Rzadko się zdarza, że po tylu latach wracamy do jakiegoś uniwersum. Zwykle poprzedzone jest to jakimś remakiem odświeżającym pamięć. PierwszaUfouria: The Saga, to melodia takiej przeszłości, że większość obecnych graczy nie ma prawa jej pamiętać. Wydana została na NESa w 1991 roku.
Dziś za sprawą połączenia oryginalnych twórców Sunsoft z francuskim Red Art Games, możemy wrócić do przygód kaczki w zimowej czapce o imieniu Hebe. Musi ona zebrać starą ekipę i przeciwstawić się kosmicznemu najeźdźcy Utsujinowi, który włada kleistymi Bumyonami. Premiera gry wyznaczona została na 1 marca 2024 roku.
Hebe i przyjaciele
Jeśli krótki fabularny zarys wydał się infantylny, to cała reszta rozwieje wasze wątpliwości. Ufouria to platformówka skierowana w głównej mierze do młodszych odbiorców. Jest kolorowa, na swojej mapie rozrzucone ma bardzo odmienne tereny, a walka jest banalna w swej strukturze.
Przygodę zaczynamy jako pozbawiony cech szczególnych Hebe. Pocieszny osobnik, ale poza podstawowymi technikami nie ma w nim niczego wyjątkowego. Jego przyjaciele to nie tylko zwiększenie naszej armii w walce z inwazją obcych, ale przede wszystkim umiejętności otwierające przed nami kolejne poziomy. Jeden pływa, drugi daleko skacze, trzeci potrafi nurkować.W trakcie rozgrywki przełączamy się pomiędzy postaciami w dowolnym momencie. Takiej ekipie żadna blokada nie stanie na drodze, a my będziemy mogli dowolnie przemierzać kolejne plansze w poszukiwaniu antagonisty.
Kacza eksploracja
Nie jest to platformówka, gdzie w liniowy sposób pokonujemy kolejne poziomy. Mamy tu dowolność, ograniczoną tylko i wyłącznie brakiem jakiegoś kompana i jego cechy szczególnej - spokojnie, Hebe nie pozostanie zwykłą kaczką w czapce do końca przygody. Nazwałbym to swobodą kontrolowaną, niekoniecznie metroidvanią pełną gębą.
Każda plansza jest wypełniona monetkami, za które kupujemy kolejne udogodnienia oraz znajdźkami w formie puszek, które będą hamowały nasz progres. Każdy świeżo dołączający do nas kompan bywa kapryśny i ma swoje żądania. Te zaś są odblokowywane do kupienia tylko przy posiadaniu odpowiedniej ilości. Nie jest to jakaś ukryta i frustrująca znajdźka. Są one jawne, w dość oczywistych miejscach, a ich celem jest zachęcenie nas do większej eksploracji.Bo gdzieś na eksploracji cały tutejszy system się opiera. Naszą główną frajdą ma być przemierzenie niedostępnych wcześniej terenów i odkrywanie nowych zakamarków po zakupie odpowiedniego sprzętu. Najsympatyczniejszym dodatkiem jest losowość świata. Każde kolejne podejście do danej mapy różni się od pozostałych, co na pewno ucieszy najmłodszych. Różnice bywają kosmetyczne, ale z racji, że często przemierzamy przez jakiś świat, żeby dojść do właściwego, to bardzo miły patent.
Kotek smutny
Skaczesz i walczysz, więc nikt tu nie silił się na komplikacje. Walka odbywa się za pomocą wspomnianych bumyonów, którymi dysponuje nie tylko przeciwnik. Musimy rzucić nim we wroga, co chwilowo go zamrozi, po czym skaczemy mu na głowę niczym najpopularniejszy growy hydraulik - proste!
Życzyłbym jednak sobie większej rewolucji w szeregach wroga, bo jeśli bossem nie jest zarażony przez kosmitów przyjaciel, to dostaniemy tego samego potworaka. Raz będzie bardziej statyczny, czasem nauczy się skakać/latać, ale wciąż próżno mówić o jakiejkolwiek innowacji.A jeśli już się czepiamy, to mam lekki żal o skille kompanów. Kot potrafi pływać, ale jeden z kolejnych nurkuje. Za blisko pada jedno od drugiego i szybko okazuje się, że połowa postaci jest użyteczna tylko przez kilkanaście minut w trakcie swojego segmentu, a potem stanowią tylko kolorowy dodatek. Gość od dłuższego skoku w momentach, kiedy nie jest ewidentnie potrzebny (a taki jest… jeden?) bywa uciążliwy w prowadzeniu, a jego powolne spadanie irytuje i utrudnia rozgrywkę.
Od 3 lat
Jeśli w ogóle da się ją utrudnić, bo Ufouria: The Saga 2, to gra prosta, zajmuje około 2 godziny i możemy zostać na dłużej, tylko żeby zebrać więcej, kupić wszystko i rozbudować hub główny, którym jest mieszkanie bohatera. Oczywiście nic w tym złego, bo i target tej gry ma tendencje szybko się nudzić, więc nie ma co nadużywać ich cierpliwości.Gra, poza kilkoma wymienionymi niedoskonałościami, spełnia swoje założenia. Świat potrafi zauroczyć i jest jak żywcem przeniesiony z jakiejś porannej bajki dla dzieci. Kojarzy się nieśmiało ze świetnym Yoshi’s Crafted World (nie ta liga, wiadomo). Plansze są krótkie, ale dzięki temu konieczny backtracking w ogóle nie przytłacza. Przemierzasz to sobie z nieustającym uśmiechem. Okazjonalnie nawet twórcy spróbują Cię zaskoczyć jazdą na wózku czy wspinaczką.
To ta sympatyczna gierka dla wszystkich pociech, ale i tych starszych, którzy gdzieś tam miło wspominają retro prostotę z ery Pegasusa. Wiadomo, że to żaden platformowy hit, który będziemy wspominać z wypiekami, ale familijna zabawa bezpieczna dla każdej grupy wiekowej.
Dziękujemy firmie Red Art Games za dostarczenie gry do recenzji.
Plusy:
Rozgrywka jest nieskomplikowana - czyt. dla wszystkich
Świat żywcem przeniesiony z porannej bajki dla dzieci
Plansze zmieniają się za każdym razem, gdy je przemierzamy
Zachęca najmłodszych do eksploracji
Minusy:
Skille przyjaciół powinny być bardziej różnorodne
Bossowie kończący każdy etap cierpią na brak innowacji