Zelda Totk

Właściciel zdjęcia: Nintendo

Recenzja The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom na Nintendo Switch

Jedni obwieścili, że to gra roku już po pierwszym zwiastunie. Drudzy szyderczo się uśmiechając, uznają za powtórkę z rozrywki. Człowiek siedzi, czyta i wie, że… obie strony mają rację. To może być tekst pełen sprzeczności. Wewnętrznych rozterek, które niewykluczone dotykają tylko tych największych tytułów. Jaki powinien być sequel gry idealnej?

Przecież za taką wielu uważa Breath of the Wild. Czy nie przypadkiem więcej tego samego? A może po 6 latach już nie wypada czerpać garściami z poprzednika? I jak rzucam te luźne pytania w eter, to wiem, że po drugiej stronie są te same dwie grupy, które przytakują, kiedy padnie kwestia im pasująca. The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom zadebiutowało na Nintendo Switch 12 maja 2023 roku.


Jest bardzo dobrze


Bez wątpienia Tears of the Kingdom to świetna gra - i cyk, po recenzji, możemy się rozejść. Włączając ją, masz świadomość obcowania z dziełem wybitnym. Miłośnicy otwartych światów mogą wrócić do Hyrule, który śmiało można uznać za króla wszystkich piaskownic. Swoboda, jaką ten tytuł daje, porównywalna jest jedynie do poprzedniej części. Żadna inna gra nie przewidziała tak wielu potencjalnych scenariuszy. Żadna nie przygotowała się tak dobrze na kreatywność człowieka za padem. Zawsze czujesz jakieś ograniczenia. Zawsze musisz się dostosować do przyjętych przez twórców mechanik. Najnowsze Zeldy urzekły ludzi głównie tym, że te bariery krępują nas w stopniu nieznacznym.
wozek
Głównym niuansem w najnowszej odsłonie są nabyte umiejętności Linka. To one potęgują swobodę, która zdążyła rozkochać w sobie 6-lat temu. Wybitne Breath of the Wild, zaczęło wyglądać trochę jak prototyp. To wielbione 10/10 stało się tylko fundamentem pod coś większego. Absolutnie nie dziwię się zauroczonym. Dostaliśmy banalną w swoich założeniach możliwość łączenia przedmiotów, która na papierze nikogo nie ruszy, a na ekranie daje ogrom radości. Teraz możemy walczyć mieczem z przyczepionym kamieniem i włócznią z paznokciem olbrzyma zwiększającym siłę ciosu. Możemy budować proste samochody, tratwy i szybować w powietrzu swoim składako-lotem. 

Kreatywność jest tu bardzo ceniona. Szybko dostajemy napędzane źródłem energii silniki, a możliwości tylko rosną z każdą godziną. Nie lekceważyłbym też cofania czasu, które fajnie się sprawdza w zagadkach środowiskowych, jak i w elementach platformowych. Mam nawet wrażenie, że to moja ulubiona zabawka tego świata.
lot
Do sterowania trzeba przywyknąć. Daleko mi było do określenia moich prób bycia budowniczym do niebywale intuicyjnych. Jednoczesne poruszanie się Linkiem i ustawianie kolejnych części bywało pokraczne. Ma to ogromny związek z tą swobodą. Jeśli ją nam dają, to trudno oczekiwać sztywnych i klarownych mechanik - absolutnie wszystko w naszych dłoniach. Jeden przycisk trzeba przytrzymać, żeby obracać, analogiem zmieniać położenie, postacią ewentualnie coś poprawić. Idzie przywyknąć - jak do wszystkiego - ale wymaga to czasu. Najwyraźniej mistrzem układania Lego nie zostaje się z minuty na minutę.


Ewolucja Hyrule


Nowa odsłona to także większy świat. Znacznie większy. Ci, co spędzili setki godzin w Breath of the Wild, właśnie piszą podanie o urlop albo podrabiają podpis rodziców na zwolnieniu z lekcji - nie, że zachęcamy. Wszystkie zajawki otwarcie mówiły nam o powietrznym świecie do odwiedzenia i ten jest zdecydowanie najjaśniejszym punktem całości. Urzekł mnie od pierwszych godzin, gdzie spędzamy prolog, ucząc się nowych mechanik. Ciekawość zżerała, a i szukanie najlepszej trasy bawiło. Jakkolwiek naiwnie to brzmi - czuć wiatr we włosach.

Późniejsze lądowanie w Hyrule nieco przyhamowało mój entuzjazm. Nie to, że było źle, ale nie dają nam zapomnieć, że to w głównej mierze ta sama kraina z poprzedniej części. Łatwo czepić się Nintendo o wtórność w tej materii, choć fani i tak zwiedzać będą ze smakiem, doszukując się zmian, do jakich doszło za sprawą najnowszych wydarzeń. Trudno mi to uznać za jakiś minus. Bo to nie jest problem, że zmodyfikowali bliską sercom graczy krainę, a że nie jest ona tak dobra/ciekawa, jak ta, w której byłem przed chwilą.
krajobraz
Im niżej, tym niestety gorzej. Ta skrywana przed nami ogromna część podziemna jest… nijaka. Sorry, nie będę oszukiwał sam siebie. Zwiedzanie jej nie należało do najprzyjemniejszych i najmniejsza w tym wina ciągłej konieczności rozświetlania terenu, czy ukrócania naszego paska życia. Miałem wrażenie, jakby stworzył je jakiś generator. Okrutnie się tam wynudziłem i chciałem wracać na powierzchnię. Ktoś powie, że skrywali przed nami ogromną “piwnicę”, co świadczy o doskonałości tej gry, a ja, że skrywali, bo nie było się czym chwalić.

Mimo to, niezmienny jest tu ogrom możliwości. To ten tytuł, w którym wyzwaniem jest zrobić tylko to, co się założyło. Po drodze czeka na nas mnóstwo jaskiń i różnorakich sekretów. A skoro je znalazłeś, to nie wejdziesz? Pewnie, że wejdziesz. I wpadniesz w spiralę wydarzeń, która wybije Cię z rytmu i rzuci na inną ścieżkę niż zakładana.
swiatynia
Ktoś powie, że kolejne świątynie są wizualnie do siebie zbliżone, ale nijak to się ma do frajdy, jaką będąc wewnątrz odczuwamy. Jak próbujemy sprostać wszystkim wyzwaniom na swój sposób. Dla jednych to będzie bluźnierstwo, inni wyłapią w tym wielki plus - nudziły mnie świątynie w Breath of the Wild, a uwielbiam je odwiedzać w Tears of the Kingdom. Najgorsze (najlepsze?) w tym wszystkim jest to, że absolutnie nie wiem, czemu tak się stało. Nie wiem, gdzie był ten czynnik X. Jedynym moim tropem są właśnie nowe zdolności.


Jest tak samo (dobrze)?


Jeśli jednak BotW nie jest Twoim pierwszym growym wyborem, to masz jedynie cień szansy, że “łzy królestwa” to zmienią. Sequel został tu potraktowany jako więcej tego samego. Wciąż można czuć się przytłoczonym mapą, walka jest jedynie poprawna (mowa o samym machaniu bronią białą, a nie wykorzystywanie otoczenia i żywiołów), a bronie niszczą się w zastraszającym tempie. Ma to oczywiście wyzwolić w nas częstszą konieczność kombinowania nad różnymi połączeniami, ale mnie niezmiennie wybija z rytmu. Jestem jak fan soulslike’ów, który swoją eksplorację napędza walką, a tu o takim czymś nie może być mowy.
walka
Fabuła i misje poboczne zostały pchnięte we właściwą stronę. Historia nie powinna być wytykana palcami, choć to nie oznacza, że jest w jakimkolwiek stopniu wyjątkowa. Nastawieni na przygodową opowieść mogą wyjść lekko zniesmaczeni. Po czym oczywiście usłyszą, że w Zeldzie fabuła nie ma znaczenia - mówię z autopsji po ziewaniu przy Breath of the Wild.

Zaciekli fani (popularnie nazywani Zeldziarzami) przypominają czasami zorganizowaną religię, gdzie racjonalna argumentacja zwyczajnie nie działa, a wszystko co kuleje zostaje określone jako “to akurat nie tu ma znaczenia!”. Otóż ma i wielokrotnie nakręca do dalszej gry. Tutaj paliwa wciąż musicie szukać w innych (bądź co bądź genialnych) substytutach.

Domyślam się, że grafika też jest jedynie podrasowana (lata świetlne za obecnymi standardami), ale za sprawą kreacji świata, doboru kolorów, czy po prostu artystycznej wizji - jest pięknie. Można (słusznie) pastwić się nad starymi wnętrznościami Switcha, a on czasami wypluje na ekran coś takiego i człowiekowi pozostaje tylko przeprosić. Zdarzają się okazjonalne spadki klatek, ale są to sporadyczne momenty, które nie wpływają na odbiór.

Gra roku?


Czuć w tym wszystkim ten gen Nintendo. To matematyczne równanie, w którym grafika nie jest równa frajdzie. Gdzie gameplay jest najważniejszy, a wszystkie inne ewentualne niedoskonałości stają się dla nas niewidoczne. Nawet jak ktoś gra wiele, to potem wyleci swoim pierwszym samolotem, a banan nie zniknie mu z twarzy. I wiesz, że to niby nic wyjątkowego, a tu ta prostota właśnie tak specjalna się wydaje.

Niektórzy tej prostoty/swobody nie chcą zrozumieć, inni dają się porwać. Pewne jest to, że nie ma gier dla wszystkich i Tears of the Kingdom też taką nie jest. Największy paradoks jest taki, że nie wiem, czy pomimo bycia grą pod każdym względem lepszą od poprzednika, zasługuje na lepszą ocenę? Zrobili naprawdę dużo, żeby powtórzyć efekt WOW, za co im chwała, ale 6-lat to piekielnie dużo czasu w tym biznesie. Przy takim czerpaniu garściami z Breath przeskoczenie graniczy z niemożliwością.

Dziękujemy za klucz do recenzji firmie ConQuest Entertainment


Plusy:

Thumb Up

Niezmiennie sprawia wrażenia króla gamingowej swobody

Thumb Up

Nowe umiejętności są super i rozszerzają nasze możliwości

Thumb Up

Pewnie ostatnie soki ze Switcha są wyciskane, ale gra wygląda świetnie

Thumb Up

Podniebny świat jest urzekający

Thumb Up

Świątynie robią zdecydowanie lepsze wrażenie od tych z BotW


Minusy:

Thumb Down

Czerpie garściami z poprzednika (łącznie ze wszystkimi grzechami)

Thumb Down

Podziemna kraina jest nudna

9 / 10

Nasza ocena

Awatar

Niko Włodek



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz