W teorii to żadne wydarzenie, jak ktoś odwiedza Japonię. Może nawet wielu czytających już ma to odhaczone. Tekst ten nie będzie opowiadał o wyjątkowości Kraju Kwitnącej Wiśni ani tym bardziej o miejscach wartych odwiedzenia. Niewykluczone, że zadziała na wyobraźnie zdjęciami o wiele skuteczniej niż moimi wypocinami. Jesteśmy na NINTENDO News PL, więc jeśli już człowiek poleciał na drugi koniec świata, spędził kilka dni w Tokyo, to zrobił parę fotek przybliżających tamten rynek gier.
Piękne to miejsce, gdzie Xbox jest jakimś tanim udziwnieniem (nie hejtuje, lubię), a półki sklepowe świecą na czerwono. Spodziewałem się, że w Japonii Switch dominuje, ale chyba i tak nie byłem gotów na to, co tam zobaczyłem. Oczywiście nie zamyka się to tylko do Switcha, bo sporo sklepów poświęconych jest samemu retro, a ich ściany wyłożone są grami na każdy sprzęt firmy.
Kiedy u nas fizyczne wydania znikają i coraz więcej firm nastawia się na sprzedaż internetową, w Tokyo kupisz wszystko. Są ogromne piętra poświęcone każdemu wymarzonemu sprzętowi, by dziesięć metrów dalej stanął przed Tobą jeszcze większy moloch, z jeszcze większą ilością opcji. Nintendo Switch jest łatwe do znalezienia, a okazjonalne pudełka z Mario wiszą w miejscach nawet niekoniecznie temu poświęconych. To w końcu maskotka tego kraju.
Poszperałem trochę w sieci, odszukałem wszystkie Book Offy, Hard Offy i Tradery, które miałem w pobliżu. O ile pierwsze dwa miały czasami sporo tytułów do zaoferowania (nie jest to gwarancja, bo i nie tylko temu są poświęcone te sklepy), to ceny wcale nie były aż tak kuszące, jak dało się wyczytać na internecie. Wiadomo, że taniej niż u nas, ale czasami w zbliżonych cenach, co tanio wylicytowana używka na Allegro.
Poszperałem trochę w sieci, odszukałem wszystkie Book Offy, Hard Offy i Tradery, które miałem w pobliżu. O ile pierwsze dwa miały czasami sporo tytułów do zaoferowania (nie jest to gwarancja, bo i nie tylko temu są poświęcone te sklepy), to ceny wcale nie były aż tak kuszące, jak dało się wyczytać na internecie. Wiadomo, że taniej niż u nas, ale czasami w zbliżonych cenach, co tanio wylicytowana używka na Allegro.
Trader okazał się największym złotem, z którego wyniosłem najwięcej dobra. Ceny często kręciły się wokół 80-90 złotych, ale trafiały się też tytuły warte (śmieszne na warunki Switchowe) 40 czy 50. Przy odrobinie zawziętości każdy znajdzie coś dla siebie. Zawziętość wiąże się oczywiście z wyciąganiem każdego pudełka, by podejrzeć okładkę. Ustawione bokiem gry, świecące po oczach japońskim alfabetem, mówią niewiele. Zdarzają się też te korzystające z angielskiego nazewnictwa, ale w ferworze walki już i tak wyciągasz wszystko - jakiś system człowiek musi mieć! Warto jednak mieć na uwadzę, że nie wszystkie kupione tam gry zaszczycą was angielskim po włożeniu do konsoli. Dość powiedzieć, że byliśmy tam w dniu premiery popularnego Unicorn Overlord i trzymaliśmy swój egzemplarz, zanim te zostały całkowicie wyprzedane. Szczęście w nieszczęściu, że przy kasie łamanym językiem Szekspira usłyszeliśmy “no change language”. Punktem kulminacyjnym takiej wycieczki dla każdego gracza byłaby pewnie wizyta w oficjalnym Nintendo Store. Tam już trudno myśleć o super atrakcyjnych ofertach, jak i trudno oczekiwać wielkiej różnorodności w grach. Sprzedawane są tam tylko tytuły first party. Ten jeden gamingowy zakup jest raczej traktowany w formie pamiątki - choć Captain KINOPIO brzmi pociesznie. Cały sklep był dla mnie zawodem. Sympatyczny wizualnie, ale niewiele poza tym. Raczej uginał się pod zalewem pluszaków wszelakich (te fajne, ale ileż można tego zabrać w powrotną drogę?). Nie czułem wielkiego wyboru t-shirtów, czy gadżetów innej maści. Tłum był porównywalny do sąsiedniego Pokemon Center, ale zgrabnie udało się wszystko przejrzeć i pomlaskać z niesmakiem.
Na koniec zostawiam bezpiecznie dowiezione zakupy. Do kolekcjonera mi daleko. Nie kupowałem na handel (choć jedna powtórka mogłaby to sugerować), czy ze względu na niedostępność tytułu u nas. Były to gry, które kiedyś mnie ominęły i wypada je nadrobić w dobrej cenie lub po prostu haniebne uzupełnienie kolekcji o kilka niezbędników. Zgadzać się musiała atrakcyjna cena i chęć posiadania.
PS: Moniś nie tylko dzielnie musiała znosić moje szperanie, ale kilka tytułów jest jej.
PS: Moniś nie tylko dzielnie musiała znosić moje szperanie, ale kilka tytułów jest jej.