Gier na deskorolkach jest pod dostatkiem. Tony Hawk kiedyś rządził, dziś próbuje otrzepać kurz, potem przyszła moda na bardziej przyziemne wariacje, ale wszystko mniej więcej kręci się wokół tego samego - trików. Otoczka skejtów też musi się kurczowo trzymać swoich szablonów, więc z ręką na sercu te wszystkie Skate i inne, to mi się mylą. Brakuje powiewu świeżości, bo i cóż tu wymyślić. Przecież nie zrobisz gry o demonie na deskorolce, który chce pożreć księżyc… Chyba że nazywasz się Sam Eng i masz za sobą wiarę Devolver Digital.Skate Story to nietypowa podróż na deskorolce. Jesteśmy demonem z kryształu, który łapie za zakazaną przez filozofów tamtejszego świata deskorolkę. I pomimo sprzeciwu - pędzi przed siebie. Pędzi, by faktycznie pożreć księżyc lub ich więcej, jeśli ten świat je przewiduje.
Wszystko skąpane jest w wyjątkowej i innowacyjnej estetyce, którą trudno przyrównać do innych. Podróż naszą napędzać będzie świetna muzyka zespołu Blood Cultures, choć samo audio kręcących się kół jest też świetnie odzwierciedlone.Całość podzielona jest na zamknięte rozdziały, do których (niestety) nie będzie możliwości powrotu. Każdy ze swoją polewą i porcją mistycyzmu. Sama rozgrywka dryfuje między unikaniem przeszkód (przypominam, że jesteśmy z kryształu, więc każdy upadek kończy podróż i cofa kilka kroków wstecz), by dojechać do bramy oraz faktycznym robieniu trików. Wszelkie ollie i inne kickflipy, to też element tworzenia kombinacji. Nie tak górnolotnych, jak we wspomnianym Tony Hawku, ale również otulonych dość przyziemnym i łatwym do opanowania sterowaniem - chcę uspokoić tych, którzy boją się kolejnej symulacji na desce, w której bez zamiłowania do tego sportu trudno przejść tutorial.Te ostatnie przydadzą nam się przy… walkach z bossami. Ta gra jest tak odrealniona, że nawet znalazła miejsce dla czegoś takiego w świecie deskorolek. Co zabawniejsze, to tu po prostu działa, gdy w odpowiedniej strefie musimy kończyć swoje combosy konkretnym stompem. Bossowie są monumentalni i budzą respekt, którego nie powstydziliby się giganci z bardziej akcyjnych gatunków.
Czy Skate Story ma jakieś poważniejsze wady? Szczerze? Niekoniecznie. Jedyną przeszkodą, podobnie jak u mnie, będzie ewentualna obojętność do klimatów deskorolki, chociaż jak macie już łapać za jedną grę z tego podgatunku, to będzie pewnie najbezpieczniejszy kandydat. Najbardziej inny, ale wciąż trzymający się swoich skejterskich założeń. Jest jednak jedna rzecz, która wywindowałaby ten tytuł znacznie wyżej. O ile sposób prezentacji jest tajemniczy, można nawet powiedzieć zjawiskowy, to próżno tu szukać voice actingu. A czuć przy tej monumentalnie otoczce, że on by się idealnie sprawdził. Rzadko mam zażalenia do gier, gdy postawią wyłącznie na napisy, ale tu ewidentnie brakowało aktorów głosowych.Nie ma co ukrywać, że to nie mój świat. Nie powiem wam, czy tak wykonany hellflip jest faktycznie tym, czy jednak bardziej przypomina coś innego. Pewnym jest jednak to, że w tej demonicznej polewie uchwycono beztroską jazdę na deskorolce. To pędzenie przed siebie i brak przesadnego rozmyślania. Brak problemów. Filozoficznie zabrzmiało, wiem, ale pasuje to do tego tytułu. Szkoda tylko, że nie ma tu faktycznie trybu freeride, który pozwoliłby temu wszystkiemu wybrzmieć jeszcze mocniej. Niemniej w tym tkwi główny urok Skate Story i to hipnotyzuje tak samo mocno, jak cała otoczka.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Cosmocover
Plusy:
Przystępność sterowania i robienia tricków
Bossowie - tak ich wygląd, jak i samo ich istnienie w takiej grze
Intrygujący i tajemniczy styl artystyczny
Uchwycenie beztroski przy jeździe na deskorolce…
Minusy:
…choć przydałaby się możliwość wolnej jazdy lub chociaż powrotu do poprzednich rozdziałów. Trochę więcej swobody.