Trudne życie Ninjy. Trzeba zabijać szybko i skrycie. Tym trudniejsze, jeśli będziesz mógł tylko skakać. Ninja or Die: Shadow of the Sun, to indyczy roguelite od japońskiego studia Nao Games. Produkt inspirowany tamtejszym folklorem przenosi nas w serce katastrofy okresu Edo. Tu drobny złodziej stanie się zabójczym Ninją, sprzedawca Ramenu samurajem, a uczennica morderczą Gejszą. Wszystko na Nintendo Switch od 1 listopada 2023 roku.
Jeden przycisk, by sterować wszystkim
Koncept tej gry jest prosty. Oddać w ręce graczy banalne zasady i z każdym krokiem utrudniać je różnymi przeciwnościami losu. Nasz bohater może tylko i wyłącznie skakać - nie ma poruszania się w inny sposób! Ma przedmioty pochowane po kieszeniach, ale jego głównym narzędziem mordu i transportu jest przycisk odpowiedzialny za skakanie.
Naszym celem jest głównie przetrwanie i dotarcie do drzwi wyjściowych, ale miło, jeśli zrobimy to możliwie jak najefektowniej. Czeka tu na nas szereg misji i starcia z bossami, gdzie “walka” z każdą maszkarą zakłada wspomniany skok. Postać atakuje automatycznie, kiedy tylko zetkniemy się z wrogiem podczas lotu. Trajektoria jest widoczna w każdym momencie, co w teorii pozwala na dokładne mierzenie, a w praktyce często brakuje na to czasu. Ktoś może jeszcze mieć koszmary z grą zwaną Jump King, ale Ninja or Die, to trochę inna para kaloszy. Gra nie jest tak brutalna w konsekwencjach nieudanego skoku, choć też bywa szalenie wymagająca. Z tym że duża część owego wymagania wiąże się z dość oczywistą kwestią widoczną po screenach…
Jeden brzydki ekran, by zniechęcić do wszystkiego
Jakkolwiek intrygujący byłby koncept samego dzieła Nao Games, to nie jest on w stanie obronić pozostałych aspektów. Trudno mi zrozumieć, co kierowało twórców w stronę takiego stylu artystycznego. To nie ostrzeżenie w sprawie epilepsji, a jej gwarancja. Oczy mnie bolały przy dłuższej sesji, a nawet jak nie bolały, to męczące było samo patrzenie na te wszystkie błyski i pikselową pokraczność. Na screenach to jeszcze wygląda przyzwoicie. W ruchu się nie sprawdza.
Przeciwnicy wtapiają się w tło zdecydowanie zbyt skutecznie, co jeszcze bardziej wymaga od nas wytężanie wzroku. Zresztą sam level design pozostawia sporo do życzenia. Jego głównym założeniem jest frustracja gracza, a nie nakręcanie nas do dalszej gry i chęci poznawcze.
Jestem przekonany, że tworząc grę, myśleli jak uprzykrzyć nam rozgrywkę. W efekcie na pewno daleko im do pozytywnego wjazdu na ambicje i zachęcania do kolejnych prób. Podróżowanie poziomo działa średnio, a samo odbijanie od ścian w pionie też daje znikomą satysfakcję.
You Died - i dobrze!
Gra reklamowana jest jako potrzebująca zaledwie jednego przycisku. To też się nie udało, ale to najmniejszy problem. Narzucili tu trochę głębi, wcisnęli roguelite na siłę (nasza wioska zyskuje na uratowanych mieszkańcach), a nawet do bazowej mechaniki skakania można się przyczepić.
Zazwyczaj lubię gry z prostymi schematami sterowania, które generują coraz większe wyzwanie, ale Ninja or Die częściej uderzało we frustrację. Nie odmawiam pomysłu, przyznaje, że intrygowało, ale wewnątrz czekał na mnie tylko zawód.
Dziękujemy firmie Decibel-PR za dostarczenie gry do recenzji.