Xuan Yuan Sword to może być jedna z tych popularnych serii, o której nie wiesz absolutnie nic. Są to RPGi mocno opierające się na Chińskiej mitologii, a ich początek datuje się na 1990 rok. Od tego czasu wyszło kilkanaście gier spod tego szyldu (bo “7” rzadko oznacza faktycznie siódmą odsłonę), a łapę nad nimi nieustannie trzyma Softstar Entertainment.
XYS7 opowie historię Taishiego Zhao, który szkolił się na wojownika, by móc zapewnić bezpieczeństwo swoim bliskim. Niestety, nie nad wszystkim idzie trzymać kontrolę, a sprawy szybko się jej wymykają. Wszystkie nieszczęścia zdają się krzyżować z tajemniczym pożarem i przepowiednią z czasów, gdy protagonista był jeszcze dzieckiem.
Gra pojawiła się na Nintendo Switch 30 maja 2024. Jest portem z komputerów osobistych, gdzie na Steam legitymuje się mieszanymi opiniami graczy.
Łubudubu
Mamy tu do czynienia z RPGiem akcji, choć jeśli mam być szczery, to podchodziłbym z ogromnym dystansem do roleplay’owej części tej mieszanki. Xuan Yuan Sword 7 przedstawił mi się jako typowy akcyjniak. Łupanka pozbawiona większych możliwości na polu bitwy. To ten rodzaj bezpiecznego systemu wymiany ciosów, który szybko zapozna Cię ze swoimi wszystkimi “tajnikami”. Od lekkiego i mocnego uderzenia, przez blok, aż po moce specjalne, które jednocześnie napędzają cały wątek fabularny.
Na pewno znacie takie bezpieczne modele, które teoretycznie nie robią niczego złego w swoim slasherowym jestestwie, ale też nigdy nie rozwijają się, by przykuć uwagę. Dla mnie to klikanie najprostszych kombinacji i patrzenie na pasek życia wroga, żeby wreszcie pokazały 0. Są tu pojedynki z bossami, które mogą wymagać nieco większej uwagi, ale spokojnie, prymitywną siłą idzie się przepchnąć dalej. Oddam im tyle, że sama dynamika pojedynków jest na satysfakcjonującym poziomie. Impact hity określiłbym mianem kulejących, ale tempo i widowiskowość nie odpychały.
Rozgardiasz
Jest to tytuł, który chce zrobić za dużo. Jakby jego zamysłem było wrzucenie wszystkich bajerów, a niekoniecznie dopieszczenie podstaw. Olej fundamenty i wrzuć mi tu wszystkie popularne rzeczy Panie Areczku. Jest wspinaczka, która kończy się na wciśnięciu przycisku akcji i wybraniu kierunku, jest łapanie potworów w magiczne moce, które działa średnio (rzucasz czar i liczysz, że potwór akurat przyśnie i będzie stać dłuższy moment w okręgu działania), zwolnienie czasu, bo ładnie wygląda, a nawet QTE upchniemy kolanem.Wszystko w imię filmowości. Jak na “RPG akcji” jest to gra stosunkowo krótka, którą idzie zamknąć w okolicach 10h. Samo w sobie to nie jest jakaś wada, ale jak już popatrzymy na stosunek gry do ogladania filmików, to można mieć mały zgrzyt na twarzy. Z ręką na sercu, przez pierwsze półtorej godziny, realnej gry (chodzenia postacią, walki) było…. 15-20 min? XYS7 potrafi nas zasypać cutscenkami, by potem pozwolić przejść trzy metry postacią i uraczyć kolejnym dialogiem. Dziękuję łaskawcy, ale mogliście już nagrać mi te jego kroki.
Wszystkie dialogi są w języku chińskim i raczej nie napalałbym się na piękną opowieść okraszoną bogatymi wątkami i ciekawymi rozmowami. Doceniam pełny voice acting, ale to raczej zbieranina kukiełek, w którą bardzo trudno będzie się wkręcić przypadkowemu europejskiemu odbiorcy.
Wszystko inne
Całość rzuca huczne obietnice otwartego świata. Mapę nawet człowiekowi dadzą do ręki. Tyle że korytarzowa konstrukcja nie pozwala na przesadną swobodę - przypominam, że jest jeden przycisk, żeby się wspinać i to tylko tam, gdzie gra pozwala. Nie sposób się tu zgubić, a nawet jeśli byś coś przegapił, to znaczniki są tak wielkie, że nawet mój leciwy wzrok czuł się poirytowany.
W zasadzie lecisz od punkt A do B, życząc sobie, że faktycznie będzie w międzyczasie jakaś walka, czy okazjonalna zagadka. Te drugie są wręcz powiewem świeżości, choć zakładam, że przy lepszych reprezentantach gier akcji działałyby odpychająco.Ten Xuan Yuan Sword 7 nie jest jakimś potworem przeklętym przez chińskiego mędrca, który atakuje ofiary znienacka. Jeśliby byłby jedyną grą na świecie, to pewnie człowiek by grał i finalnie się z nią nawet polubił. Problem w tym, że (eureka!) nie jest. A to już schody, które przełkną nieliczni. Cud, że Switch sobie z tym radzi bez większych zgrzytów. Momentami gra może się podobać, a premiera na PlayStation 4 wiązała się z częstą czkawką. Downgrade tu, downgrade tam i da się grać. Popatrzeć ewentualnie też można. Byle nie na te puste, pozbawione głębszej myśli miny wszystkich postaci.
Dziękujemy firmie eastasiasoft za dostarczenie gry do recenzji.
Plusy:
Walki są całkiem dynamiczne
Okazjonalnie grafika i chiński sznyt mogą się podobać
Pełny voice acting zawsze doceniam - chiński, bo chiński, ale jest!
Minusy:
Ubogie możliwości na polu walki, a to łapanie dusz potworów dobrze brzmi tylko na papierze i w tutorialu
Korytarzowość lokacji bywa męcząca
Miny postaci żadną głębszą myślą nieskażone
Zbyt często ilość filmików przeważa nad gameplayem