Recenzja Vagrus: The Riven Realms na Nintendo Switch
Vagrus: The Riven Realms debiutował na PC 5 października 2021 roku. Dziś cieszy się tam bardzo pozytywnym odbiorem, choć wciąż funkcjonuje pod radarami. Z ręką na sercu pozostałby mi obojętny, gdyby nie zawitał 31 marca na Switcha i gdyby nie kusił turowymi pojedynkami. A że człowiek naiwny, to złapał zanim pomyślał. I tak wylądował w karawanie przewożąc towary.W Vagrus trafiamy do zniszczonego Imperium i wcielamy się w tytułowego dowódcę karawany. Podróżnika, poszukiwacza przygód i kuriera do wynajęcia. Tereny nie są zbyt przyjazne, a nasza ekipa oferuje rozwiązanie. Przewieziemy wszystko, co się opłaca przewieźć i stawimy czoła przeciwnościom losu na naszym szlaku.
Z perspektywy gracza nastawcie się jednak na minimalizm, bowiem karawana jest jedynie znacznikiem, mapa jest ogromna i często działamy po omacku (co na plus, bo dodaje elementu przygody i realizmu), a ekran wysypany jest tekstem. Co krok natrafimy na wydarzenia paragrafowe, którym zwięzłe pisanie najwyraźniej nie było po drodze. Ściany tekstu przed wami. A jak nie tekstu, to tabelek. Karawany, pracowników, odpoczynku i w zasadzie wszystkich działań, jakie możesz sobie wyobrazić w imitacji papierowego RPGa, do którego to aspiruje. W teorii - super sprawa, pozwalająca zarządzać każdym aspektem naszej ekspedycji i notorycznie podejmować kluczowe dla naszego bytu wybory. To esencja takich gier, które Vagrus dowiózł i którymi wypada się chwalić… na PC. W portach takich gier trzeba brać pod uwagę czynnik kluczowy - jak to się odnajduje w sterowaniu analogami. I choć zostało to delikatnie przemodelowane na rzecz kontrolerów, to nigdy nie będzie to zrobione na tyle dobrze, by człowiek się czuł w pełni komfortowo i nie szlochał do myszki. Tęsknota za nią była tu ogromna i w zasadzie nigdy nie dała o sobie zapomnieć. Vagrus na analogach to produkcja dla najwytrwalszych.
Niestety nie wybroni jej z tego dość oklepany system walki. Bierze on głównie pod uwagę pozycje naszych wojowników, co pozwala na skorzystanie z innych skilli, ale to jedyna Darkest Dungeonowa przywara, którą udało się tu skutecznie nadpisać. Jest zwyczajnie, przeciętnie, nijako.To gra o mikrozarządzaniu. Dłubaniu we wszystkim i próby wyciągnięcia z każdej ekspedycji jak najwięcej. Problem w tym, że jest dość stała w swoich założeniach i restart (po pierwszych nieudanych próbach, które należy wliczyć w koszta) przyniesie nam te same wybory i szybko sprowadzi na autostradę wtórności.
Nuda będzie niestety pogrubionymi literami w głowach większości, bo to specyficzny kawałek kodu. Trzeba lubić kurierkę, trzeba lubić statystyki i trzeba uwielbiać czytać. Ogrom tekstu wyłącznie w języku angielskim na pewno nie pomoże w przyswajaniu i stawiam, że dla wielu będzie przeszkodą nie do przeskoczenia. Drugim gwoździem może być uciążliwe sterowanie na konsoli. I tak zostaniesz z grą, która znajdzie swoich amatorów, a dla innych pozostanie w tym samym miejscu, w którym była przed premierą na Switchu - anonimowa.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Lost Pilgrim Studios
Plusy:
Ogrom statystyk i mikrozarządzanie karawaną na każdym kroku