Broken-Roads-Key-Art

Właściciel zdjęcia: Drop Bear Bytes

Recenzja Broken Roads na Nintendo Switch

Szczyptę Planescape Torment i cztery łyżki Disco Elysium wsypujemy do filiżanki z Falloutem. Mieszamy zamaszystymi ruchami, wrzucamy do mikrofali i otrzymujemy produkt trudny do spożycia. Trudny, bo niby czuć tu ulubione smaki, ale podane w tej formie prowadzą do zatrucia.

Ambitny to był plan studia Drop Bear Bytes. Huczne zapowiedzi mocno rozbudzały wyobraźnię fanów swobody w RPGach. Możliwości rozwiązywania problemów po swojemu, bogatej kreacji psychologicznej postaci, wyborach moralnych i okazjonalnej walki z taktycznym zacięciem. Gra pojawiła się na PC 10 kwietnia tego roku i te parę miesięcy później mało kto o niej pamięta. Legitymuje się mieszanymi ocenami na Steam, a i ukradkiem postanowiła zaatakować Switcha. Obiecywała to kiedyś, potem każdy zapomniał, ale słów dotrzymano - to się ceni! Zbłąkani wędrowcy eShopa mogli trafić na nią przypadkiem od 1 sierpnia 2024 roku.
2024080821070600 s

Nihilizm, cynizm, sarkazm i…


Broken Roads przenosi nas do postapokaliptycznej Australii, gdzie resztki cywilizacji walczą o przetrwanie. W tym pustkowiu bezprawia znajdzie się gracz próbujący odnaleźć swoją drogę i dobrnąć do jednego z wielu możliwych zakończeń. Gra zaoferuje pełną dowolność w rozwoju postaci, stawiając na bezklasowość protagonisty. Nakreślimy jedynie jego początki i ruszymy ogarnąć kuwetę.

Całość zaczniemy tradycyjnie serią pytań, które określą nasze postrzeganie świata. Ten kompas moralny będzie kluczowy dla całej gry, pozycjonując nas na swoim okręgu i z czasem oferując udogodnienia. Same wybory moralne, mnogość odpowiedzi i ich późniejsze konsekwencje są… satysfakcjonujące. Jeśli naturalnie zapomnimy o grach, na których się wzorowano, albo zrobimy co w naszej mocy, aby uniknąć porównań. Bezpośredniego starcia Broken Roads po prostu nie przetrwa na żadnym polu. Nie ten budżet.
2024080820425200 s
O ile czerpałem satysfakcję z przepychanek słownych i niepopularnych odpowiedzi, to trudno by było przesadnie chwalić poziom pisarski całości. Jak w Disco Elysium chłoniesz każdą ciekawostkę, a klimatyczny głos wewnątrz tylko podkręca zainteresowanie, tak tu tekstu będzie po prostu dużo. Z jednej strony fajnie, że możliwości mamy sporo od samego początku - oprócz tych podyktowanych konkretną wizją świata, są też te neutralne - ale po kilku godzinach przygody byłem bardziej zmęczony, a entuzjazm regularnie opadał.

Duży wpływ na to ma konstrukcja misji, która często zakłada jakieś błahe sprawy poznawania ludzi w danej okolicy. Pierwsze godziny są tym przepełnione, a co za tym idzie nieprzyjazne. Chwila musi minąć, zanim poczujemy tę właściwą swobodę, a w swoje łapy dostaniemy “Falloutową mapę” i tamtejszy system podróży.
2024080820520400 s
O ile gra obiecywała tak szeroką dowolność, żeby można było być pacyfistą, to osobiście jej nie wierzę. Nie dlatego, że to niemożliwe (bo powiedzmy, że jest), a dlatego, że cała obudowa jest tak mocno nastawiona na wymianę ciosów. Nawet perki z kompasu moralnego nastawione są na walkę, a nie na jakieś dogadanie się z wrogiem. Zbierane śmieci związane są najczęściej z przedmiotami bitewnymi, gdzie po chwili nasz plecak wypełniony jest granatami i nożami (niezbędniki pacyfisty), a fabularny tor wydarzeń zawsze jakąś strzelaninę zawrzeć musi. Niby ułatwiona jest ucieczka ze swoją ogromną skutecznością (można ustawić na 100% w opcjach), ale to chyba nie tędy droga?
2024080821141600 s
Niemniej polecam takie rozwiązanie z ucieczką. Gra z automatu stanie się krótsza, a i unikniecie cierpienia związanego z tym taktycznym potworem. Uwielbiam turowe rozwiązywanie sporów, ale Broken Roads do serca sobie wzięło pierwszy trzon nazwy. Pełno tu glitchów, a szeregi przeciwnika zapchane są klonami. Walka szybko staje się smutna, pokraczna i nudna. Wielokrotnie miałem sytuację, gdzie przeciwnik uderzał bronią białą we mnie, a gra wymieniała na chwile moją postać z towarzyszem z gracją wczesnego Windows Movie Makera. Ot, moja zniknęła, kompan się pojawił, oberwał i wrócił na oryginalne miejsce. Immersja pełną gębą. Nie wspominając już o systemie obliczeniowym zepsutego kalkulatora, gdzie stojąc obok i machając łapą i tak delikwenta nie trafisz. Bo nie! Gra wbudowała tu system dodatkowego wzmocnienia celności, którego ewidentnie od Ciebie oczekuje. Inaczej ślepi walczą z niewidomymi. Nad animacjami ataków nawet nie będę się rozwodził.
2024080821010600 s
Obiecanki cacanki. Broken Roads to po prostu niskobudżetowa próba, którą pogrążyła ambicja twórców. Fabuła nigdy nie rozwija się w ciekawym kierunki, charakter towarzyszy trudno określić i jeszcze trudniej się z nimi zżyć, a całość aż prosi się o przeklikanie jakiegoś nudnego dialogu. Jest tu na szczęście język polski, ale miewa srogie dziury i braki w tłumaczeniu. Jak ktoś kompletnie nie ogarnia angielskiego, to przynajmniej kilka zadań i opcji dialogowych będzie mógł z góry odrzucić.

Z perspektywy czasu przestaje dziwić, że Broken Roads uniknęło jakiejś akcji promocyjnej na Switchu. Jej debiut to po prostu żadne wydarzenie, a wypełnienie jakiegoś kontraktu. Wyszła, rączki czyste, możemy wrócić do Disco Elysium, które niezmiennie króluje w tym odłamie gatunku.

Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Plan of Attack


Plusy:

Thumb Up

Wybory moralne i spora ilość możliwych zakończeń

Thumb Up

Powiedzmy, że ta Australia ma swój urok


Minusy:

Thumb Down

Walka to pokraczny festiwal glitchy i chybionych strzałów

Thumb Down

Pacyfistą niby możesz zostać, ale gra zrobi co w jej mocy, żeby krzyżować cię z wrogiem

Thumb Down

Dialogi częściej nudzą niż generują zainteresowanie światem

Thumb Down

Polski język jest, ale bardzo… defective

5 / 10

Nasza ocena

Awatar

Niko Włodek



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz