Recenzja Bloomtown: A Different Story na Nintendo Switch
Podobnie jak dzieciaki, których historię tu poznamy, studio Lazy Bear Games miało wielkie marzenia. Zebrać elementy ze swoich ulubionych gier w jednego jRPGa, a jak po drodze spodoba się to światu, to tym milej. W Bloomtown: A Different Story wcielimy się w Emily, która wraz z bratem udaje się do dziadka na przedmieścia, gdzie w tytułowym miasteczku zaczynają dziać się dziwne rzeczy - Stranger Things. Młoda idąc spać, szybko odkryje, że ma to związek z drugim wymiarem, gdzie podpisze kontrakt na umiejętność władania duchami - Persona. Podczas swojej przygody zasadzie jakieś nasiona - Stardew Valley - a każde takie działanie podkręci jej statystyki - …w sumie też w Personowym stylu - by zwiększyć jej szanse w rzucie kością przy dialogowym “Skill Checku” - Disco Elysium. Podobno imitacja jest najdoskonalszą formą komplementu, ale na Boga miejcie jakiś umiar :) W Bloomtown te wszystkie Persono-podobne rzeczy wylewają się z ekranu. Są przedstawione w uroczej formie, Emily i jej przyjaciele to dzieciaki o bardzo ciętych językach (za ciętych na swój wiek), ale jak zobaczyłem możliwość łapania i późniejszej fuzji demonów, to już naprawdę skala została przekroczona. Toż to Persona 6 Mini. Narracja podobnie dzieli się na życie codzienne w przedmieściach, gdzie znajdziemy masę aktywności i zadań pobocznych, oraz na drugi wymiar okraszony turową walką.
W niej na szczęście będą małe zmiany względem Persony. Istnieją oczywiście słabości naszych demonicznych wrogów, które musimy odkryć w walce, ale nie stanowią one o naszej bonusowej turze. Zamiast tego wprowadzono tu system combo, gdzie ataki danych żywiołów należy łączyć dla zwiększenia efektów. Najpierw ogniem, potem lodem, a będzie go bolało bardziej. Zabawne, że zmienili ten jeden detal i z automatu stał się on najsłabszym motywem. Ogólnie walka powinna być odrobinę szybsza. Możliwość przyspieszenia animacji doceniłbym mocno, bo łatwo o monotonię napędzaną muzyką. Nie zrozumcie źle - muzyka jest świetna. Jak zamkniecie oczy, to powiecie sobie Persona 5, bo to jak cover ich soundtracka… … ale piosenek jest chyba 4? Nawet najlepsza nuta w zapętleniu zaczyna mdlić. Dorzuciłbym jeszcze dość frustrujący przelicznik prawdopodobieństwa. Niezależnie jak wysoki się wydaje, to potrafi pokazać nam środkowy palec. W teorii dostajemy 4 swobodne ruchy każdej z postaci, zanim do głosu dojdzie wróg, a w praktyce zazwyczaj jakaś spudłuje. Czasami więcej niż jedna. I ten festiwal chybionych uderzeń podkłada nam małą minę przeciw…uśmiechową.
Gra na pewno nie pozwoli się nudzić, rzucając nam pod nogi masę zadań. Nawet jeśli to przynieś, wynieś, pozamiataj, to przynajmniej jest to wszystko z szacunkiem dla naszego czasu (...to co tu nam oddadzą, to w walce zabiorą). Quick Travel jest dostępny od samego początku, więc miejsca już odwiedzone stoją otworem na pstryknięcie palcem. Pomaga to szybciej uporać się z czymś, co wisi w dzienniki i ma wielki znacznik celu na mapie. Dialogi są często nastawione na humor. Taką dziecinną naiwność, a i okazjonalnie dostajemy jakieś opcje specjalne podyktowane naszymi atrybutami.Bloomtown jednak bardzo średnio wychodzi wkręcenie nas w to wszystko. Przeprowadzenie za rękę, wyjaśnienie i nie rushowanie tam, gdzie nie wypada. Bo żeby gra Ci się wkręciła, to ona musi dać Ci połknąć haczyk stosunkowo szybko. W Bloomtown tym haczykiem jest design, urok, wygląd i… miłość do Persony. Taka otwarta, która zakłada, że pozwalasz sobie na odstępstwa, a nie ta chorobliwie zazdrosna, gdzie będziesz krzyczał do ekranu, że ukradli patent. Czasami miałem wrażenie, że to wszystko dzieje się za szybko, a wszyscy uznają, że to normalne. To normalne, że dziewczyna dostaje moce, że są zaświaty, a jej przygody znane wszystkim wokół. Bloomtown, choć niewątpliwie urocze i całkiem sprawne w swoich założeniach, ma jeden defekt, którego nikt nie będzie w stanie przeskoczyć. Ilekroć będziesz w to grał, nawiązania będą tak jawne i oczywiste, że będziesz myślał o tych grach, skąd to przyszło. A one są zwyczajnie lepsze. I nawet jeśli je ograłeś na milion sposobów, to i tak nie odpędzisz myśli - a bym w to pograł ponownie. A tu przecież Bloomtown się toczy, akcja się rozkręca, a gadający psi kompan coś podpowiada. No tak… pies. To faktycznie zmienna, bo tam był kot. Jest jedna rzecz, którą ta gra robi lepiej od Persony - nie trwa miliona godzin i nie oczekuje od Ciebie wtórnego i obowiązkowego funkcjonowania w szkole. Shin Megami Tensei król - dziękuję za uwagę.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Sandbox Strategies
Plusy:
Sympatyczny urok i design
Działający mix elementów większych gier (zakładając, że akceptujesz tak oczywiste nawiązania)
Opcje dialogowe dodane dzięki kreacji naszej postaci i jej atrybutów (nawet jeśli w wersji mini, to i tak miło)
Sporo pobocznych aktywności i zadań
Muzyka jest dobra…
Minusy:
…tyle że jest jej okrutnie mało i szybko kończy się paliwo w baku
Prawdopodobieństwo celnego ciosu kuleje
Brak możliwości przyspieszenia animacji w trakcie walki - po jakimś czasie boli coraz mocniej
Narracja zakłada miłość do Persony i akceptację wielu narracyjnych uproszczeń