Recenzja Might & Magic: Clash of Heroes - Definitive Edition na Nintendo Switch
Dotemu do spółki z oryginalnymi twórcami z Capybara Games wracają do produktu sprzed kilkunastu lat. Gry, która cieszyła się na tyle dużą popularnością na Nintendo DS, że po kilku latach otrzymała swoją wersję na większych konsolach, PC i komórkach. Hybryda gatunkowa łącząca gry logiczne/puzzle, ze strategią turową, a wszystko pod przykrywką klasycznego RPG w świecie fantasy.
Might & Magic: Clash of Heroes dostało swoje Definitive Edition, co niekoniecznie spodobało się wszystkim. Nowa wersja zastępuje starą, zwiększa cenę, a zmian jest niewiele. Switchowców ten problem jednak nie dotyczy. Dla nas jest to pierwsza szansa na ogranie tego tytułu, a ja nie będę w tej materii odmienny. Nie miałem styczności wcześniej, to mój pierwszy kontakt, a jeśli mogę wtrącić mały spoiler - podoba mi się!
Jest ok, nawet jeśli #nikogo
Nie sądziłem, że tak mocno potrzebowałem takiej gry. Gameplayowo rozluźniającej, ale oferującej przyjemną historię bazującą na prostych schematach. Nie są to jakieś wyżyny fantasy, nakładające warstwy na siebie jak Gra o Tron, a raczej klasyka gatunku, w której największe zło atakuje i zamierza namieszać w krainie Ashan.
Potomstwo wszystkich rodów zostaje postawione przed trudnym zadaniem uratowania swojego świata. Zło spiskuje, potężny artefakt w tle, ratuj, ratuj. Dla purystów dodam, że akcja ma miejsce 40 lat przed wydarzeniami z Heroes V i stanowi prequel - brak znajomości w niczym oczywiście nie przeszkadza.Na przejście czeka kampania na kilkanaście godzin. Podzielona na rozdziały dotyczące wszystkich wspomnianych dzieciaków, będących częścią różnych regionów Ashan. W skład DE wchodzi dodatek, który pozwala spróbować się po drugiej stronie barykady, ale tylko w pozostałych trybach jak pojedyncze pojedynki z botami lub z innymi ludźmi - lokalnie i online.
Puzzle Quest to stary oszust
Rozmowa o tej grze pewnie nigdy nie uniknie przywołania Puzzle Questa. To też puzzle Match-3 z RPGowymi naleciałościami, choć graficznie prostsze i pozbawione tej artystycznej warstwy. Na Switchu mamy dostępne The Legend Returns, które do pewnego momentu bardzo lubiłem. Dokładnie z tych samych względów, które opisałem powyżej. Rozluźniający gameplay i prostota w kreacji świata fantasy. Z tą różnicą, że nie mogłem pogodzić się z oszustwami sztucznej inteligencji. Kiedy wyrównany pojedynek jest nagle wywrócony do góry nogami po jakiejś chorej kombinacji, która spadła komputerowemu przeciwnikowi z nieba. Nie w smak mi takie rzeczy. Tu też mamy do czynienia z przywoływaniem jednostek, które losowo “spadają z nieba”, jednak jeśli jakieś machlojki miały miejsce, to nie były one tak odczuwalne lub dało się im jakoś zaradzić.
Gameplay polega na ustawianiu swoich jednostek w pionie lub poziomie - jak Match-3. Postawienie trzech tego samego koloru obok siebie, wywołuje ofensywny (pion) lub defensywny (poziom) efekt. Każda poprawnie ułożona formacja atakująca ma swój licznik, po którym zada cios przeciwnikowi. Jeśli po drodze są jego barykady lub pojedyncze zbłąkane jednostki, to atak będzie odpowiednio słabszy.Cel jest jeden - pozbawić go HP, zanim on to zrobi z nami. Dochodzą do tego różne jednostki, zależności, jakie je cechują oraz ataki specjalne naszego herosa, którymi możemy sobie pomóc, gdy odpowiedni pasek się zapełni. Nasi główni bohaterowie, jak i ich podwładni, levelują na przestrzeni kampanii, dysponując coraz mocniejszym uderzeniem.
I działa to na mnie niesamowicie odprężająco (lubię wszelkie gry taktyczne i deckbuildery). Nie każda gra musi być piekielnie rozbudowanym i przemyślanym otwartym światem na tryliard godzin zabawy. Lubię, kiedy zasady są jasne, a ja mogę sobie pokombinować. Tu pojawią się jednostki elitarne, których niedobór musimy dokupywać w odpowiednich kapliczkach, fuzje i połączenia, które warto wykorzystać, ale nigdy nie przesadzają z tym wszystkim na tyle, by gracza przytłoczyć.
Musimy zapamiętać jedno - przesuwać możemy tylko jednostki będące na końcu danego rzędu (pasjans) lub wykorzystać nasz ruch na usunięcie jakiejś z planszy. Wszystko w określonej ilości ruchów. Jeśli usunięcie jednostki ze środka rzędu połączy pozostałe w trio, to prawo ruchu jest nam zwracane - mechanika, którą warto nadużywać.
Tłum się rozbiegł w różne strony
Tam, gdzie powinno roić się od pretendentów, na razie jest niestety pustawo. Czytałem obietnice o zbalansowanym systemie online, który, jak mniemam, miałby łączyć nas z równymi sobie rywalami. Chciałbym i tu obsypać ich laurkami, bo tutejszy mulitplayer ma spory potencjał, ale niestety - trudno o rywala. Może to początek ich drogi (parę dni po premierze), może kiedyś się rozkręci, ale to tylko mrzonki.
Prawdę powiedziawszy, to właśnie na start gry miewają największe tłumy, a dopiero z czasem to słabnie. Uczciwie powiem, że kilka prób na dowolną rozgrywkę (1v1 lub 2v2) tylko raz zakończyła się sukcesem. Rywal na poziomie 10 (czyli coś musiał grać i jakoś to zdobyć), ja na nieadekwatnym lvl 1. Dyplomatycznie powiem, że to ja byłem Polską, a on Mołdawią z drugiej połowy niedawnego meczu piłkarskiego - kto ma wiedzieć, ten wie.To jednak dodatek, bez którego potrafię cieszyć się grą i ją docenić. Świetnie spędzony czas, który zamierzam kontynuować, gdy tylko obowiązki na to pozwolą. Dałem się zauroczyć temu banalnemu chodzeniu po mapie pole po polu i walkach z niewiele różniącymi się od siebie przeciwnikami. Tu chodzi o element taktyczny i relaks. Gra na krótkie sesje sprawdza się wyśmienicie.
Jeśli miałbym jakiś żal do Definitive Edition, to życzyłbym sobie poszerzenia nieco regionów, po których się poruszamy. Nie zwiększenia ich ogółu, a każdego pojedynczego ekranu, z których się składają. Każda część to zazwyczaj kilkanaście pól, po których następuje loading. Jeśli interesujący nas punkt znajduje się kilka ekranów dalej, to ekran ładowania łapie nas zdecydowanie zbyt często. Domyślam się, że łatwo powiedzieć, a kosztowałoby to deweloperów sporo pracy, dlatego nie czepiam się już. Might & Magic: Clash of Heroes to bardzo dobra gra, która świetnie się sprawdza na takiej konsoli jak Switch.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Cosmocover
Plusy:
Wciąga
Klarowne zasady, które nie przytłaczają odbiorcy
Czuć tu nasz taktyczny wkład, a nie opieranie wszystkiego na losowości
Idealnie sprawdza się w krótszych sesjach
Fabuła rozgrywająca się w tle zdaje egzamin - wymówka, ale z emocjami