Recenzja Beyond Good & Evil 20th Anniversary Edition na Nintendo Switch
Prequel Beyond Good & Evil powoli staje się memem. Tworem niezwykle pożądanym, który nigdy nie ujrzał światła dziennego. Raz na jakiś czas dostaniemy zapewnienia, że wciąż powstaje, ale o konkretach można zapomnieć. Argumentem nieco zbliżającym nas do ewentualnej premiery może być opisywany dziś tytuł. Jak inaczej określić próbę przedstawienia historii Jade nowym graczom?
Minęło ponad 20 lat od wydania pierwszej części. Tamtejsi gracze mogą już kompletnie nie być zainteresowani rynkiem, a nowi nie mają pojęcia, o co tyle szumu. Nieliczni pewnie połasili się na starą wersję z ciekawości - z PC, GameCube’a, Xboxa i PlayStation 2 - ale znając młodsze pokolenie, grafika mogła ich zachęcać do szybkiej ewakuacji.25 czerwca 2024 roku dostaliśmy wygodną szansę na powrót. Na wspomnienia, na nostalgię, a dla młodszych zapoznanie. Wrócimy na planetę Hillys, gdzie początkowo spokojnie współżyli ze sobą ludzie i antropomorficzne zwierzęta. W sam środek akcji zostaniemy wrzuceni bardzo szybko. Z inwazją kosmitów jesteśmy tu na dzień dobry. Gatunek ofensywnie nastawiony to DayZ, a nam pozostaje pokierowanie ciekawskiej reporterki Jade, która cierpi na przypadłość pustych kieszeni. Wraz z barwną ekipą i świnią Pey’j na czele, ruszymy na kolejne misje, odkrywając powoli głębszą intrygę.
Ścierka do kurzu
Przygoda tego galaktycznego ruchu oporu zachwycała niegdyś klimatem. Oczarowała wielu swoją różnorodnością. Złośliwi napisaliby, że pochodzi z czasów, kiedy Ubisoft był wyznacznikiem jakości. Minęło 20 lat od premiery, a ona nie traci swoich walorów. Rocznicowe Beyond Good & Evil to wręcz książkowy przykład remastera sprzed lat - magia wciąż w nim jest wyczuwalna, ale mechaniczne archaizmy będą plamą nie do wymazania.
Wszakże mamy tu do czynienia głównie z graficznym odkurzeniem. Odpicowaniem kolorów, nadając im nieco głębi, podkręceniem rozdzielczości oraz dostosowaniem sterowania pod nowsze standardy - choć różnice są bardzo nieznaczne. Ktoś napiszę, że to leniwy remater i trudno będzie odpierać jego argumenty. Tyle że ja zawsze doceniam, że w ogóle dostaje możliwość takiego nostalgicznego powrotu, więc tu lamentu nie uświadczycie. Nawet 30 klatek na sekundę nie jest dla mnie skandalem, choć okazjonalne czkawki Switcha już mogą martwić - umówmy się, nie powinny mieć miejsca, mimo wieku konsoli.
To wciąż stare dobre Beyond…
…które potrafi zauroczyć. Ma zestaw bardzo fajnych postaci, przyjemnych dialogów, a mimo bardzo ekspresowego wrzucenia nas w sam środek akcji, trudno nie wczuć się w oferowaną atmosferę. Jest tu element ciekawości napędzany w głównej mierze przez wyjątkowość bohaterów. Tu każdy jest na swój sposób ciekawy. Pey’j z perspektywy czasu jest bardziej rozpoznawalny w gamingowym półświatku od Jade, ale to solidność drugiego planu świadczy tu o jakości. Byle sprzedawca w sklepie jest jakimś zabawnym rasta-nosorożcem, a to zaledwie wierzchołek góry. Szybko pojawi się żal, że nie każdy dialog ma nagrany voice-acting. Wtedy świat pochłonąłby bez reszty. O ile wypada docenić różnorodność w gameplayu (jak na tamte czasy), tak to Hillys i jej mieszkańcy stanowią fundament całego Beyond.
Jade pokierujemy w klasycznym stylu dla gier akcji tamtych lat. Całość obserwujemy z perspektywy trzeciej osoby, wybijając tych złowrogo nastawionych wiernym Dai-Jo. Gdyby jednak na tym zamknęła się całość, to na wspomniany prequel pewnie nikt by nie czekał, a gra poszłaby w szybkie zapomnienie. Gameplay ma do zaoferowania wiele więcej. Samo podróżowanie po świecie zakłada pływanie poduszkowcem. Dziś to żadne novum, ale wtedy? Mechanika jest dość przyjazna, a pierwsze wpłynięcie do centrum robi wrażenie nawet dziś. Jest tu iluzja miasta tętniącego życiem. Można dać się temu oszukać. Oczywistym jest, że ono nie tętni tak mocno, jak gry dzisiaj, ale pewne dopowiadanie było wtedy niezbędne.Poduszkowiec oczywiście ma bojowe aspekty, które regularnie będziemy upgrade’ować, a do tego niezbędny jest zastrzyk gotówki i pereł, które odkrywamy podczas kolejnych misji. Tych drugich nie wypada pomijać, bo stanowić będą niezbędny element rozwoju, a te pierwsze zyskamy głównie dzięki fotografii. Jade jest reporterką, więc jej chlebem jest robienie fotek. Idealnie się nadaje do infiltracji i odkrycia fabularnej intrygi, ale zarobek będzie niosło celne oko do nowych gatunków otaczającego świata. O ile nie jestem fanem cykania fotek i doskonale pamiętam, jak olewałem to, grając po premierze w oryginał, tak dziś patrzę na to nieco przychylniej. Jest to ciekawa odskocznia od walki i zagadek środowiskowych, które stanowią rdzeń każdej misji.
To wciąż stare Beyond…
…którego archaizmy są mocno wyczuwalne. Trzeba będzie tu sporo wybaczać. W świecie gier taki 20-latek to już srogi emeryt, a jego walka jest bardzo nijaka. Surowa i prawdę powiedziawszy dość nudna. Pewnie nie jest w stanie przyćmić pozytywnej reszty, ale z czasem staje się uciążliwą koniecznością.
To jednak nie było dla mnie tak odpychające, jak podział mapy na milion mniejszych segmentów. Stare silniki miały problem z oczekiwaną przez twórców otwartością, więc praktycznie każde drzwi czy korytarz są podyktowane jakimś loadingowym slajdem. Niby nie trwa to dziś długo, ale drażni niemiłosiernie. Każdy pokój to jak osobna wysepka, a próba szybkiego dojścia gdzieś, wiązać się będzie pewnie z ciągłym obserwowaniem zapowiedzi ponownie odwiedzanego terenu. Jakby ta gra się opierała głównie na fedexowych questach, to chyba nikt by tego nie przetrwał. Samo centrum, choć chwaliłem design i pomysł na jego prezentację, to zaledwie cztery kierunki do dalszego płynięcia. Wtedy nie raziło to w oczy tak mocno, dziś już tak.Pytanie ile ktoś będzie w stanie wybaczyć? Nie mówię tu o fanach serii, którzy już pewnie zdążyli skończyć całość w tydzień od premiery, czy nawet o tych, którzy pamiętają i chcą sobie przypomnieć. Mowa o tych totalnych świeżakach, próbujących spróbować tego, co smakowało PRZODKOM :) To oni będą stanowić największy wyznacznik długowieczności tej gry. Starszym wybaczać łatwiej. Młodsi bywają bezkompromisowi, ale myślę, że ten świat się zwyczajnie obroni. Gameplayowa mieszanka może niektórych odrzucić ze zgagą, jednak tutaj niezbędny będzie argument starych kości.
A i byłbym zapomniał - polski język dostępny w wersji kinowej, ale miewa pokraczne momenty. Jeden nawet udało się umieścić na screenie, a inny może zaatakować nawet w menu. Dla mnie różnicy to nie robi żadnej, ale wrażliwe oko może chwilę pocierpieć.
Dziękujemy firmie Ubisoft za dostarczenie gry do recenzji.
Plusy:
Hillys 20 lat później wciąż zachwyca designem i sposobem prezentacji
Świetny zestaw wyjątkowych postaci
Różnorodność gameplayu
Zawsze doceniam takie możliwości powrotu do gier z tamtych lat na nowszym sprzęcie. Nawet jeśli jedynie odkurzone graficznie.