Recenzując powrót Donkey Kong Country, już wiedziałem, że obok mam lepszą platformówkę. I nie oznacza to, że małpa jest zła, a już na pewno nie to, że ta druga znajdzie więcej odbiorców. Nie ta popularność, nie ten prestiż, nie ta kategoria wagowa. A że lubię odkrywać przed czytelnikami mniej znane perełki, to przed wami Symphonia.
Muzyczny precision platformer (odłam gatunku cechujący się ogromnym naciskiem na dokładność naszych skoków, co bezpośrednio wpływa na poziom trudności gry), gdzie nie ma żadnej przemocy. Muzyczny nie dlatego, że czekają na was sekcje rytmiczne (choć odpowiedni timing będzie tu konieczny), a z racji sposobu przedstawienia świata i narracji. Wcielimy się w rolę tajemniczego skrzypka, który powraca do rozpadającego się świata. Jego instrument służy nie tylko do grania melodii i aktywacji niektórych urządzeń, a do transportu. Funkcjonuje również jako łuk, którym pokonujemy większe przestrzenie i odbijamy się od podłoża. Już wyjaśniam!Mechanicznie to bardzo prosta gra. Masz w swoim arsenale zwykły skok, przycisk odpowiedzialny za granie kilku nut i jeden kluczowy, który domyślnie wypada nazwać akcją. Jego przydatność w tym świecie będzie miała mnogość funkcji. Służy on do przyczepiania się do wyznaczonych powierzchni, wybijania się z nich po ustawieniu kierunku/trajektorii lotu, jak i do odbicia się od ziemi niczym poczciwy Sknerus McKwacz z Kaczych Opowieści (Duck Tales).
Wszystko w połączeniu z przemyślanym level designem daje ogrom satysfakcji. Od platformówki oczekujemy dopracowanej mobilności naszych postaci, która przekłada się finalnie na poczucie rozwoju z poziomu gracza. Pierwsze skoki dość leniwe, a z czasem płynny “lot” przez całą planszę. Symphonia daje takie możliwości. To ten rodzaj gry, w którym chwila zawahania będzie najpewniej prowadzić do śmierci - ten moment, kiedy optycznie wydawało nam się nie dać rady i odruchowo poluzowaliśmy analog lub przekręcilśmy go w innym kierunku.Takich błędów nam się tu nie wybaczy, co jednak nigdy nie wiąże się z rosnącą frustracją. Jest jedna rzecz, którą takie wymagające gry mogą robić, żeby zminimalizować złość za kontrolerem. Możliwość szybkiej powtórki. Robił to świetnie Cuphead, gdzie boss mógł nas tłuc, ale powiedzenie sobie “jeszcze jeden raz” jest bardzo kuszące. Bo to trwa chwile, bo to już za rogiem, bo ja czuję, że to przejdę. Ten jeden raz zamienia się w 10 prób, minuta w godzinę, a Ty ciągle za konsolą. Takie gry trzeba doceniać! Tu, choć dany level/rozdział jest dość obszerny, to podzielono je na krótkie segmenty, gdzie ewentualna wpadka cofnie nas na początek tej scenki.
Piękno tej gry nie tkwi jednak jedynie w jej uczciwym (!) wyzwaniu i pozytywnym wjeżdżaniu na ambicję. Dostaniemy tu również wyjątkowo urodziwą oprawę. Gusta można mieć różne, ale ta gra jest zwyczajnie ładna. Jej kreskówkowy charakter długo nie pozwoli się zestarzeć, a za tym urokliwym stylem w parze idzie muzyka. Symfoniczna, monumentalna, adekwatna do miejsca akcji. Opery, którą naszymi działaniami przywracać będziemy do życia - co też dodaje uroku w trakcie samej rozgrywki.
Co ważne, mimo przesunięcia względem innych platform, wersja na Nintendo Switch działa poprawnie i nie ma żadnych zgrzytów.I o ile deklaruje tu swoją niezachwianą sympatię do tej gry, to nie jest ona pozbawiona wad. Kluczową, z której należy zdawać sobie sprawę, jest jej długość. Jeśli skupieni będziemy wyłącznie na przedarciu się przez liniowo rozstawione levele, czyli na wątku głównym, to 2-3 godziny mogą wystarczyć - zależnie od naszych platformowych zdolności, bo ten czas znacząco wydłuży się przy ich braku. Niekoniecznie traktuje to jako wielki problem, bo w natłoku przerośniętych i sztucznie wydłużonych gier, miło jest złapać za coś o skondensowanej formie. A i platformówka nigdy nie powinna nadużywać naszej gościnności, jeśli na imię nie ma Mario. Zazwyczaj kończą się wtedy pomysły, a u gracza zaczyna nuda. Tu tego nie zaznałem, a i każdy wie, że prawdziwe wyzwanie, to zebrać te monetki, które są często umieszczone w pozornie niemożliwych do złapania miejscach.
Drugi, nieco bardziej indywidualny mankament, to mikro metroidvaniowe naleciałości. Każdy kolejny level to nowe patenty, których się uczymy. Wcześniej niedostępne nie pozwalają odwiedzić każdego zakamarka plansz, więc powrót do nich dla chcących maksować będzie obowiązkowy. A i kamera w jednym z końcowych segmentów powinna być żwawsza - będziecie wiedzieli, jak dobrniecie.To są jednak detale w morzu pozytywnych stron. Symphonia to zdecydowanie jedna z fajniejszych platformówek 2D, a i pewnie jeden z lepszych indyków. Debiutujące Sunny Peak zaczyna z wysokiego pułapu. Na każdym kroku czuć miłość do gatunku. Gdzieś podskórnie czuje, że gra zostanie zapomniana zdecydowanie za szybko, a na taki los zwyczajnie nie zasługuje. Fani platformówek - brać!
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Headup Games
Plusy:
Mobilność postaci - ruchy są zgrabne i dostosowane pod precision platformera (jeśli zginiesz, to Twoja wina)
Level design - tak w formie podstępnych pomysłów i platformowych problemów, jak i sposobie przedstawienia, adekwatnej do danego instrumentu
Zero frustracji - przemyślany podział na segmenty, co kusi “jeszcze jedną próbą”
Kreskówkowa oprawa, która nadaje uroku i nie pozwoli się zbyt szybko zestarzeć
Podniosła muzyka - dobrze skrojona pod operowy klimat całości
Minusy:
Metroidvaniowych naleciałości nie witałem z uśmiechem. Chcąc maksować będziesz musiał cofać się do poprzednich plansz ze skillami z późniejszych