Właściciel zdjęcia: Highball Games, Storm Trident S.A.
Recenzja Magical Drop VI na Nintendo Switch
Od najmłodszych lat w moim sercu specjalne miejsce mają gry z gatunku puzzlerów. Jako dzieciak lat 90’ sporo chwil spędziłam z uroczymi dinozaurami, które kolorowymi bańkami rozbijały kolejne linie. Ta logiczna, z pozoru lekka rozgrywka z niskim progiem wejścia, potrafi działać odprężająco. Pozwolić na chwilę niezobowiązującej zabawy. Dlatego nie wahałam się ani chwili, gdy nasza redakcja usłyszała, że seria Magical Drop powraca po 11 latach nieobecności. Zapraszam do uroczego świata Magicznych Kropli, które niejednemu śmiałkowi mocno przetrzepią skórę.
Żeton daj automatowi, kulkami potrząśnij
Mimo tego, że zawsze chętnie sięgam po najróżniejsze odmiany gier typu: match-3 puzzlerów i innych/logicznych, nie ukrywam, że Magical Drop VI jest moją pierwszą stycznością z tą marką. Może tak być za sprawą tego, że jeśli chodzi o tę formę rozgrywki, to jeszcze we wspomnianych latach 90’ większe triumfy w naszym kraju święciła łatwiej dostępna seria z dinozaurami - Puzzle Bobble. W 1994 roku wydana na SNES’a i na jego bardziej powszechnym Polskim odpowiedniku Pegasusie. Gdyby jednak nie sukces uroczych krokodinusiów, być może szlak dla Kropelek i innych takich tworów nie zostałby nawet przetarty. Nikt wtedy nie pokusiłby się na szukanie nowych patentów na tego typu gry.
Jeśli oglądaliście najnowszy film Tetris, to uśmiechniecie się szeroko, że i w tym przypadku protoplastą w zabawie logicznej okazali się Rosjanie. Rok przed ukazaniem się pierwszej odsłony Magicznych Kropelek powstała gra na identycznym patencie od rosyjskiej firmy Russ Ltd - Drop-Drop.Tutaj pierwszy raz zastosowano wariant nie tyle strzelania i gromadzenia tych samych kolorków w byle jakich konfiguracjach, aby uzbierać 3 z nich, ale ustawiania ich w formie wyłącznie pionowej. Czyszczenie planszy wymagało więc szybkiego reagowania, przewidywania ruchów i większego kombinowania tak, aby przez pionowe linie tworzyć combosy. W odmętach Internetu możecie trafić na gameplay z tamtych czasów, więc polecam, aby zestawić go sobie ze współczesnymi grami logicznymi.
Wracając do Magical Dropa, w przeciwieństwie do Puzzle Bobbli i podbijania świeżego rynku gier konsolowych, ówczesny deweloper Data East zdecydował się postawić na automaty. Gra zadebiutowała nie tylko na rynkach azjatyckich, ale również Europie i Stanach Zjednoczonych (tam wcześniej znana pod nazwą Chain Reaction). Mimo dużego szału na salony arcade w samej Azji, jak i USA, cała maszyna szału na kulki rozkręciła się od bardziej znanych sequeli Magical Drop II i Magical Drop III, które w reedycjach możemy teraz na spokojnie ograć w każdym możliwym wariancie na domowej kanapie - są wciąż dostępne na Nintendowym eShopie. W tamtych czasach doceniano przede wszystkim podejście twórców do samego sposobu rozgrywki. Jak możecie się domyślić, automaty miały na siebie zarabiać, więc i poziom trudności musiał być na tyle wyśrubowany, aby gra nie była zbyt prosta, ale równie wciągająca, by wyłudzić od nas kolejne pieniądze. W przeciwieństwie do innych puzzlerów postawiono na patent, w którym najważniejszym aspektem będzie działanie tu i teraz.
Mówiąc prościej - gracz musi przewidzieć kolejne ruchy i koordynować stawianie kulek, aby móc czyścić całą planszę. W połączeniu z brakiem nacisku na precyzyjne strzelanie, fajnie wykreowanym światem (postaciami żywcem wyciągniętymi z kart Tarota – czemu poświęcę uwagę później) i dynamiczną rozgrywką, okazało się, że ludzie bardzo szybko zachorowali na syndrom kolejnej partii. Czy po prawie 30 latach rzucony urok na graczy ma jakąkolwiek moc?
Życie kolorowymi kulkami się toczy
Wróćmy do czasów obecnych. Magical Drop VI podobnie jak jego starsze rodzeństwo, ma niski próg wejścia, jak i prosty układ wyboru pomiędzy trybami. Na start przygotowano dla nas kilka wariantów grania: od tych klasycznych jak pojedynek z komputerem czy tryb wyzwań logicznych, po ten z założenia ciekawszy – fabularny. Jak przed każdym prawdziwym Polakiem, przed Wami pozostanie też wybór, czy poświęcić te kilka minut na zerknięcie do samouczka, czy odkryjecie sterowanie na własną rękę. Ze swojego doświadczenia i z dobrego serca polecam Wam udać się tam na samym początku. Oszczędzi to kilkunastu przegranych partii z rzędu, odkrywaniu na ślepo sposobu, w jaki gra funkcjonuje i jakie przyciski okażą się mocnymi sojusznikami ;)
Warto wspomnieć, że podane to zostało w sposób zbyt oszczędny – jakby przeznaczony dla starszego/doświadczonego gracza. Tutorial bowiem jest… przeklikiwalną ścianą tekstu z małymi grafikami. Niestety nie pokuszono się o możliwość przetestowania wspomnianych tu przycisków, które odpowiadają za zabieranie/grupowanie kulek, przyspieszanie linii i szybsze przeskakiwanie od lewej do prawej. Nawet w trybie fabularnym gra wrzuca nas już na pierwszą linię ognia, nie tłumacząc podstawowych zasad sterowania. Mimo że dla mnie nie jest to problem, to jestem w stanie sobie wyobrazić sytuację, w której młodsi gracze będą musieli poprosić o pomoc dorosłego w objaśnieniu co i jak.
Kulki… jakie są każdy widzi
Całość już od pierwszego momentu jest podana w charakterystycznej dla serii, słodkiej oprawie graficznej i muzycznej. Jako entuzjastka japońszczyzny na pełen etat, nie mogłabym być bardziej zachwycona. Cieszę się, że w przeciwieństwie do poprzedniej odsłony zdecydowano się odejść od chibi stylu postaci, który na tamten 2012 rok wyglądał już dość tanio i tandetnie. Teraz powracają jako swoje bardziej dopracowane, dojrzalsze wersje. Sposób ekspozycji buduje fajny, ciut zwariowany klimat odjechanej krainy.Sam koncept na bohaterów zaczerpnięty z kart tarota uważam za trafny i spójny już od lat 90’. Znajdziemy tutaj japońskie odpowiedniki Sprawiedliwości, Koła Fortuny, Księżyca czy Kochanków. Każda z postaci jest charakterystyczna, z własnym zestawem perków i różnych kolorystycznie kulek do gry, co budzi proste skojarzenia. Koło Fortuny przykładowo jest postacią mocno przewrotną, balansującą gdzieś na granicy dobra i zła a Sprawiedliwość, jak to ona, dba o równowagę i dobro na świecie. Nic odkrywczego, niektórzy by powiedzieli, że wręcz trącone myszką, ale mimo wszystko jest to ograne na spójnym patencie. Wszystkie postaci muszą koegzystować w tym świecie, uzupełniając się, aby kraina Magicznych Kropelek dalej mogła trwać w ładzie i harmonii.
Magiczna kropla drąży skałę
Mimo że na start czas spędziłam w trybie pojedynku, gdzie chciałam nauczyć się mechaniki i praw rządzących grą, szybko odkryłam, że jak na puzzlera sporo contentu czeka na odblokowanie. Większość postaci o których wspomniałam nie będzie dla nas od razu dostępna. Każdy szybko będzie musiał swoje kroki skierować ku trybowi fabularnemu. Nie oczekujcie tutaj jednak fajerwerków. Czuć, że został stworzony po to, aby wydłużyć nasz czas spędzony z grą. Tak naprawdę można go streścić w kilku słowach.
Jako Kochankowie (jedyne dostępne postaci na start), musimy pomóc przywrócić ład i bezpieczeństwo do krainy Magical Drop, zarządzanej przez chaotyczną Świat. Udajemy się w drogę, gdzie naszym głównym zadaniem będzie werbowanie innych towarzyszy poprzez kulkowe pojedynki. Każdego z nich będziemy musieli pokonać dwa razy. Aby ciut urozmaicić naszą przygodę, walki będą przeplatane mniej lub bardziej wymagającymi zadaniami. Okazjonalnie na czas będziemy musieli wykonać określonego combosa, innym razem przetrwać zasypujące nas kulki. Miła odskocznia.
Tak samo doceniam, że całość przygody jest przedstawiona w formie dróg z rozwidleniami. Każda ze ścieżek to zupełnie inne wyzwania, jak i bohaterowie, którzy staną na naszej drodze. Tych, których pokonamy, jesteśmy w stanie odblokować w innych trybach. Jeśli polegniemy, to jak w tytułach na automaty, jesteśmy zapraszani do kolejnej gry od samego początku.Żebyście nie czuli się rozczarowani, to pamiętajcie, że Wasz wybór poziomu trudności również ma znaczenie. Na najłatwiejszym odblokowujecie tylko przeciwników w trybie pojedynku. Postaci do grania czekają do odblokowania na wyższych poziomach. Cieszę się, że twórcy stawiają przed nami wyzwanie. Zanim nauczyłam się tutejszych mechanik, to nawet tryb łatwy przy braku odpowiedniej koordynacji wzrok-klawisze potrafił zajść mi za skórę. Nie martwcie się, gdy połapiecie się we wszystkim, to jesteście w stanie jedną ścieżkę fabuły przejść w czasie poniżej 45 minut.
Niestety wszystkie te świetne patenty ciut blakną przy nijakim sposobie podania. Próżno szukać tu, chociażby japońskiego - szczątkowego dubbingu, a dialogi, jak i interakcje rozpisane pomiędzy postaciami brzmią, jakby pisał je mało bystry trzecioklasista z podstawówki. Szczęście w nieszczęściu, że mamy możliwość, aby je przewijać, więc przy odblokowywaniu kolejnych postaci nie musimy czytać tych wypocin. Mam też wrażenie, że niektóre grafiki w trybie fabuły odstają od siebie jakościowo i przy dłuższej rozgrywce potrafią kłuć w oczy.
Magiczną kroplą w płot
Nie mogę pominąć jeszcze dwóch aspektów, które mogą być istotne przy Waszej decyzji odnośnie wejścia w świat Magicznej Kropli. Pierwszym z nich jest istniejący, ale tak naprawdę martwy tryb online. W dzisiejszych czasach, gdy sam tytuł reklamuje się możliwością dołączenia do graczy na całym świecie, a również i setki innych gier dają możliwość szybkiej rundki na odprężenie, Magical Drop VI osiąga gigantyczną porażkę.
Oczywiście twórcy dają możliwość ustawienia parametrów rozgrywki na jaką mamy ochotę, ale nie przewidzieli pewnie, że nikt w to nie będzie grał. Ani razu nie udało mi się połączyć z kimkolwiek, próbując wszystkich regionów dostępnych w grze. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy świadczy to o braku popularności tytułu na świecie, wadliwym matchmakingu, czy może wszystkim wystarcza sam content offline. Prawda może leżeć gdzieś pośrodku.Również sama rozgrywka offline w kanapowym coopie może niektórym wyregulować ciśnienie. Mimo prostego podłączenia joy-conów, po wyborze trybu mieliśmy problem, aby włączyć sam kontroler do gry. Po męczarni i losowym wciskaniu przycisków (gra nie nakieruje Cię łopatologicznie, co trzeba wcisnąć) szczęśliwie potwierdzam, że jednak działa. Pamiętajcie tylko, że będzie on w trybie oszczędnym w postaci do wyboru, jeśli nie poświęcicie czasu na ich odblokowywanie.
Kroplą magii namaluję Cię
Ma ona sporo niedociągnięć i pewne rzeczy mogłaby zrobić lepiej, to fakt. Pomysł jest mało oryginalny w roku 2023? Też prawda. Trybowi fabularnemu daleko do nakręcania nas do dalszej rozgrywki? Zgadzam się. Nawet na moje oko gra jest nieadekwatnie droga, w porównaniu do tego, co sobą końcowo oferuje. Jednak jako wyjadacz Puzzle Questa, czy męczonego w recenzji Puzzle Bobble, jestem w stanie sobie wyobrazić o 25 lat młodszą wersję siebie, dla której będzie to pierwsza układanko-logiczna gra w życiu.
I jeśli mała Monika postawi na Magical Drop VI, może to być bardzo obiecujący początek przygody w świecie tytułów logicznych. To po prostu przyjemny puzzler, który potrafi postawić na swojej drodze wyzwanie. Mimo że z reguły jestem graczem, który potrafi szybko się zniechęcić do wyśrubowanego poziomu trudności, dałam się tym kulkom oczarować.
Dziękujemy Forever Entertainment za dostarczenie gry do recenzji.
Plusy:
Koncept przestawiania w pionie kulek
Wymagający poziom trudności
Treści do odblokowania
Tryb logiczny na odprężenie skołatanych nerwów po pojedynkach