Jak już wiadomo Switch stoi grami RPG i jRPG. Większość tytułów spod skrzydeł Nintendo zalicza się do gatunku, ale samymi exclusive’ami człowiek nie żyje. Świeżutkie Stolen Realm od debiutującego Burst2Flame Entertainment wychodzi na światło dziennie. Zaczynając od fabuły, w której będąc poszukiwaczem przygód, wyruszamy w podróż, by odnaleźć swojego ojca. Jedyną wskazówką jest dziennik staruszka, a zawarte w nim informacje doprowadzą bohatera do niego. Historia niby jest, lecz zdecydowanie nie gra pierwszych skrzypiec i śmiało mogę powiedzieć, że szybko idzie w zapomnienie, bo…
Dużo tego
… króluje tutaj walka. Starcia w Stolen Realm odbywają się w systemie turowym. Jako że jest to również dungeon crawler, to areny są generowane proceduralnie, dzięki czemu są bardzo urozmaicone. Odwiedzając między innymi pustynie, mokradła, czy lochy napotkamy ogromną ilość różnego rodzaju przeciwników. Twórcy podają, że jest ich ponad 200, więc wynik zawstydzi niejedną wysokobudżetową grę. Prócz zwykłych „pionków” na mojej drodze stawały ogromne skalne golemy, czy nawet smoki!
Kolejnym ogromnym atutem jest personalizacja postaci. Tytuł nie ogranicza nas do jednego protagonisty. Mamy możliwość utworzenia grupy maksymalnie sześciu wojowników, co zdecydowanie jest udogodnieniem. Mimo że na widok 10 drzewek umiejętności, a w nich ponad 300 skilli opada szczęka, to wprowadza to niemałe zakłopotanie. Przez ich ilość ciężko było mi się zdecydować, w jakim kierunku rozwijać postaci. Nadal uważam to za duży plus. Umiejętności oczywiście dzielą się na pasywne i użytkowe. W głównej mierze bazują one na żywiołach, ale znajdą się również specjalne dla łucznika, czy mnicha. Bez wyposażenia nie ma walki, prawda? Nie byłem w stanie tego sprawdzić, ale twórcy chwalą się, że świat Stolen Realm skrywa ponad 700 unikalnych przedmiotów. Sam zdobyłem zaledwie 20% z tego i w moim odczuciu już ten wynik był wystarczający, zwłaszcza że każda z nich posiada możliwość dodatkowej modyfikacji.
Dungeony składają się z kilku starć, dzięki którym prócz wspomnianych przedmiotów otrzymujemy walutę. Po jego ukończeniu protagonista zostaje przeniesiony do miasteczka. Hub jest niewielkich rozmiarów – w jego centrum znajduje się fontanna, a wokół niej najważniejsze persony - jak kowal, u którego rzecz jasna jest możliwość tworzenia nowych przedmiotów. Pozostali to handlarze mający w ofercie materiały dla wspomnianego czeladnika, mikstury i biżuterię. Choć „baza” miała wszystko, co potrzebne, to czułem nadal pewien niedosyt – mogłaby być nieco większa i bardziej tętnić życiem.
Od zaplecza
Stolen Realm to nie tylko gra singleplayer. Tytuł oferuje zabawę dla wielu osób. Jest możliwość odpalenia gry w co-op na kanapie lub online i rozpoczęcia przygody w paczce maksymalnie sześciu graczy. Tabela zazwyczaj ukazywała około trzech pokoi, które były zabezpieczone hasłem. Zaś do mojego brakowało chętnych. Prócz tego 6 poziomów trudności w tym permadeath dla tych bardziej wymagających. Jak Switch sobie daje radę? Bardzo dobrze. Po pierwsze gra działa bardzo płynnie bez najmniejszych spadków klatek. Animacje są okej, choć chciałbym nieco więcej. Poza tym cięcia wizualne względem mocniejszych kolegów są znikome. Jak zawsze przyczepię się do ekranów ładowania, które bywają zaskakująco długie. Kolejną rzeczą jest soundtrack podczas starć, który swoją monotonią strasznie drażni. Stolen Realm może zdecydowanie pochwalić się rozmachem. Ogromna ilość wrogów, elementów wyposażenia, ich modyfikacji i umiejętności zwala z nóg. Tworzone proceduralnie areny są różnorodne i ładnie zaprojektowane. Miłym dodatkiem jest miasteczko, które pozwala na niemałe zakupy, choć chciałoby się od niego troszkę więcej. Fabuła jest nijaka i szybko idzie w zapomnienie. Sporym plusem jest zaś możliwość zmiany poziomu trudności w dowolnym momencie. Dla kanapowców strzałem w dziesiątkę okaże się tryb multi. Od strony technicznej jest dobrze, choć muzyka i ekrany ładowania bywają irytujące. Stolen Realm to bardzo udana gra i wciągnie wiele osób na setki godzin.
Dziękujemy firmie Plan of Attack za dostarczenie gry do recenzji.