Dola lokatora - bo tak został przetłumaczony tytuł na nasz język - debiutowała na Steam 6 stycznia 2023 roku, więc dwa lata zeszło się deweloperom z TrampolineTales z przeniesieniem swojej gry na Switcha. Konsolę, która wydaje się idealna do takiej zapętlonej i niezobowiązującej rozrywki. Kilka szybkich runów i spokojne odłożenien na wirtualną półkę bez poczucia, że coś jest rozgrzebane.Luck be a Landlord to bowiem szalenie prosta gra w swoich założeniach. Opiera swoją mechanikę o tę znaną z jednorękiego bandyty, jednak ma z nim tyle wspólnego, co Balatro z Pokerem. Wynajmujesz fikcyjne mieszkanie, a Twój najemca informuje Cię o należnym czynszu. Twoim jedynym celem w grze jest zbieranie na ciągle rosnącą kwotę.
W tym celu przyda się jednoręki bandyta, który może i ma tory losujące, ale te będą wypchane obrazkami świadczącymi o należnych monetach. Nie ma tu konieczności ustawienia czegoś w jednej linii. Każde pole ma znaczenie. Tak w pojedynkę, jak i w połączeniu z sąsiadującymi - górnymi i bocznymi, zależnie od perka. Każda udana runda dozbraja Cię w jedną zależność tudzież skilla. Od krasnala, który obok piwa zarobi więcej przez psa boostującego zarobek w pobliżu człowieka. Ty starasz się zrobić odpowiedniego builda w celu przetrwania. To gra o tworzeniu synergii.
Kilka pociągnięć - spłata - kilka pociągnięć - spłata… i tak do momentu, aż należność Cię przerośnie lub dobrniesz do końca i pokonasz kapitalizm. Nie ma tu nic więcej, ale sama prostota wykonania wciąga. Bardzo łatwo o kolejny run, więc jest w tym wszystkim podszyta ta “rogalowa” cecha główna - jeszcze jedna próba.
Nie jestem fanem tych rozpikselizowanych grafik, które mocno odrzucają od całości, ale nie one stanowią tu największy problem. Luck be a Landlord nie tłumaczy w zasadzie nic. Z jednej strony zasady są na tyle proste, że pewnie twórcy mieli przeświadczenie o braku takiej potrzeby, a z drugiej takie pozbawienie nas elementarnej wiedzy nt. planszy przytłacza. Kilka pierwszy runów i nie będziesz miał pojęcia, co się dzieje - oby tylko “kilka”. Pociągasz, coś wypada, liczy monety, a Ty, że kolejny perk będzie miał jakikolwiek wpływ na poprzedni, żeby coś podkręcić zarobek. Niestety, czytelność tego wszystkiego stoi pod ogromnym znakiem zapytania. Efektem tego jest kusząca gra, w którą bardzo trudno się mocniej zaangażować. Jest na pewno pomysłowa, choć wiadomo, że głębią nie sięga do Balatro, od którego trudno się oderwać, ale też nie tędy droga, żeby porównywać kolejne gry do króla. W tym pomyśle jest odrobina za mało paliwa w baku, żeby przytrzymać nas na dłużej. Trochę pokręcisz i kolejne powroty będą pewnie podyktowane sporą przerwą. Tu po prostu niewiele się dzieje. Gra nie zaskakuje. Stawia przed nami tę samą poprzeczkę, co poprzednio, a nam zostanie tylko fart. Nawet jeśli coś fajnie dobierzesz, to przecież jeszcze trzeba trafić, a na to już nie ma rady.
Biorąc to wszystko pod uwagę można mieć lekkie zastrzeżenia do ceny. Rzadko się wypuszczam w te rejony, ale 60 złotych wygląda na odrobinę przesadzone. Gdybyśmy się zatrzymali przy ⅓, to powiedziałbym, że każdy może sobie taką rogalową odskocznię zainstalować nawet w formie ciekawostki.
Krótko, bo i nie ma o czym pisać. W zasadzie wybranie trzech screenów, żeby faktycznie prezentowały odmienne motywy zabawy było niewykonalne.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Stride PR
Plusy:
Prosty i ciekawy pomysł
Skrojona pod Switcha i krótkie sesje
Łatwo się uzależnić tutejszą prostotą, więc jest kluczowy czynnik “jeszcze jednej próby”
Minusy:
Graficznie jest bieda, która szybko się wszystkim opatrzy
Brak przedstawienia choćby podstawowych zależności, żeby pomóc nam połknąć haczyk i się mocniej zaangażować