phantom-brave-the-lost-hero-pc-game-steam-cover

Właściciel zdjęcia: NIS America

Recenzja Phantom Brave: The Lost Hero na Nintendo Switch

Phantom Brave to gra japońskiego NIS (Nippon Ichi Software), która debiutowała w 2004 roku. Kolejno odhaczała swoje zremasterowane porty na następne sprzęty, lądując w 2021 roku na Switchu (jako część kompilacji). The Lost Hero, choć niewiele na to wskazuje po nazwie, jest bezpośrednim sequelem, co fabuła da nam odczuć od samego początku.

Krótko zarysowana zostanie nam historia dziewczynki o imieniu Marona, która… widzi duchy. Może z nimi rozmawiać, jak i korzystać z nich w walce, łącząc konkretną duszę z pobliskimi obiektami. Phantom Brave to bowiem taktyczny RPG/sRPG, gdzie kolejne rozdziały składać się będą z nieustannych walk.
2024123115263600 s
Trafimy na planszę z rozrzuconymi obiektami, z których skorzystamy, przywołując w ich miejsce naszą widmową armię. Tak tą podyktowaną fabularnie, jak i stworzonych przez siebie wojowników o różnorodnych klasach. A tych jest tu naprawdę satysfakcjonująca ilość. Od zwykłych żołnierzy z mieczem, przez łuczników, aż po bardziej osobliwe kreatury pokroju zombie. Na wszystkim ciążą jednak ograniczenia. Tak w mocach samej Marony, która może przywołać tylko jasno określoną liczbę wojowników, jak i w liczbie tur, które dany bohater spędzi na polu walki. Tu niekoniecznie ktoś musi zginąć, żebyśmy mieli ukróconą armię. Wystarczy, że minie jego czas, a możemy zapędzić się w kozi róg - bo i nie ma możliwości przywołania powrotnego i będziemy musieli skorzystać z innej, potencjalnie słabszej postaci. To jest tutejsza rozterka taktyczna. Kogo, kiedy, dlaczego, choć przesadziłbym mówiąć, że osiwiejecie, próbując dobrze rozgrać daną walkę. Phantom Brave z natury jest przystosowany do każdego stopnia zaawansowania, a odpalenie easy będzie praktycznie samograjem.
2024123115004800 s
Oczywiście na tym gra się nie kończy, a ilość mechanik rośnie tu z każdą minutą. Marona może robić Dragon Ballowe fuzje ze swoimi duchami, czy przyspieszać nadejście ich tury. Całe zarządzanie odbywa się w naszym hubie i zatrzęsieniu jego możliwości, co na ekran wypluwa nam dość mizerny efekt. Ta gra potrafi przytłoczyć. Nie swoją złożonością, bo tej tu daleko to tych prawdziwie skomplikowanych, a sposobem podania. Dla mnie to oznaka braku czytelności, jeśli po paru godzinach wciąż dostaje tutoriale i podpowiedzi, które prowadzą mnie za rączkę, a po nich ja i tak nie wszystko wyłapuje. Wszelkich menu i podmenu jest tu zwyczajnie za dużo, a trywialne pozyskiwanie skilli przez naszych podopiecznych zostało tym bezpodstawnie przykryte. Czasami chciałoby się twórcom powiedzieć - mniej znaczy więcej.
2024123115075300 s
Kolejnym tego przykładem, tu już bardziej naocznym, będzie wygląd pola walki, gdzie okręgi nachodzą na siebie jak na jakiejś najmroczniejszej lekcji studenta kierunku fizyczno-chemicznego. W samej grze operować tym nieco przyjaźniej niż na screenach, ale sami przyznacie, że okrąg pola ruchu, krzyżujący się ze swoimi sąsiadami, nad którymi wiszą kolejne kolorowe połączenia, to nie jest najbardziej przejrzysty widok. Tyle dobrego, że kamerą obracamy dowolnie i możemy sobie nieco wygładzić odbiór.

Zresztą cała otoczka - prezentacja fabuły, dialogi - jest bardzo mocno skąpana w japońskim sosie. Osobiście uważam, że moja tolerancja stoi na wysokim poziomie. Nawet jak się skrzywię, to gram dalej, bo i wychowywałem się na jRPGach, więc pewna doza akceptacji została wyssana z pierwszym kontrolerem. A z Phantom Brave i Maroną na czele miałem duży problem. To ten przykład dziecinady i piskliwego głosu, gdzie od poziomu cukru zaczynają boleć zęby. Jeśli pamiętacie jedną małą postać z odświeżonego Trials of Mana, która obrywała na każdym kroku za swój voice acting, to pomnóżcie to x2. Jest naprawdę ciężko przełknąć te gadki.
2024123115092900 s
Phantom Brave: The Lost Hero to gra poprawna. Nic więcej, nic mniej. Niektóre jej przywary mogą równie dobrze być dla innych ogromnym plusem, a taktyczne pole i tak zakręci na jakiś czas tych zajawionych gatunkiem - taka już nasza turowa natura. Jeśli jednak ubiorę to w słowa prościej i powiem, że największym plusem tej gry jest to, że stylem przypomina serię Disgaea, to sami  rozumiecie, że nie mają się czym wozić. 

Sympatyczne, przesłodzone i paradoksalnie przykryte zbyt wieloma mechanikami, które i tak nie komplikują przesadnie rdzenia. Niby są statystyki obiektów, które boostują naszych wojaków, ale z ręką na sercu nigdy nie brałem tego pod uwagę. Ot, rzucałem najlepszych i upewniałem się, że mają odpowiedni level na daną misję.

Dziękujemy za klucz do recenzji firmie NIS America


Plusy:

Thumb Up

Marona to bohaterka wielu możliwości taktycznych

Thumb Up

Wiele różnorodnych i ciekawych klas postaci

Thumb Up

Względna prostota dla mniej zaawansowanych taktycznie lub szukających przystępnej rozgrywki


Minusy:

Thumb Down

Brak przejrzystości w wielu aspektach przytłacza - ukrywanie oczywistości w jakimś podrzędnym menu, czy zasypanie pola walki pierdołami

Thumb Down

Przesłodzone głosy postaci, które nawet przy akceptacji japońskich sosów bardzo trudno przełknąć

6 / 10

Nasza ocena

Awatar

Niko Włodek



Komentarze (0)

Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz