Do premiery nowej gry o przygodach Asterixa został nieco ponad miesiąc. Jedni Galowie czekają z niecierpliwością, inni Rzymianie nawet nie wiedzą o jej istnieniu. Slap Them All 2 od Mr Nutz Studio pojawi się 30 listopada i ponownie rzuci nas na genialnie rysowane beat’em upowe pola, gdzie parobki Juliusza Cezara będą latać po wszystkich kątach.
Jako naczelny Asterixoholik i pożeracz dzików wszelakich, muszę zabić ten czas w kreatywny sposób. A nie ma nic bardziej odkrywczego, niż sprawdzenie, który Rzymianin lata najwyżej…
Niedawno recenzowałem Asterix & Obelix: Heroes i z tego powodu zerknąłem na archiwum Asterixowych gier na Nintendo Switch. Szybko okazało się, że choć znam je wszystkie, to na konsoli mam kilka braków. Z pomocą przyszli wydawcy z Microids (za co dziękuję!), a ja mogłem stworzyć subiektywną (bo jaką inną?) listę TOP. Zabraknie w niej dokładnych wyliczeń ze wszystkich Rzymskich skoków wzwyż, ale przynajmniej ocenię, która gra jest najlepsza… Inna sprawa, że żadna nie okazała się hitem rzucającym na kolana, ale dla fana i przeciętne bicie Rzymian jest satysfakcjonujące! Oczywiście większość stanowi seria XXL, a tam mamy klarowny podział na dwa typy. Starsze dwie odsłony to przygody dla pojedynczego gracza z widokiem z trzeciej osoby, a nowsze są zabawą skierowaną stricte do kooperacji, serwując izometryczny rzut kamery. Pośrodku danego obozu gry są do siebie łudząco podobne, więc i ich ocena może być podyktowana tym, którą nogą wstałem. Przyznam, że miejsca przesuwały się w mojej głowie przez kilka dni. Maszyna losująca finalnie wypluła następujące wnioski*:
* - Wszelkie zażalenia należy kierować do sekcji komentarzy. Są mile widziane i hełm z głowy mi nie spadnie. Ja nie Rzymianin!
* - Wszelkie zażalenia należy kierować do sekcji komentarzy. Są mile widziane i hełm z głowy mi nie spadnie. Ja nie Rzymianin!
Miejsce 6 - Asterix & Obelix XXL Romastered
Jak zaczynać, to od kontrowersji. Pierwszy XXL jest grą dość lubianą. Oryginalnie pojawiła się w roku 2004 i gdyby przyszło mi oceniać tamtą wersję, to element nostalgii pewnie wywindowałby ją wyżej. W 2020 pojawiła się wersja zremasterowana, która cierpiała na swoje dolegliwości i chyba więcej psuje, niż naprawia. W przypadku grafiki jesteśmy w stanie przełączyć się na starą, przyjemniejszą szatę, ale całej pozostałej łupanki nie przeskoczymy. Brakuje tu pomysłu na siebie. W tamtych latach wystarczyło stworzyć klikanie jednego przycisku, a dziś to festiwal ziewania. Kamera szwankuje, a przyjemności z klepania Rzymian z każdym levelem coraz mniej.
Miejsce 5 - Asterix & Obelix XXL3: The Crystal Menhir
Wrzućcie więcej, na pewno udźwignie. Może Obelix, ale nie gracz. Choć Crystal Menhir przyniósł ze sobą bardzo pożądane granie w kooperacji, tak czuć tu raczkujące idee i dużą monotonię. Start gry uważam za jeden z najbardziej leniwych, jaki można stworzyć. Przechodzimy od fortecy do fortecy, gdzie w zasadzie trudno dopatrzyć się jakichś różnic. Niszczymy namioty, które mają swoje paski życia i budzimy się na sekcje zagadkowe, w których też próżno szukać wyzwania. Wyszedł przeciętniak do szybkiego zapomnienia. Przyjmowany solo jest absolutnie niezjadliwy, ale w duecie wszystko przyjemniejsze.
Miejsce 4 - Asterix & Obelix XXXL: The Ram from Hibernia
Często uznawana za ciut gorszego od swojego brata, choć jest produktem w moim odczuciu odrobinę bardziej różnorodnym. Jest też zabawą krótszą, a przy braku pomysłów nie wypada nadużywać naszej gościnności. Zabawę powiększono do 4 graczy, namioty Rzymskie rozbijamy nieco sensowniej - pozbawiając ich kołków - a cała reszta to niezmienna mieszanka łupanki i zagadek. Na plus rzadko odwiedzane tereny nadające trochę świeżości w sztampowej fabule.
Miejsce 3 - Asterix & Obelix: Heroes
Niedawno wydana karcianka, którą trudno z wypiętą piersią nazwać udaną grą, ale jako fan Asterixa możesz nieśmiało pod nosem się przyznać, że w nią grasz. Sam widziałem te wszystkie niedoskonałości, a i tak wracałem z przyjemnością. Ma takie mobilne korzenie, bywa wolna w miejscach, w których absolutnie nie powinna być, ale serwuje też potężną dawkę contentu, kinową lokalizację, a postaci do wyboru cała plejada. To też miły akcent, że nie tylko Asterix i Obelix, bo w tej wiosce znajdziemy przecież tonę barwnych charakterów. Inna sprawa, że to zawsze jakaś odskocznia od ciągłej modro klepki i wciskania tego samego przycisku… Tu też de facto będziesz wciskał jeden, ale już kartę odpowiednią trzeba wybrać! - Obszerniejsza recenzja TUTAJ
Miejsce 2 - Asterix & Obelix XXL2
Tu też mamy do czynienia z remasterem, choć nie doczekał się on wymownego podtytułu jak jedynka. Co ciekawe, wydany został on wcześniej niż podrasowany XXL, bo w roku 2018. Powiela tamtejsze standardy, ale przenosi je na setting tak barwny, że całość jest o wiele bardziej sympatyczna. Gameplay może pozostał względnie niezmieniony, ale przeniesienie akcji do wykreowanego na potrzeby gry Las Vegum, pozwoliło twórcom na nieco szaleństwa. Znajdziemy tu sporo pociesznych nawiązań do innych dzieł popkultury, więc choćby z tego względu zyskało to moją największą sympatię z tego drzewa genealogicznego.
Miejsce 1 - Asterix & Obelix: Slap Them All!
Co, ten gniot na pierwszym?! Bez cienia wątpliwości! Slap Them All nie jest grą idealną. Ma jeden problem, który na dłuższą metę doskwierał nawet najwytrwalszym fanom - jest za długa. Beat’em Upy to specyficzny gatunek i rzadko wykraczają ponad arcade’owe czasy trwania (tj. 1h z ewentualnym hakiem). Jeśli mamy tu około 6h potrzebne na przejście gry, gdzie rodzaje przeciwników nie zaskakują na całej szerokości, a i bossowie są wtórni (za to powinni dostać po łapach), to jest duży problem. Ja jednak nie lubię okłamywać sam siebie, a jak tylko gra się pojawiła, to co chwilę do niej wracałem - nie dość, że fan Asterixa, to i Beat'em Upy lubi. Robiłem masę krótkich sesji i doceniałem oparcie rozdziałów na komiksowych odpowiednikach. Poza tym ta gra wygląda idealnie! Nie wyobrażam sobie, żeby gra z tej franczyzy mogła prezentować się lepiej. To jest jak przeniesienie na ekran moich dziecięcych wyobrażeń. Mniej więcej tak wyglądał arcade’owy klasyk z 1992 roku w mojej głowie. Nie wiem, czy tutejsi Rzymianie latają najwyżej, ale wznoszą się bardzo dostojnie i lądują niezwykle barwnie. Nie telemarkiem, a na pysk, ale takie już ich wytyczne.