Nie wchodź do lasu po zmroku - nikomu nie udaje się z niego wyjść. A już na pewno nie dzieciom. Pnącza niesprawiedliwości związują, nie patrząc na ich niewinność. Jeśli nie dopadną Cię one, to zjeść może troll. Te ludowe opowieści nordyckiego folkloru budują świat nowego horroru szwedzkiego Dimfrost Studio. W Bramble: The Mountain King wcielimy się w młodego Olle. Chłopca, który po zniknięciu swojej siostry musi zdobyć się na wielką odwagę. Pomożemy mu w tym 26 kwietnia 2023 roku.
Las, troll i król żaba
Olle budzi się w swoim łóżku bez śladu siostry w pobliżu. Od młodego wieku oboje byli karmieniu historiami o złym lesie. Mimo ostrzeżeń wszystko wskazuje na to, że starsze rodzeństwo nie zastosowało się do poleceń. Wychodzimy przez okno i…
… czeka na nas bardzo urokliwy świat. Dimfrost Studio stanęło na wysokości zadania w kreacji otoczenia. Nawet na Nintendo Switch, gdzie dochodzi do oczywistego patrzenia przez mgłę, może się to podobać. Oni nie tylko wspomagają swoją historię tamtejszym folklorem, a nas do takiej baśni przenoszą. Szybkie odszukanie siostry jest tylko początkiem heroicznej przygody małego bohatera. Na swojej drodze spotkamy trolle, gnomy i jeszcze dziwniejsze stwory. Ocenianie książki po okładce nie przystoi. Czasami pomocną dłoń wyciągnie do nas nieoczywista persona. Nie wszystko w tym lesie chce nas pożreć, ale że mamy do czynienia z horrorem, to przeciwności losu trochę się znajdzie. Wszystkie wielkie, przerażające, potęgujące swoim jestestwem wszechobecny mrok.
Świetnym zabiegiem okazało się książkowe zaprezentowanie niektórych ludowych opowieści dopasowanych do rdzenia tutejszej fabuły. Nie zawsze czekają one na nas na głównej ścieżce, niektóre trzeba będzie opcjonalnie odszukać. Niby tylko przekręcenia kartek, a w połączeniu z lektorem intryguje. Wielka w tym zasługa tamtejszego folkloru, ale doceniam formę przedstawienia nienachalnie upiększającą magię Bramble.
Little Nightmares po szwedzku to Små mardrömmar
Mechanicznie jest to bardzo zbliżone do dwóch hitów Tarsier Studios. Jeśli komuś przypadły do gustu, to tutaj może czuć się jak w domu. Biegamy Olle i rozwiązujemy zagadki środowiskowe. Nie ma ich przesadnie dużo ani tym bardziej nie są skomplikowane. Żadna nie zatrzymała mnie na dłużej niż kilkanaście sekund. Sztampowy zestaw przesuwania, łączenia i skakania. Platformowych elementów jest tu mnóstwo i pewnie tutejsze niedoskonałości w sterowaniu będą większą zagadką, niż wszystkie zawirowania mające zatrzymać nasz progress. Little Nightmares też miało to do siebie, że te skoki nie zawsze przebiegały tak, jakbyśmy sobie tego życzyli (szczególnie jedynka). Feeling wrócił. Nie jest to coś, co mnie odpycha, bo i checkpointy są szczodrze rozstawione, więc o szybką powtórkę bardzo łatwo.
Mimo ich prostoty, do pewnego momentu chwaliłem sobie różnorodność tych wszystkich aktywności. Czasem się powtórzą, ale pozytywne wrażenie się utrzymało. Największym wyzwaniem będą bossowie. Ci, przed którymi jedyną szansą jest ucieczka, jak i pozostali, którym stawimy opór. W porównaniu do wspomnianych wyżej hitów, walki jest tu więcej. I to tej wymagającej strzelanie, a nie umiejętne wykorzystanie otoczenia. Olle, choć wciąż dzieciak, nie jest taki bezbronny, a jego momentami desperackie próby przetrwania, to zdecydowanie najmocniejsze elementy całej gry - po przejściu będziecie DOKŁADNIE wiedzieli, o czym mówię. Ten jeden moment, który został mi w głowie. I to nie tak, że mnie przeraził. Przesadnie wrażliwy nie jestem - choć pozostawia mało do wyobraźni. Chodzi o to, jak to wykorzystali. Jak obrócili bardzo popularny patent przeciwko graczowi. W sposób banalny i niezwykle skuteczny. Brawo.
Wnętrzności Switcha, to niekoniecznie bajka
Konsola Nintendo radzi sobie z tym tytułem bardzo przeciętnie. Pozostaje on grywalny, ale potrafi złapać sporą zadyszkę. Miewałem duże spadki klatek, przed którymi przestrzegam. Nie wiem, czy to powód, żeby łapać za Bramble na innych sprzętach. Taki gatunek przecież dobrze się sprawdza w przenośnym graniu. Kwestia indywidualna. Pozostaje liczyć, że twórcy nie zostawią nas na pastwę losu i jakimś patchem uraczą. Przyświeca mi myśl, żeby kiedyś choćby rzucić okiem na czymś mocniejszym. Skoro podobał mi się świat na Switchu, to jak mógłby mnie oczarować gdzie indziej?
Happy End?
Te horrory mają coś w sobie. Oglądanie wszystkiego oczami dziecka generuje większe zainteresowanie. Nie wiem, czy to kwestia ich potencjalnej bezbronności, wielkości wszystkiego wokół, czy po prostu mają farta i trafiają na utalentowanych twórców. Bramble: The Mountain King wzięło mnie z zaskoczenia. Oczekiwania miałem żadne, a prawie dorównało Little Nightmares. I tu dochodzimy do sedna - ja lubię takie gry. Nie traktuje ich jako horror, który ma mnie przestraszyć. Nawet te najmocniejsze spływają po mnie i kwituje je uśmiechem politowania. Kreują za to podszyty mrokiem świat, który mnie ciekawi (i bawi). Żadnych jump scare’ów mi nie potrzeba.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Merge Games