Neo Geo to domowa konsola zrodzona z automatów arcade. Przedstawiona pierwszy raz w 1990 roku przez firmę SNK, która z mieszanym szczęściem próbowała wydawać jej reedycję przez wiele następnych lat. Jeśli jest jakaś cecha szczególna tego sprzętu, to zamiłowanie do ulubionych gatunków swojego przodka. Na liście dedykowanych gier znajdziecie ogrom klasycznych bijatyk 1v1, jak i chodzonych beat’em upów.
Wszystko wskazuje na to, że entuzjaści tej dość niszowej konsoli są wśród nas i nie pozwalają o niej zapomnieć. Nalua Studio postanowiło stworzyć grę na Neo Geo (!), przy okazji wypuszczając ją na Nintendo Switch i PlayStation 4. Vengeance Hunters ujrzało światło dzienne 28 października 2024 roku i jest (a jakże!) klasycznym przedstawicielem beat’em up.Mordoklepka ta tradycyjnie zakłada wybór jednej z trzech postaci i przejście kilku poziomów, które w tym przypadku składają się na godzinę zabawy. Zależnie od wybranego poziomu trudności zostaniemy poratowani stosowną liczbą kontynuacji, a jeśli wydoimy je wszystkie, to ujrzymy napis Game Over. Może błahe te słowa, ale wszyscy doskonale wiemy, że dzisiejsze beat’em upy przechodzą się same i tych wirtualnych żetonów kontynuacji mamy nieskończony limit.
W skład naszej ekipy wejdzie trójka śmiałków, którzy w zaskakująco rozbudowanym (jak na ten gatunek) wątku uratują świat, przedzierając się przez 5 leveli. Co ciekawe “cutscenki” (...obrazki z tekstem) jakie ujrzymy, będą zmieniać się zależnie od kontrolowanej postaci, jak i wybranego poziomu trudności, więc gracze chcący zobaczyć wszystko powinni czuć się dopieszczeni.Zestaw herosów tylko delikatnie zahacza o przyjęte standardy - duży, szybki, pośredni. Prawdę powiedziawszy Loony, Candy i Golem, oferują mieszankę cech swoich protoplastów. Golem jest zdecydowanie najszybszy, ale jego specjalem jest nietypowe dla zwinnych rzucanie rywalami. Loony to z pozoru tank, ale posiada umiejętność strzelania ze swojej mechanicznej ręki. Byłoby to mocno umniejszające, jeśli uznalibyśmy go za najprostszego brutala.
Na tym polu Vengeance Hunters wychodzi z tarczą i niejednokrotnie zaskoczy serwowanym zestawem ciosów. Niby prosta klawiszologia, ale kierunek analoga zmienia wszystko. I nie chcę teraz czarować, że to nagle jakiś złożony system, ale w swojej kategorii wagowej (beat’em up) jest satysfakcjonująco. Miło obijać tych niemiluchów na wiele sposobów.
Tę samą różnorodność twórcy zachowali w prezentowanych poziomach. 4 i 5 może za mocno uderzają w podobne tony, ale cała reszta jest trochę z innej bajki. Bez wątpienia już te bajki widzieliście, ale na nudę trudno narzekać.Trochę gorzej wygląda kwestia muzyki, przeciwników i niektórych bossów. Z początku czułem się mocno rozpieszczany ilością odmiennych wrogów (od punków, przez gangsterów, zombie, aż po zmechanizowanych kosmitów), ale im dalej w las,tym powtórki zbyt mocno męczyły. Tak jakby strzelali na start karabinem maszynowym, a potem zwolnili tempo przy kurczącej się amunicji. Daleki będę od wielkich narzekań, bo klony to w tym gatunku chodzą po wszystkich ulicach, ale miejcie na uwadze, że nie będzie tak pięknie cały czas.
Kwestia negatywnych bossów zamyka się przy tym finalnym, który mocno uprzykrza życie. I to nie to, że jest trudny i wymagający, a po prostu spłodzony z patentów żmudnych, oczekujących żelaznej metodyki do upadłego - czyt. lata, przemieszcza się, a Ty sobie skacz i próbuj uziemić. Wizualnie zresztą też nikomu niczego nie urwie. Szkoda, bo pozostali w większości dawali radę. Może Pan od automatów źle został ułożony na liście i powinien kończyć pierwszy stage swoją bierną postawą i ludzkim wyglądem, ale to już czyste czepialstwo z mojej strony.
Na muzykę mocniej nie ponarzekam. I to nie dlatego, że nie chce, a jej zwyczajnie nie pamiętam - a grałem w to jeszcze wczoraj! Zwykle buduje ona klimat świata, nakręca do dalszej walki, a ta tutaj jest wtórna i do absolutnego zapomnienia. Nie spełnia swoich podstawowych założeń. To nie jest ten gatunek, gdzie ona może się wtopić w tło. To nie tak, że my tu mamy wewnętrzne rozterki i głęboką kontemplację. Ma być rytmicznie, energicznie i mamy chcieć obijać dalej. Kompozytor Vengeance Hunters najwyraźniej tego nie chciał!Przeszkadzać mogą wam jeszcze ciut przydługie levele. 5 stage’ów na godzinę gry to trochę mało. I z jednej strony one mają mini epizody w różnych budynkach (wspomniałem o różnorodności), a nawet dwukrotnie zmienią gameplay na shmupa i Battletoadsową jazdę na skuterze (spokojnie, ta nie jest trudna), ale wolałbym szybszy progres. On sprawia, że nie odczuwamy dłużyzn. Jest poczucie przejścia poziomu, dobre tempo. Tu czułem, że jest to lekko zaburzone.
Poza tym, wiecie czego się spodziewać. Wiele beat’em upów ograłem, w wiele wciąż gram, a zamiłowanie do gatunku u mnie wiecznie żywe. Vengeance Hunters świata jednak nie podbije, ale jest zdecydowanie solidnym reprezentantem gatunku - to nie zbrodnia! Uderzają w nuty nostalgii, poszerzając jednocześnie wachlarz ciosów, tworząc mieszankę retro z teraźniejszością.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Nalua Studio
Plusy:
Satysfakcjonujący moveset - jak na standardy gatunku!
Świeże podejście do postaci - z poszanowaniem przyjętych norm, ale na swój osobliwy sposób
Różnorodne levele
Kontrolowana postać i wybrany poziom trudności mają wpływ na oglądane przerywniki
Brak nieskończonych kontynuacji - czyli samo się nie przejdzie, game over możliwy