Skinny and Franko

Właściciel zdjęcia: Blue Sunset Games

Recenzja Skinny & Franko: Fists of Violence na Nintendo Switch

Prawie 30-lat minęło od ostatniego spotkania. W 1994 na Amigę trafiła gra Franko: The Crazy Revenge. Dość pokraczny beat’em up, który cieszył się sporą popularnością w naszym kraju. Jego wszelkie niedoskonałości tuszowaliśmy sobie tym, że jest nasz, Polski. Po wielu perturbacjach i nieudanej zbiórce, 28 kwietnia 2023 roku doczekaliśmy się kontynuacji zatytułowanej Skinny & Franko: Fists of Violence. Wszelkie znaki rozpoznawcze zostały zachowane. Tylko jeszcze nie jestem pewien, czy to dobry znak, czy zły.


Mały sobie nagrabił


Całość jest polana sporą dawką prymitywnego humoru i osiedlowej grypsery. Stylistyka, z którą trzeba się polubić, żeby się odnaleźć. Franko spotykamy na zmywaku w Anglii, kiedy lekko mówiąc, zaczyna mu się ulewać. Otoczenie przytłacza, a że gość ma z czego uderzyć, to zamienia płyn do naczyń na coś bliższego sercu. Po wielkiej awanturze i oczywistej utracie roboty zaczyna poważnie myśleć nad powrotem do kraju. Telefon od Chudego ułatwia decyzje. Ich ziomek Mały nagrabił sobie u lokalnej mafii. Trzeba ich namierzyć i odbić chłopaka.

Po tym prymitywnym/urokliwym wstępie przechodzimy do właściwej rozgrywki. Do wyboru mamy Franko i Chudego. Dwóch prostych chłopaków próbujących zatrząść gangsterskim półświatkiem. Przed nimi świat pełen ulicznych bohaterów, przygłupich mięśniaków, pijaków i innych radosnych efektów ubocznych odżywek wszelakich. Zestaw fascynujący i idealnie skrojony pod stylistykę.
intro
Odczuwalna jest tu powtarzalność ich zachowań, jak i wizerunków, ale ma to związek z innymi niedoskonałościami gry. Patrząc wyłącznie na pomysł i jego realizację, to jest to porządnie wykonana robota. Poziomy są przepełnione fajnymi tłami, lokalna społeczność czasami reaguje na nasze poczynania (za co może/powinna dostać w papę), a niektóre budynki i odnogi da się odwiedzić. Jest stereotypowo, ale inaczej bym tego nie zaakceptował.

Mój wewnętrzny gangus czasami reagował krytycznie na niektóre teksty, ale uznałem, że nie wszystkie slangi człowiek zna. Może gdzieś faktycznie tak mówią. Z mojej perspektywy trafne określenia przeplatają się z czymś pisanym przez osobę, która dawno wypadła z obiegu.


Chcesz w papę?


W tej banalnej konstrukcji zakładającej lekkie i mocne uderzenie oraz chwyt i blok zamieszczono bardzo dużo możliwości. Z początku z gry wydobywa się wyraźny aromat drewna, by potem zaskoczyć nas jakąś techniką i wywołać uśmiech. Może i aromat drewna dalej będzie wyczuwalny, ale już zaczynamy go wąchać ze smakiem. Wrogów podnosimy z ziemi, rzucamy nimi na maski samochodów, obalamy z soczystym ground & pound, czy przetrącamy jedynki baseballem - ok, to ostatnie bawi w każdej grze. Jak świadomie pominiecie tutorial, to całość rozkwitnie na waszych oczach, jeśli dacie jej szansę.
piesek
Wiązać się to niestety będzie z akceptacją niektórych założeń. Da się odczuć, że gra ma nam mocno przypominać tamte czasy, więc przy sterowaniu pozwala sobie na zbyt wiele. Tak jak doceniam ilość możliwości, tak życzyłbym sobie, by były one bardziej przystępne. Dobijanie leżącego przeciwnika to dalej czarna magia, która nie zawsze znajduje swoje odzwierciedlenie na ekranie. Niby tylko wychylenie analoga w dół i uderzenie, a tu rośnie do rangi finishera.

Łatwo mi sobie wyobrazić wygodniejsze opcje. Inna sprawa, że ciał tam momentami leży tyle, że nawet nie wiemy, czy chcemy kogoś dobijać. Często dochodzi do sytuacji, że gra nas nie przepuszcza dalej, a Ty się głowisz, który z delikwentów jeszcze dycha, albo gdzie za ekranem sobie jakiś beztrosko biega…


Pchasz się w gips!


Ewentualnie może mieć to związek z tym że program się zawiesił. Zbyt często zdarzają się tu sytuacje, w których coś się wykrzacza i wyjście z gry jest naszą jedyną opcją. Trzeba wziąć głęboki oddech, gdy wiemy o zbliżającym się skrypcie. Wszelkie łatki na pewno są w drodzę, ale frustracja graczy premierowych może być zbyt wielka.

Idzie to w parze z długością tutejszych etapów. Zajmują stanowczo za dużo czasu jak na ten gatunek. Niektóre misje nieśmiało sięgają godziny. Z tym mam chyba największy problem. Uwielbiam beat’em upy, ale nie wyobrażam sobie grać w nie w tak długich sesjach. Jest powód, dla którego trwają one 2-3h. Nigdy nie powinny nadużywać naszej gościnności. Taki Asterix & Obelix: Slap Them All był chyba spełnieniem moich dziecięcych marzeń, ale decyzja o kopiowaniu wszystkiego, żeby wydłużyć czas trwania rozgrywki, pogrążyła ten tytuł - nie w moich oczach, a ogólnie.
combo
Pół biedy, kiedy przerwie Ci długi level przyjemnej gry, a Ty masz świadomość, że zaraz stratę nadrobisz. Skinny & Franko jest grą o wysokim stopniu trudności. Nawet najłatwiejszy poziom - tu nazwany Cienias - potrafi napsuć krwi. Staje się to wszystko nieco bardziej akceptowalne grając w kooperacji, ale samo się nie przejdzie. To kolejny element, który ma nam nieco przypomnieć dawne czasy. Nie mam nic przeciwko, choć bywa tym bardziej uciążliwe, gdy zostaniemy zatrzymani nie ze swojej winy.

Skinny & Franko: Fists of Violence ma sporo uroku, ale na boku robi tyle samo, żeby Ci to obrzydzić. Im dłużej grałem, tym więcej problemów dawało się we znaki. Zamiast być jak Franko, dostawałem kolejne ciosy, przeistaczając się w ofiarę. Niby wyszedłem bez obrażeń twarzy, ale sporo zdrowia mi odebrało, gdy trzymali mnie w potrzasku.

Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Blue Sunset Games


Plusy:

Thumb Up

Prymitywny humor

Thumb Up

Ilość możliwości w obijaniu szmacia… oponentów

Thumb Up

Lokacje i przerysowani/stereotypowi przeciwnicy


Minusy:

Thumb Down

Gameplay aż za bardzo przypomina gry z tamtych lat - sterowanie bywa pokraczne

Thumb Down

Częste problemy techniczne wymuszające restart

Thumb Down

Uciążliwa długość poziomów

6.5 / 10

Nasza ocena

Awatar

Niko Włodek



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz