Ten dzielny bohater zdążył już zauroczyć wszystkich samym zwiastunem. Zrobił to nawet w momencie, kiedy wygodnie siedział sobie w swojej dwuwymiarowej rzeczywistości. Było kolorowo i “Zeldo-podobnie”. Prosta walka i zagadki środowiskowe. Wszystko jednak poszło na bok, kiedy twórcy z All Possible Futures objawili swój prawdziwy pomysł i wmieszali w gameplay trzeci wymiar. Stylistyka książki dla najmłodszych zamieniła się w nieco mroczniejszy pokój, w którym ów czytanka się znajdowała. Pozostało tylko czekać, patrzeć na liczne przesunięcia i zastanawiać się, jak to wszystko planują w ogóle ograć.
Rozdział I
Wcielamy się w Jota, którego wszyscy w tej książkowej rzeczywistości wielbią. Archetyp lokalnego bohatera, który swoje przygody opisuje dla gawiedzi. Pewna niepozorna wyprawa zmieni jednak jego postrzeganie rzeczywistości. Jot dowie się, że to wszystko jedynie fikcja, a on jest skazany na wieczny triumf. Czarny charakter tego świata nie ma zamiaru na to przystawać i znajduje sposób na… wypchnięcie go z książki.
Trójwymiarowy gameplay często krzyżować się tu będzie z tym kolorowym 2D. Wszystko za sprawą kluczowej w grze umiejętności teleportu, która pozwala protagoniście zmieniać rzeczywistość. Wziąć jeden przedmiot z pokoju i użyć go w książce. To element, który wielokrotnie posłuży nam do rozwiązania problemu czającego się na tej i następnej stronie.
Na momentach wyjścia poza księgę pieczołowicie rękę trzyma sama gra. Zamyka to w swoich żelaznych ramach, choć napotkacie całe levele tam odgrywane. Jest to jednak ta mechanicznie prostsza twarz The Plucky Squire. Magia tej gry to samo przejście, a nie moment, kiedy już tam faktycznie będziemy.Jot z czasem nabiera coraz więcej możliwości manipulacji otoczeniem. Kartkowanie stron przyda się do małych zapożyczeń słownych z krain już odwiedzonych, a umowne potrząsanie przesunie stojący na drodze klocek.
Zapożyczenia słowne to też jedna z ważniejszych mechanik. Na niektóre pola opisowe książki będziemy mogli wpływać, co pomoże nam przeskoczyć za dużą rzekę, czy zmniejszyć jakiegoś uciążliwego gada. Oczywiście możliwości te są mocno ograniczone i zamykają się do podmiany jednego słowa, ale spokojnie, gra przygotowała się na wasze złośliwe pomysły - jak słowo wstawisz, to tak się stanie, nawet jeśli nie ma to związku z głównym torem historii. Ma to swój urok i trzeba być naprawdę czepliwym, żeby narzekać na deficyt możliwości. To w końcu liniowa przygoda, a nie piaskownica.
Rozdział II
The Plucky Squire to bardziej gra logiczna niż akcji. Tej drugiej trochę tu znajdziecie, ale nawet bossowie są często skąpani w jakiejś mechanice odstającej od naszych przyzwyczajeń i machania mieczem. Gra wielokrotnie zaskoczy kreatywnością. Może poszczególne części składowe nie będą dla nikogo rewolucją, ale wmieszane w jeden produkt dodadzą jeszcze większego uroku. Znajdziecie tu klon bokserskiego Punch-Out, prostego Shmupa, walkę turową, strzelanie z łuku, czy nawet grę rytmiczną. Ciekawym ukłonem do nieprzekonanych jest możliwość pominięcia minigier. Jeśli jakaś Ci wybitnie nie leży, to Plucky Cię zmuszać nie będzie i puści dalej bez przeszkód.Jednak na to, że wiele z tych patentów wróci na ostatniej prostej, mógłbym trochę psioczyć. Rozpieścili, a potem się rozleniwili. Dość powiedzieć, że ostatni rozdział tej książki jest najsłabszym i mocno opiera się o skradanie, które nie działa tu zbyt dobrze.
Rozdział III
Mogę rozpływać się o kreatywności, która tu jest, świetnym narratorze, którego chciałoby się więcej, uroku, który hipnotyzuje, ale finalnie skończyć muszę tutaj. Jeśli ktoś miał obawy, że gra może mieć problemy na leciwym Switchu, to były one słuszne. W handheldzie radzi sobie znośnie i raczej odesłałbym do takiego chłonięcia treści, bo na dużym ekranie spadki klatek mogą być zbyt uciążliwe. I to mówimy o tym rodzaju spowolnienia, który po prostu musi wpłynąć na odbiór całości (a ja ogrywam tu tyle, że naprawdę wiele akceptuje i przymykam oko). Im więcej wrogów na ekranie, tym gorzej dla Plucky’ego. W kwestii niedoskonałości Switcha twórcy nie byli aż tak rezolutni. I najbardziej przykre w tym wszystkim jest to, że dotyczy to zarówno trójwymiaru, jak i tej prostej graficznie kolorowej książki. Po niej takiej przykrości bym się nie spodziewał.
Epilog
Całość to przygoda na około 8h. Uśmiech z pomysłów mieszać się będzie z frustracją na aspekt techniczny (zakładam, że nie dotyczy on innych platform), a i tak będzie to raczej jednorazowa ciekawostka. Nie ma w tym nic złego, nie każda gra da się przechodzić w nieskończoność, ale akurat w przypadku Plucky ten uśmiech będzie wyraźnie mniejszy z każdym kolejnym podejściem. To tak mocno opiera się na tym elemencie zaskoczenia i swoim uroku, że gdy to poznamy, to nie widzę powodu, by chcieć wracać.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Cosmocover
Plusy:
Kreatywność na każdym kroku
Zgrabne połączenie dwóch światów
Różnorodność minigier
Narrator wprowadza w idealny vibe tej książkowej opowieści
Urok - tak po prostu
Minusy:
Problemy techniczne - wyraźne i dokuczliwe, nawet jeśli handheld radzi sobie odrobinę lepiej
Ostatni rozdział historii jest nijaki w porównaniu do reszty - bazuje na kiepskim pomyśle i garściami czerpie z tego, co już było