Urugwajskie studio Batovi Games serwuje powrót do przeszłości. Kiedy Fifa na Nintendo Switch zawiesiła się w czasie, a alternatywa od Konami nawet nie patrzy w naszym kierunku, jako fani piłki musimy się pocieszać w inny sposób. Jedni wypatrzyli promocję Captain Tsubasa: Rise of New Champions, a inni kopią piłkę i rzucają skorupami z sympatycznym hydraulikiem. Jak w tym wszystkim odnajdzie się retro piłka nożna? Świąteczny dzień 26 grudnia przyniósł premierę Pixel Cup Soccer - Ultimate Edition.
Gwizdek rozpoczynający spotkanie
Nostalgiczne tony atakują nas z każdej strony. Samo menu przywołuje miłe wspomnienia, a gameplay tylko je potęguje. Twórcom przyświecało to wszystko za cel. Dać produkcję, której łatwo się nauczyć - i nie, wcale nie trudno ją masterować. Łapiesz za pada i od razu czujesz się jak w domu. A to, czy w tym (starym) domu zostaniesz na dłużej, zależy tylko od Ciebie. Do dyspozycji mamy kilka trybów zabawy. Tak samo prostych, jak założenia całości. Mecz towarzyski, turniej i kariera. W zasadzie na tym mogę zakończyć wyliczankę, mimo że turniejów jest sporo i czekają na odblokowanie.
Nie będę opisywał poszczególnych trybów, bo wydają się oczywiste z samej nazwy. Kariera stara się oferować coś więcej niż serię meczów. Jakiś pierwiastek fabuły, kiedy to jako znane nazwisko w świecie piłki zostajemy wkręceni do prowadzenia nędznego klubu chylącego się ku upadkowi. Piłkarze będą zdobywać doświadczenie, rosnąć w siłę, a my wygrywać kolejne poziomy rozgrywkowe.
Wszystko sprytnie omija oczywiste braki w licencji. Lewandowskiego się tu nie doczekacie, ale już ciemnowłosego Roberta z numerem 9 w Reprezentacji Polski, jak najbardziej. Fani piłki nożnej bez problemu wyłapią swoje ulubione zespoły i zawodników. To chyba jeden z niewielu przypadków, gdzie fikcyjne postaci nie przeszkadzały mi wcale. Wykorzystali ich imiona. Proste! Jeśli jednak Fifa rozpieściła was za mocno, to do dyspozycji macie edytor, który pozwoli ustawić wszystko po bożemu.
Okazja!
Arcade’owe gry piłkarskie mają to do siebie, że cały czas coś się dzieje. Nie ma to nic wspólnego z symulacją, więc dynamika zabawy może zauroczyć. Pixel Cup Soccer nie odstaje na tym polu, a nawet oferuje przyspieszenie tempa, jakby komuś było mało. Z początku byłem przyklejony do ekranu, bo i sam nazywam się frajerem na takie gry. Łatwo się wkręcam, gram od dzieciaka, nic nie poradzę. Pixelowa grafika jest sympatyczna, a mimika przy straconych bramkach przypomniała mi nawet kultowe Kunio-kun Nekketsu Soccer League, u nas ukrywające się pod nazwą Goal 3. I tutaj też doświadczymy strzałów specjalnych. Piłka w rybę lub banan się nie zmieni, ale sprawi spore problemy bramkarzowi. Specjale są dużą częścią całości. Oprócz strzałów odpalą przyspieszenie, przeskoczą nad wślizgiem rywala, ułatwią drybling. Nieodłączny element zabawy, bez którego gra się (o dziwo, bo zazwyczaj wyłączam takie rzeczy) gorzej.
Doceniam mnogość możliwości w menu przy tak prostej grze, choć interfejs sam w sobie mógłby być przystępniejszy. Dużo klikania zanim zaczniemy mecz. Jeśli jednak przebrniemy pierwszy raz przez ustawienia, to potem każdy kolejny odpalimy pstryknięciem palcem. Loadingu doświadczyłem tylko przy uruchomieniu produkcji.
Zawodnik jest, jaki jest, i to jest jego wada
Bramki zacząłem strzelać szybko, więc i frajda była wyczuwalna. Lokalnie na kanapie, z kimś u boku, można jeść to łyżką. Nawet jeśli druga osoba nie zjadła zębów na grach sportowych. Fajnie się przenieść w czasie i poczuć tę beztroskę, a nie wyrywać sobie włosy z głowy, bo serwery padły, a Ty masz do rozegrania tonę meczów w lidze weekendowej FUT - kto wie, ten wie. Jeśli jednak grasz solo i oddasz się w pełni w ręce tutejszego AI, to obawiam się, że mamy mały problem. Delikatnie rzecz ujmując, ta sztuczna inteligencja z drugim członem nie ma nic wspólnego. Za to sztucznie udaje, że wie, o co w piłce chodzi. Nasi koledzy z drużyny biegają bezmyślnie, a Ci po przeciwnej stronie zdają się przejąć moc najlepszych graczy, jakby czekał na nich Kosmiczny Mecz. Owszem, grałem na najtrudniejszym poziomie trudności (z trzech dostępnych), ale to nie usprawiedliwia walenia głową o ścianę.
Jeśli jednak uznamy, że jak zawsze się czepiam, to niezależnie od poziomu trudności bramkarze przybierają formę ręczników. Nawet jak trzymają piłkę, to stanowią dla nas zagrożenie. Nie wrzucą sobie do bramki, jak niegdyś Janusz Jojko (czemu ja to jeszcze pamiętam?!), ale ich najmocniejszy wykop wyląduje tak blisko pola karnego, że przejęcie futbolówki przez przeciwnika zostawi mu praktycznie pustą bramkę. Mój debiutancki gol dokładnie tak wyglądał, ale wtedy nie wiedziałem, że to tendencja.
Zwykłe podania mogłyby być lepsze, bo ich siła pozostawia wiele do życzenia. Kończymy na tym, że bezpieczniej jest korzystać z podania na wyjście, które zdaje się oferować pomoc w namierzeniu, jak i dysponuje siłą o wiele trudniejszą do przechwytu. W zasadzie to wokół tego miałem największy zgrzyt od samego początku i ten grymas z twarzy mi nie zszedł do samego końca. Jest pokraczne. Gdzieś to starałem się zaakceptować w imię dobrej zabawy. Wpisałem w boiskowy chaos jakiego doświadczam. Można tłumaczyć urokiem całości, ale lepiej mieć większą kontrolę nad wydarzeniami.
Bezbarwny remis
Oczarowali… nie do końca. Próbowali sprzedać odpicowany antyk, ale wady fabryczne dały się mocno we znaki. I tak jak wiele aspektów doceniam, to rdzeń rozgrywki powinien być lepszy, żebyśmy mówili o jakimś cichym hicie. Nawet w starciu z leciwymi klasykami wypadnie blado. Najbezpieczniej sprawdzić eShopowe demo. Ocena może nie do końca odzwierciedlona w tekście, ale może pominęliście ten moment, kiedy trafnie określiłem swoje podejście do gier sportowych. Jakkolwiek by kiepskie nie były, to ja wycisnę z nich trochę radości.
Dziękujemy Batovi Games Studio za dostarczenie gry do recenzji