Recenzja Terrifier: The ARTcade Game na Nintendo Switch 2
Terrifier: The ARTcade Game to gra na podstawie serii horrorów, gdzie morderczy, lecz zawsze uśmiechnięty klaun, morduje wszystkich w sposób brutalny i widowiskowy. Filmy są esencją kina klasy B. Podchodzą do slasherowych wątków bezkompromisowo, a swoimi założeniami ocierają się mocno o komedie. To pastisz, który rozkochał w sobie ludzi i dziś już nie jest wyłącznie podrzędnym filmem kręconym w amatorski sposób. Teraz to uniwersum stworzone przez Damiena Leone, na którego kolejne odsłony czekają miliony. Osobiście entuzjazmu nie podzielam, ale nie mogłem sobie odmówić kolejnego beat’em upa.W The ARTcade Game (wydanym na Switch 21 listopada 2025) zostanie przedstawiona historia stworzona na potrzeby tej gry, gdy w mieście kręcony będzie… film. To od razu rodzi brutalne myśli w głowie Arta i przyjaciół (tych przypadkowych też, bo postacią do wyboru będzie grający pielęgniarza wrestler Chris Jericho), a dla graczy oznacza obijanie strażaków, policji i pracowników planu zdjęciowego.
Ja doskonale rozumiem, że beat’em upy nie są bardzo skomplikowanym gatunkiem. Rozkładanie na części pierwsze mija się z celem, bo to zazwyczaj prosta/prymitywna rozrywka na godzinę. Kto wychowywał się na początku lat 90’ na pewno ma do nich wciąż sporo sympatii. Idź w prawo i obijaj wszystkich, gdy w Twoim arsenale lekki i mocny atak oraz jakaś umiejętność specjalna.Jeśli mówimy o tak prostej konstrukcji, to w teorii wypadałoby założyć, że nie sposób to zepsuć… Terrifier: The ARTcade Game mówi potrzymaj mi piwo i psuje praktycznie wszystko. Zacznijmy od tego, że gra jest przerażająco wolna. Sprawia wrażenie, jakby działała w spowolnieniu, a wszystkie wyprowadzane ciosy trwają stanowczo za długo. Jakiś atak z wyskoku ociężałych wrogów trwa jak rekord Małysza na wielkiej skoczni. Chłop leci w nieskończoność i człowiek się zastanawia, czy to przypadkiem nie znów jakaś parszywa optymalizacja na sprzęt Nintendo. Wygląda to tak źle w ruchu!Zresztą takich uwłaczających momentów jest tu mnóstwo. Typów przeciwników jest stanowczo za mało, projekty poziomów są skręcone na szybko, a bossowie nie rozkochają swoim movesetem. Chciałbym nieco zluzować w kontekście naszych postaci, ale różnic między nimi jest też jak na lekarstwo, więc niezależnie którą SKÓRKĘ weźmiemy, tak rozgrywka się raczej nie zmieni ani tym bardziej nie nabierze tempa. Różnice będą tylko w finisherze, który też jest jakimś świadectwem radosnej myśli deweloperów. Otóż każdy obity wróg pada na kolana i czeka na egzekucję. Super, pasuje to do materiału źródłowego, ale te egzekucje są chyba po dwie na postać, więc naoglądasz się ich do znudzenia, a dodatkowo zawsze gra wymusza ich animacje z tej samej strony. Już tłumaczę - jeśli wykonasz finisher za plecami wroga, to będziesz obserwował swoją postać, jak przechodzi do przodu, żeby strzelić prosto w czoło z shotguna. To ten pokraczny moment, kiedy stajesz się praktycznie niewidzialny/nietykalny dla świata gry, a czas się zatrzymuje - jakby do tej pory nie był wolny…Gra ogółem sprawia wrażenie, jakby miała być takim samym żartem, jak komediowe akcenty w Terrifierze. Żart polegał na tym, że nikt się nie będzie przykładał do jej tworzenia. Wygląda jak chęć wrzucenia swojej podobizny do gry przez ekipę tworzącą Terrifier, żeby zaspokoić swoje (chore) zachcianki. Nie ważne, czy wrzucimy się do DOBREJ gry, wystarczy, że do gry. Wrzucili, świat zapomni, a z pozytywnych akcentów zostanie nam tu tylko rozlana wszędzie krew i brutalność. Podobały mi się te elementy, jak gałki oczne leciały w stronę gracza, gdy wybiliśmy je z oczodołów wroga. To detale, które cieszą… ale to tylko detale. I one w końcu zaczną być wtórne, a chęci na powrót do tej gry nie będzie żadnych. W zasadzie to problematyczne jest przedrzeć się przez około 90-minutową kampanię JEDEN RAZ. Nawet przy sympatii do serii filmów, to nie… po prostu nie.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Vicarious PR
Plusy:
Rozlana wszędzie krew i brutalność typowa dla serii filmów
Minusy:
Przerażająco wolne tempo rozgrywki
Mało typów wrogów, jeszcze mniej ataków, a różnice między naszymi postaciami są marginalne
Mało angażujące, równie powtarzalne i bezbarwne poziomy
Bossowie są bardzo słabiutcy i nie rozpieszczają zestawem ruchów