The Backrooms 1998 to psychologiczny horror z podgatunku found footage, czyli tego imitującego znalezione amatorskie nagranie. Jako nastoletni skater chwilę po bliżej niezdiagnozowanym wypadku, budzimy się w obskurnym i opustoszałym miejscu, gdzie wszystkie korytarze są do siebie łudząco podobne. Gdzie trafiliśmy? Jak się wydostać? A co ważniejsze, kim jest opisywana na ścianach persona, która podobno nie widzi, ale doskonale wszystko słyszy?To oczywiście przyjdzie nam poznać w tej około godzinnej przebieżce bowiem “Zaplecze minionych lat” to popularny symulator chodzenia, gdzie jedynym celem jest zbieractwo przedmiotów. Oczywiście wszystko ma swoje podłoże w opowiadanej historii, ale gameplayowo to zabawa w chowanego. Mały escape room.
Do naszej dyspozycji dostajemy pojemne kieszenie i farbę/maker, którą możemy oznaczyć sobie odwiedzane pokoje. Na papierze motyw ciekawy, jednak szybko zostaje zepchnięty do poziomu kompletnie zbędnego. Ilość oznaczeń przygotowanych przez twórców jest wystarczająca, więc skoro oni bazgrali strzałki na ścianach, to nie wiem, czemu miałbym im wtórować. Pomimo psychodelicznych i złudnie zapętlających się korytarzy, to nie jest na tyle obszerna produkcja, by gracz stał się ofiarą przesadnego zagubienia.Esencja horroru tkwi jednak w straszeniu odbiorcy, a z tym Backrooms radzi sobie przyzwoicie. Od początku wdaje się tu spory niepokój za sprawą obrazu, a dźwięki i płacze w tle go tylko potęgują. Bardzo dobrze sobie twórca (gra stworzona przez jedną osobę) poradził z atmosferą, co już jest świetnym pierwszym krokiem do udanego reprezentanta gatunku. Jego założenia były jednak nastawione na gracza i przez niego wydawane dźwięki. Czuć tu spore nastawienie na internetowych streamerów, których mikrofon będzie największym przeciwnikiem. Bo to nie jest tak, że potwór usłyszy Ciebie - postać gry (choć to też możliwe za sprawą śmieci i innych rozrzuconych na ziemi rzeczy), a Ciebie - grającego, co w wersji Switchowej będzie pewnie znacznie mniej popularne, bo nikt nigdy nie podpinał tu mikrofonu.Masz zachować ciszę, co najłatwiej utrudnić scenami wyskokowymi. Nacisk na jumpscare’y jest tu zbyt mocny, a one z natury są bardzo nisko zawieszonym owocem na tym drzewie strachu. Szkoda, że często są to totalnie z powietrza wzięte motywy, jak jakiś robak na pół ekranu. Skąd się wziął? Nie pytaj - bój się! Stoję więc w rozkroku pomiędzy intrygującą gonitwą za jakimś uciekającym dzieckiem, wkręcaniem się w historię za sprawą różnych materiałów, a wszystkimi tanimi chwytami wokół.
Za The Backrooms 1998 stoi ciekawa historia, która w przeciwieństwie do wielu kolegów po fachu nie będzie od nas wymagała szukania wyjaśnienia na YouTube. Jest klarowna, przejrzysta, a wszystkie klocki zgrabnie się łączą pod koniec. Kim jest dzieciak, jaki spotkał go los, czym jest potwór nas goniący (w sumie jeden jedyny) i jakiego czynu jest uosobieniem - wszystko stanie się jasne w swoim czasie. Dowiesz się nawet, kim grasz i sensu nabiera miejsce, po którym ostatnią godzinę biegałeś. Jest atmosfera, jest fabuła, grafika nie przeszkadza, ale z czasem wkraść się może wtórność, co tak krótkiej grze zwyczajnie nie przystoi. Nawet jumpscare’y się zdążą zestarzeć na tym krótkim dystansie. Fani gatunku raczej nie znajdą tu zbyt wielu świeżych zabiegów, co nie zmienia faktu, że te “materiały odpadowe” wciąż potrafią mieć jakąś skuteczność. Inna sprawa, że brałbym to na PC i faktycznie podkręcił sobie atmosferę koniecznością zachowania ciszy, a nie konsumował na głuchym Switchu. Tu mogłem sobie komentować na głos wszystkie tanie sztuczki.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Feardemic
Plusy:
Atmosfera i dźwięki w tle
Historia, choć prosta, spełnia swoje niepokojące założenia