Recenzja Everybody’s Golf Hot Shots na Nintendo Switch 2
Everybody Golf to seria Sony, która cyklicznie pojawiała się na PlayStation od 1997 roku. Zawsze luźno podchodziła do samego sportu i zapraszała do gry chibi/anime postaci. Każda ze swoimi statystykami i zależnościami, które miały tworzyć idealną party grę dla miłośników mierzenia do dołków z dużej odległości.Ta opieka samego Sony może być o tyle zaskakująca, gdy popatrzymy na screeny, które wręcz krzyczą Nintendo! Nie ma co ukrywać - to sprawia wrażenie ich patentu, ale na tych polach wystawiali zawsze samego Mario. Wydane na początku września Hot Shots przekracza tę granicę i wkracza na terytorium wroga. To, że wychodzi na tym, jak gokarty w starciu z hydraulikiem i spółką, to już osobna historia.
Sam system zaoferowany przez grę ma w domyśle być dla wszystkich - praktycznie jeden przycisk załata wszystkie, nomen omen, dziury. Definiujesz nim siłę uderzenia, jak i jego jakość. Pierwsze wciśnięcie oczekiwać będzie zatrzymania na pasku mocy, a drugie musi zmieścić się w znaczniej węższym polu określającym późniejszą celność. Każde wykroczenie może mieć swoje konsekwencje. Te największe sprawią, że kompletnie popsujesz wymach i puścisz jakiegoś ledwo oderwanego od ziemi bubla. Tyle że te mniejsze pomyłki mogą nieść za dużo losowości. Margines błędu bywa tu BARDZO kapryśny, co może na papierze nie brzmi jak największa zbrodnia gamingu, ale w praktyce sprawia, że trudno być w tę grę wyraźnie lepszym. Są postacie, które radzą sobie lepiej ze wspomnianym paskiem jakości (tj. wspierają idealne zatrzymanie w samym centrum), a wszystkie inne są zdane na łaskę losowości w znacznie większym stopniu. I to takim psującym radość z gry. Dość powiedzieć, że jeśli się wysprycisz i postarasz się odtworzyć idealnie uderzenie konkurenta - bo każdy tak robił w grach golfowych - to tu, nawet jak uda Ci się tak samo zatrzymać ten drugi pasek, wcale nie masz gwarancji na ten sam rezultat. Czasami piłka nawet nie lądowała w tej samej strefie.
Inna kwestia trudności tego paska jest taka, że został on ograniczony do 30fpsów. I jasne, to seria, która zawsze mierzyła się z takim sufitem w trakcie rozgrywki, ale nie dotyczył on samego miernika siły/jakości. Kiedy go spowolnisz w ten sposób, to osiągnięcie zamierzonego efektu jest znacznie trudniejsze. Tu łatka obowiązkowa - gra jakąś już zdążyła dostać, ale nie odniosła się ona do powyższego (co dotyczy zarówno NSW1 i NSW2). I nawet jak założymy, że wydziwiam, a taka dowolność mechaniki jest esencją i zwiększa atrakcyjność gry (…zazwyczaj do momentu, jak to Ty wygrywasz), to trudno będzie zanegować ilość serwowanego na start contentu. Menu nie wygląda źle - są turnieje, mistrzostwa, trening, a nawet story mode, które nieco nam przybliży te postaci (pomijając, że to nie jakość dialogów godna czytania/zainteresowania). Sytuacja będzie nieco smutniejsza, jak Twoja pierwsza przygoda skieruje Cię na jeden z trybów rywalizacji z żywym graczem. To, że gra wymusza używanie osobnych kontrolerów (po co?), nie jest irytujące, ale to, że oferuje DWIE postaci do wyboru już tak. Niezalażnie od trybu są dwaj bohaterowie, które zmuszone są korzystać z tego samego caddy’ego. Nawet nie jest to zabawne… Zanim zacznie to mieć jakiś obraz przydatności dla świata, to potrzebny będzie spory grind - dla mnie strzał w stopę. Poza tym, jeśli tylko przetrawisz, że w tym wydaniu to sport pełen krzyków i pokraczności idącego w parze ze stylem, to… znośny golf. Pomijając moduł Wacky, gdzie losowość wydarzeń i wredota pogodowa jest świadomie wpisana w koszta, to gra niczym nie zaskoczy. Jest sztampowym/bezpiecznym machaniem kijem. Gorsze rzeczy świat golfa widział i wyobrażam sobie, że po poprawkach dałbym się namówić na jakieś zawody. W tej formie czułbym się bezpieczniej w kilkuletnim Mario Golf: Super Rush - też arcade, ale ze stabilniejszą mechaniką i rosterem, z którym nie może się nikt równać.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie CENEGA Polska
Plusy:
Styl lekki i pasujący dla takiego imprezowego arcade’a
Tryby zabawy zapewnią sporo godzin gry
Minusy:
Mechaniczna losowość napędzana uprzykrzającymi życie 30 fpsami
Oczekuje grindu i wręcz pluje w twarz tych, którzy (całkiem słusznie) chcieliby się tym bawić głównie w lokalnej rywalizacji