staroverdrive

Właściciel zdjęcia: Caracal Games

Recenzja Star Overdrive na Nintendo Switch

Doskonale pamiętam swoje słowa po pierwszej prezentacji Star Overdrive. Pisałem, że to się nie uda, że wygląda za ładnie i ma wiele efektów, z którymi Switch się zwyczajnie nie lubi. Nie wiem, czy zaliczyło przez ten czas jakiś downgrade, czy wypada mi przyznać się do błędu, ale gra działa przyzwoicie. Stoi za tym jeden poważny defekt, którego nie dało się wywnioskować na starcie, a który nieco objaśni stabilną formę nowego produktu Caracal Games.
2025040416235200 s
Jednak zacznijmy od początku - czym w ogóle jest Star Overdrive? Do tej pory widzieliśmy jedynie efekciarstwo na futurystycznej deskorolce do skocznej muzyki. Trudno było jednoznacznie określić nawet gatunek, a gra przygodowa to bardzo szerokie spektrum. Star Overdrive to nieślubne dziecko Linka i Star Lorda. Próbuje wymieszać poczucie przygody i zagadki środowiskowe z Breath of the Wild, w klimacie tupania nóżką ze Strażników Galaktyki. I zanim oczy wam się zaświecą i zaczniecie szukać na eShopie tego kuszącego zestawu inspiracji - poczekajcie, bo nie wszystko złoto, co się świeci. 

Gra zaczyna się od sygnału ratunkowego, który kieruje naszego wyjątkowo niemrawego bohatera w stronę nieznanej planety. Wszystko robi w rytm rockowej nutki, a swój pokój ma obklejony popkulturowymi plakatami - no śmierdzi Star-Lordem na kilometr. Niestety postanowiono nie implementować mu równie wyszczekanego charakteru, co czyni go protagonistą kartonowym. Płaska i nijaka jednostka.
2025040416283300 s
Samo poruszanie się na hoverboardzie jest efektowne, sugeruje nam robienie tricków i nagradza boostem za idealne wybicie niczym w Mario Kartach. Spełnia swoje założenie - tak pod kątem dynamiki, jak i stylu. Tyle że z tej deski trzeba czasami zejść, a wtedy już kolory mocno bledną. Walka jest… napisałbym poprawna, ale trzeba mieć nisko zawieszoną poprzeczkę, żeby taką argumentację zaakceptować. Żmudne i nudne klepanie przycisku aż przeciwnik padnie. Tyle! 

Mechanika gry polega na tym, by dozbrajać naszego paper mana w nowe umiejętności, które zdobywa, odszukując kolejne dungeony. A dokładnie przepełnione zagadkami środowiskowymi lokacje, które zostały praktycznie przekopiowane z Breath of the Wild. Trochę Zelda w domu, gdzie dostaniesz telekinezę, wyskocznie i pozostałe części elementarza kosmo-podróżnika. Ciekawe? Tylko jeśli nie miałeś do czynienia z grami, które robiły to lepiej.
2025040416185800 s
Całość jest też doprawiona craftingiem i stylizacją deski. Ta druga mi osobiście na nic, bo i tak nasze wymarzone gryzmoły średnio widać, a mimo tego zostało to przyjemniej rozwiązane niż ulepszenie deski. Podróżując, zdobywamy… rzeczy. Różne pierdółki, które finalnie mieszamy w umownym kotle i wydajemy na rzecz ulepszeń. Meh, meh, meh. Ciągłe procentowe i nijakie udogodnienia, po których rzucą nam jak psu jazdę po wodzie, żeby otworzyć kolejną, wcześniej niedostępną porcję mapy.

I gdzieś ta konstrukcja może by wytrzymała na już chybotliwych nogach. Telepałoby ją z każdym podmuchem wiatru (negatywnym spostrzeżeniem), ale jakoś dawałaby pierwiastki frajdy. Tyle że ten świat jest pusty. Otwarty, ale pusty. Nic tam Cię nie zaskoczy, nic nie zaciekawi, a wtórność wkradnie zaskakująco szybko. Wraz z jego krajobrazami zacząłem rozumieć dwie sprawy - dlaczego działa to tak dobrze (skoro nic się nie dzieje, to wypadałoby, żeby śmigało) i po cholerę mi są te tricki na desce. W teorii dają przyspieszenie, ale możesz przemieszczać się bez nich, tyle że wszechobecna nuda w terenie przytłoczy Cię na tyle, że po prostu sam zaczniesz sobie coś wymyślać cuda w powietrzu.
2025040416335700 s
To jakiś paradoks, że gra o jeżdżeniu na desce, walczeniu z kosmitami gitarą, która ma otwarty świat, zagadki i wchodzi do fajnej nuty (w intro, bo potem zbyt często cisza na muzycznym gruncie), jest tak nudna. Momentami jej efekciarstwo i pewna doza filmowości może się udzielić, ale takich rzeczy jest za mało i przeplatane są segmentami z rażącymi brakami pomysłów i ubytkami w szeregach wrogów (klepanie w kółko tych samych osobników). Nie uratuje tego bohater, nie uratuje fabuła, bo te po prostu tam są. Na kolanie człowiek mógłby napisać lepsze, bo może by miał przypływ weny. Star Overdrive obiecywał wiele, a kończy jako wydmuszka. Zgrabnie namalowana, a pusta w środku. Nie wątpię, że i na to znajdą się amatorzy sci-fi, ale tu nie siedzi jeden z nich. 

Dziękujemy za klucz do recenzji firmie JF Games 


Plusy:

Thumb Up

Hoverboard - spełnia swoją rolę

Thumb Up

Okazjonalna filmowość i przebłyski ciekawych pomysłów


Minusy:

Thumb Down

Bezbarwny i wyjątkowo pusty świat

Thumb Down

Nudny protagonista i byle jaka fabuła

Thumb Down

Przeciętna walka i mało rodzajów wrogów

Thumb Down

Tak po ludzku - to dość nudna gra jest

5 / 10

Nasza ocena

Awatar

Niko Włodek

Postaw mi kawę na buycoffee.to


Komentarze (2)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz

Robert
10.04.2025 18:15
Grałem w demo i już ono mnie wynudziło.
korazdrzewa
10.04.2025 18:32
To widzę, że podzielasz "entuzjazm" :) Niko