji.
Switch bez peleryny
Na ten moment mamy dość standardową, ale bardzo sympatyczną grę taktyczną. Ma ona swoje niewielkie grzechy i występki, z którymi można się pogodzić w trakcie trwania rozgrywki. W ogólnym rozrachunku, jeśli ktoś gustuje w turówkach, to zdecydowanie powinien rzucić swoim okiem w tym kierunku.Całość śledzi się jak komiks. Są dymki z wypowiedziami i voice acting. W bazie dostajemy poboczne rozmowy przybliżające nam postaci, a dossier przyjdzie z opisami każdego. Tyle że niewiele to może pomóc przy tak miałkim sposobie pisania. Cutscenki są po prostu przeciętne, a postaci mają może wyraźnie zarysowane kontury (kim jest, co potrafi), ale cała ich reszta jest przezroczysta. Oczy trzeba będzie przymknąć, żeby się z nimi polubić. Nijaki zestaw charakterów. Za przykład dla twórców powinien posłużyć ponad 20-letni Freedom Force, który może i postawił na totalnie przerysowaną ekipę, ale potrafił ich przedstawić w fajnym świetle i pozwalał się nimi zainteresować.
O ile wcześniejsze moje irytacje to kwestia gustu i możecie o nich już nie usłyszeć w innych recenzjach, tak sposób przedstawienia tej opowieści, nikogo nie przyklei do konsoli. On po prostu tam jest, a ja walczyłem z tym, żeby mnie interesowało. Szkoda, bo punkt wyjściowy był dobry.
Problemy mogą też przyjść wraz ze Switchem. Tekstury wczytują się tu wolniej, co może wypluć nam na ekran kwiatki pokroju tego poniżej (twarz matki). Na szczęście trzyma to przyzwoitą liczbę klatek, a nawet jeśli spowalnia, to w grze turowej nijak nie wpływa to na rozgrywkę. Możliwe jest to dzięki graficznemu downgrade’owi, do którego już powinniśmy przywyknąć. Klasycznie rozmazane tekstury w trakcie walk krzyżują się tu z przyjazną kreskówkową oprawą w samej bazie.Capes mimo wszystko miło zaskoczyło. Oczekiwania miałem żadne, a zapełniło lukę, jaka powstała po ukończeniu Tactics Ogre: Reborn (zeszło mi się, wiem). Turówki niezmiennie mnie kuszą, a ta niczego nie udziwniała, dopieszczając klasyczne zasady pod swój świat. Gdyby historia i te postaci były lepsze, a tekstury wczytywałyby się szybciej niż na tosterze, to powiedziałbym, że to cichy hit, hidden gem, czy jakkolwiek chcecie to nazwać. A tak solidnie (i wciąż dumnie) ustawia się oczko niżej.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Daedalic Entertainment
Plusy:
Dobry balans poziomu trudności - wymagający, ale i przystępny
Zróżnicowany zestaw umiejętności do wykorzystania na taktycznym polu walki
Dobry punkt wyjściowy do fabuły…
Minusy:
…choć przy tych dialogach i voice actingu opowieść prezentuje się bardzo przeciętnie
System levelowania postaci budził mieszane odczucia