Recenzja Metroid Prime Remastered na Nintendo Switch
Trochę się zeszło z tekstem, wybaczcie. Kto to widział, żeby robić takiego shadow dropa, jakiego dopuściło się Nintendo w ostatnim Direct. Kiedy większości znudziło się szlochanie o kolejną odsłonę lub odnowienie starych Metroidów, oni wyprowadzili pierwszy cios.
Kontrolny, bo pewnie tłum liczył na całą trylogię za jednym zamachem, ale jednocześnie nokautujący, bo odesłali nas wszystkich do eShopu hasłem Available Now. 8 lutego 2023 roku Metroid Prime Remastered na Switcha stał się faktem. Najważniejsze pytanie - czy po 7387 dniach od oryginalnej premiery, mamy tu czego szukać?
Kawa na ławę
Skoro gra stara, to i tytuł rozdziału lekko trąci myszką. Inna sprawa, że “trąci myszką” też nie brzmi dostatecznie młodzieżowo. Mniejsza z tym. Określenie przypadkowo się tu nie znalazło, bo i muszę ustalić pewne fakty - nienawidzę metroidvanii. Jeśli jest jakiś gatunek, który dusi mnie od środka, to właśnie on. Może przez błądzenie, może przez niechęć do backtrackingu, ale kombinacja powyższych też nie brzmi niemożliwie.Jedyna, którą akceptuje, szanuje, uwielbiam, to Hollow Knight. Żadne Ori, żadne Axiom Verge, a nawet jak lubiany SteamWorld skręcił w tym kierunku ze swoim Dig 2, to się skrzywiłem i odbiłem. Castlevanie kocham za klimat, czasami zacisnę zęby, ale też wolę klasyki, czyli idź w prawo i rąb - choć zaznaczam, że nie grałem w Symphony of the Night, więc kiedyś może mianuje ją kolejnym odstępstwem od niechęci. I mimo tego wszystkiego, do Metroid Prime podszedłem z ochotą i wypiętą klatą. Od lat słyszysz, że to jedna z najlepszych gier kiedykolwiek, więc chyba WSZYSCY się nie mogą mylić?
Przygodę zaczynamy pełną opancerzenia Samus (protagonistka serii), która przechwytuje sygnał wołający o pomoc ze statku Orpheon. Tamtejsza ekipa została brutalnie zamordowana przez swój własny genetycznie zmodyfikowany eksperyment. Po wstępnym rozeznaniu i stoczeniu walki z królową zamieszania, nieunikniona jest ucieczka. W wyniku wybuchu uszkodzony zostaje nasz kostium, spotykamy mechaniczną wersję klasycznego antagonisty i lądujemy na obcej planecie Tallon IV.I mam wrażenie, że to właśnie Tallon IV, jest tu najważniejszym bohaterem całości. To przepełnione tajemnicą miejsce chce się zwiedzać. Retro Studios wiele lat temu stworzyło jeden z bardziej dopieszczonych światów w historii. Na każdym kroku czekają nas ciekawe elementy do przeskanowania i zaskakujące strefy do odwiedzenia. Postronny widz doceni całokształt, a fan sci-fi będzie wycierał kapiącą ślinę z pyska. To jedna z tych krain - “a zobaczę jeszcze, co jest tutaj”, po czym kończysz kilkanaście pokoi później. Nie przytłacza wielkością, ale też nie jest wtórnym skrawkiem pola - taka pryma sort!
W eksploracji niezwykle pomocna jest trójwymiarowa mapa, która z precyzją wskazuje nam miejsca wcześniej pominięte/niedostępne. To ważne w tym gatunku i nieco osładza potencjalne szukanie właściwej ścieżki. Przyznam, że nawet jako “hejter” nie miałem z tym (aż tak) dużego problemu. Szybko znajdowałem coś, co pozwalało stawiać kroki naprzód. Przerażeni kiepską orientacją mogą odblokować sobie podpowiedzi z menu, które po jakimś czasie zagubienia dadzą o sobie znać - to miłe. Konieczność skanowania z czasem mi spowszedniała, ale to też nie coś, nad czym będę się teraz pastwić.
Tak sobie wyobrażam remaster
Z unowocześnianiem starych tytułów bywa różnie. Czasami rzucą lekko podrasowane tekstury i uznają robotę za zrobioną. Kto ma kupić i tak kupi. Metroid Prime Remastered nie należy do tej grupy. On może dumnie stać u szczytu wśród ideałów. Takich, które udoskonalą, ale w trakcie tego procesu nie wydrenują magii oryginału. Teraz budzimy się w rzeczywistości, w której 20-letni tytuł jest jednym z ładniejszych na Switcha!
Złośliwi powiedzą, że to dowód na słabość konsoli, ale nimi nie zaprzątajmy sobie głowy. Cieszmy się z podrasowanych tekstur i z braku klasycznej dla tutejszych standardów “mgły” i rozmazania wszystkiego, co można rozmazać, w imię poprawienia wydajności. Bossowie wyglądają rewelacyjnie i każdy z nich budził uśmiech na twarzy po drugiej stronie ekranu. Jest dbałość o małe detale, a tylko najwięksi puryści będą narzekać na odmieniony wygląd zamkniętych drzwi. Dogłębną analizę zostawiam tym, którzy żyli tą grą na Nintendo Gamecube i Wii.U mnie opierałaby się na materiałach archiwalnych, gdzie dojdę do tego, że teraz jest lepiej, a kiedyś nie było - eureka!
W parze za poprawioną grafiką idzie to ważniejsze usprawnienie - celowanie. Model z oryginału wciąż można sobie odpalić, ale gdyby był jedynym dostępnym, to napływu nowych fanów bym nie wróżył. Jestem pewny, że znajdą się gracze ze skłonnościami do masochizmu, ale używanie prawej gałki do celowania weszło nam w krew na tyle, że ciężko o większą wygodę w FPP na padzie.Inna sprawa, że strzelanie w tej grze uznaje za dodatek. Poprawny, ale na pewno nie miodny. Nie jestem fanem lockowania celownika na wrogu, a konstrukcja tej gry czasami tego wymaga. Mógłbym się upierać i próbować bez niego, ale byłoby to głupie przy wrogach wymagających szybkiego odskoku i ostrzelania pleców. To pewnie ten element najmocniej nadgryziony zębem czasu.
Najbardziej zajawieni znajdą w menu bonusy do odblokowania. Fanem takich rzeczy nigdy nie byłem, a zajrzałem tam tylko z recenzenckiej przyzwoitości. Nic, co by szczególnie mnie zachwyciło. Sorry fani.
Faktycznie Prime
Pytałem na starcie, czy mamy tu jeszcze czego szukać? Tak. Nawet bardzo. Kiedyś ten tytuł był wielki, a powrót zalicza godny. W zasadzie potwierdza swój geniusz. Minęły lata, a on wciąż urzeka i zaskakuje złożonością świata. Nawet weźmy taką pozornie głupią zamianę w kulę i toczenie się po ciasnych korytarzach. Na papierze, czym tu się zachwycać, a w praktyce “jakie to jest dobre”! Ta “głupota” stała się moim ulubionym motywem. Często wymagała zręczności, innym razem stanowiła źródło jakiejś zagadki. Nawet jak kazali jeździć po szynach, to bawiłem się bardzo dobrze.Zdobywane umiejętności nie tylko stanowią klucz do niedostępnych rejonów - one uatrakcyjniają całość. Sprawiają, że gra się coraz lepiej, a co za tym idzie, chce się brnąć naprzód. Jest tu tona dobrych i jak widać ponadczasowych pomysłów. Patrząc na mój słomiany zapał do gatunku, to sam fakt czerpania radości jest sporym wyznacznikiem jakości. Czy to moja ulubiona metroidvania? Na pewno nie. Dlatego wyższe noty, mimo braku poważniejszych wad, zostawię na szybsze bicie serca.
Dziękujemy firmie ConQuest entertainment za dostarczenie gry do recenzji.