Recenzja The Nameless: Slay Dragon na Nintendo Switch 2
Niszowa gra, więc dziś nieco krócej. Krzyżówka CRPGa z jRPGiem, który adaptując turową walkę z tych drugich, celebruje podejmowanie decyzji i wpływ skilli na rzut kością z tych pierwszych. Wcielimy się tu w rolę chłopca, który toczy zaciekłą rywalizację ze smokami. Podczas swojej podróży poznaje kompanów, którzy ruszą z nim na pełną niebezpieczeństw przygodę.Nie ma co ukrywać, że fabularnie to wędrówka po utartych schematach. Po drugiej stronie spotkamy wszystkie archetypy wrogów, a w naszych szeregach typowe i znane klasy postaci. I tu jest szybki zarzut do The Nameless: Slay Dragon - o ile jest to gra relatywnie mniejsza i mniej znana (debiutancki projekt studia The Nameless Epic), to przydałaby się jej lepsza prezentacja.
Po pierwsze warstwa tekstowa nie jest przesadnie zachęcająca i angażująca. To nie jest zbrodnia zrobić oklepany wątek, ale jak już zaszczepiliśmy decyzyjność i różne ścieżki, to mają one sens tylko wtedy, gdy nas faktycznie interesują. Może ja już jestem zepsuty pod tym kątem, ale nie mogłem być bardziej obojętny do tutejszych wydarzeń.Inna sprawa to przedstawienie tej wędrówki. Ten kursor, który tu widzicie, to nie jest mapa - to Ty, drogi graczu. Nie ma tu widocznych naszych postaci, nie ma odtworzenia świata nas otaczającego, a nawet korytarzy rodem z dungeon crawlerów. Jesteś pustym kursorem na mapie, który odklikuje punkty interaktywne i czyta treści za nimi się kryjące. Smutne. Jeśli jest element, gdzie najmocniej wybrzmiał mały budżet produkcji, to tutaj.
Wszystkie moce zostały skierowane na RPGowość tego doświadczenia. Wszelkie craftingi, budowanie postaci i późniejsze testowanie różnych technik. To fajne, że ta gra nie blokuje się na nas i nie zamyka contentu na późniejsze próby. Jest otwarta od samego początku i daje się sobą bawić, co może się też wiązać z tym, że się gdzieś zablokujesz lub szybko Twoja postać zginie (oczywiście jest model zapisu rozgrywki, ale nie w każdym momencie). Specyficzny, trochę już zapomniany model zabawy, ale miło go liznąć w czasach, gdy wszyscy trzymają Cię za rękę.Po przeciwnej stronie tej wizualnej biedy stoją projekty przeciwników i arty na ekranie. Może zwariowałem, ale to wygląda świetnie. Oczywiście wiąże się to z deweloperską łatwizną i możliwością stworzenia statycznych wariantów wszystkich postaci na ekranie, ale i tak miło się patrzy. Nie wszystkie wizje twórców mi siadły, choć ostatni smok to mistrzostwo świata. Czuć wagę pojedynku pomimo tego, że stoją bez ruchu - to też sztuka! Zresztą te mapy, choć związane z bardzo ponurym motywem gameplayowym, miewają swoje lepsze projekty.
...nie, to nie ten smok ;)Z racji specyfiki gatunku absolutnie nikomu bym tego nie polecił. Nie jest przecież tak, że decyzyjność w takiej grze, to jakiś wabik, kiedy na rynku istnieją gry pokroju Baldur’s Gate 3 (wiem, podobno nie można do niego porównywać gier, ale on istnieje naprawdę). Dzisiejszy gracz potrzebuje tej otoczki i faktycznej przygody przez duże P. Fajnie, że mniejsi próbują ambitnych projektów, ale w RPG historia ma znaczenie. Dobrze mieć jakiś motor napędowy do gonienia smoków itp. Samo dopieszczenie modelu walki oraz uzbrojenie go w wiele możliwości nie wystarczy. Szczególnie gdy tu nawet ciężko zajawić się pieszą wędrówką.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie PR Hound
Plusy:
Decyzyjność od pierwszych stawianych kroków
Szeroka możliwości rozwoju i dostosowywania bohaterów
Ładne arty przeciwników
Minusy:
Bardzo słaba warstwa tekstowa
Sposób prezentacji wędrówki w formie kursora wędrującego po mapie