Masz na imię Lil i splot wydarzeń zmusza Cię do zastąpienia ojca w jego pracy - a przez “splot wydarzeń” mam na myśli jego bukmacherskie zapędy. Staniesz na straży jednej z bram królestwa i zdecydujesz, kto postawi ten jeden krok dalej i spełni swe życzenie za murami, a kto zostanie odesłany z kwitkiem.Lil’ Guardsman to debiutująca dziś produkcja Kanadyjskiego Hilltop Games, która nawiązuje swoim schematem do szalenie popularnego Papers, Please, ale miesza go na swój komediowy, uroczy, kreskówkowy sposób i dodaje szczyptę klasycznego point & clicka.
Papiery proszę
Lil’ Guardsman przykuł moją uwagę stylem graficznym, w którym czuć inspirację przygodówkami, w jakie każdy zagrywał się przed laty. W zasadzie po pierwszych materiałach spodziewałem się kreskówkowego point & clicka, gdzie przyjdzie domyślać mi się wszystkich absurdalnych kombinacji przedmiotów jakie wymyślili twórcy. O ile graficznie twórcy zdecydowanie dowieźli, a kolejne sceny ogląda się bardzo przyjemnie, tak przygoda Lil’ to coś innego. W zasadzie cały nacisk został położony na narrację i podejmowanie wyborów.
Schemat rozgrywki przypomina nieco Papers, Please, ale nie wymaga od nas szaleńczej spostrzegawczości i trzymania ręki na pulsie. Nikt nie legitymuje się dokumentami, a po prostu przedstawia nam swoje zamiary względem królestwa. Czasami będzie to chęć kariery, innym razem podstępne zamiary, które wypada wyczuć. W tle tych wszystkich mniejszych marzeń toczyć się będzie walka o rękę królewny. Masz zamiar kogoś faworyzować i utorować mu łatwiejszą drogę do sukcesu blokując innych adoratorów? Proszę bardzo!Idealnym przykładem interesownego mieszania na przyziemnych płaszczyznach, była dla mnie odmowa wpuszczenia spóźnionej gwiazdy sportu drużyny przyjezdnej. Każdy wie, że “nasi” to ofermy, ale skoro ojciec kazał mi postawić na kogoś pieniądze, to dobrze by było zapewnić sobie jakiś handicap. Pociągnąłem dźwignię z odmową, a lokalne nieudaczniki dowiozły zwycięstwo. Pieniądze zarobione!
Takich akcentów jest tu sporo. Gra jest podzielona na dni, tu nazywane levelami, gdzie czeka na nas zestaw kolejnych chętnych. W swojej budzie mamy najnowsze regulacje doradców głowy państwa, ale decyzyjny głos i tak należy do nas. Pomiędzy kolejnymi zmianami możemy wybierać lokacje, które odwiedzimy, żeby ubarwić sobie tę przygodę kapitalnie napisanymi dialogami i jeszcze mocniej wkręcić się w samą opowieść. Są to jednak zadania czysto opcjonalne i jeśli Lil załatwi wszystko, to idziemy spać w oczekiwaniu na następnych śmiałków. Znajdziecie tu kilka bardziej “przygodówkowych” fragmentów (czasem nawet dni/leveli), ale te akurat są najsłabsze w całej grze i robimy w nich głównie za kuriera.
Biczem albo perfumem
Rozmowa podzielona jest umownie na trzy akcje. Możemy wykonać trzy rzeczy z dość wąskiej palety możliwości, co oczywiście nie zawsze nam pomoże rozwiązać dogłębnie problem. Najprostszą jest rozmowa, podczas której ktoś się może wygadać albo zdradzić nam jakąś inną cenną informację niekoniecznie z nią związaną. Do dyspozycji mamy również kilka atrybutów każdego szanującego się stróża. Serum prawdy, prześwietlenie, wykrywacz metali czy bicz. Chętni mogą skorzystać z sugestii trójki wysoko postawionych urzędników, choć z ich strony usłyszymy tylko sugestie - często podyktowane ich własnymi pragnieniami.
Żeby nie tylko serum prawdy było psikane, to zasób tych gadżetów jest ograniczony. Opisywane są one kryształami - różowymi, które zawsze zadziałają oraz żółtymi, przy których liczymy na farta. Miejsce na kryształy, jak i je same, kupujemy u lokalnego sprzedawcy. Pieniądze zaś generujemy na różnorakie sposoby. Dając się przekupić możnym tego świata albo konfiskując jakieś fanty, które potem bez cienia skrupułów sprzedamy.Po każdej rozmowie wystawiana jest nam ocena, choć jak mniemam, nie jest tak, że tylko jeden sposób prowadzi do trzech gwiazdek z wyróżnieniem. To po prostu ocena trzeźwości naszych działań, która w późniejszym etapie będzie wymagana do utrzymania posady. Nikt nie chce, żebyśmy łapali za dźwignię na dzień dobry. My też nie!
Wolność dla goblinów!
Poza świetnie napisanymi dialogami, które często ociekają w popkulturowe nawiązania i niezwykle bawią, ważny jest sam voice acting. Nagrany w punkt, z dbałością o dopasowanie głosu. Ułatwia to chłonięcie opowieści, bo nagrane zostały wszystkie opcje dialogowe! Jeśli ktoś oczekiwał indyka idącego na łatwiznę w tej materii, to nie jest to miejsce. Fantastycznie się tego słucha i gdzieś tam podskórnie czuje się ten feeling ze staro szkolnych przygodówek Lucas Arts. Ten absurdalny humor do nich nawiązuje.
Główna intryga szybko się zazębia i praktycznie każdego dnia oferuje jakąś nową ciekawostkę. Aż trudno przerwać swoją zmianę i odejść od tego tytułu. Nie interesuje Cię tylko, co się wydarzy, ale i jak bardzo wykręcony będzie następny chętny. Oni naprawdę trzymają poziom i mają swój urok. Gobliny są ofiarami rasizmu, magowie chcą rosnąć w siłę, a błazen cały czas coś spiskuje. Całe polityczne trio jest zdania, że dzieckiem łatwiej sterować, więc robi wszystko, żeby trzymać Cię na miejscu. Nawet w późniejszych etapach, gdy wydaje Ci się, że nachodzić Cię będą głównie starzy znajomi, gra potrafi rzucić jeszcze kilka fajnych smaczków.
Nie raz zostaniecie zaskoczeni jakimś wydarzeniem, ale nie jest też tak, że oferowana jest tu totalna dowolność. W tej grze da się przegrać, a i będziecie pewnie zaskoczeni, gdy do tego dojdzie. Powtórka oczywiście jest łaskawa, checkpoint na wyciągnięcie ręki, ale żeby narracja była dobra, to najpewniej nie można spalić królestwa pierwszego dnia... A może można, ale po co?Te narracyjne przygodówki od Telltale nauczyły nas jednego - wybory są złudne i najbezpieczniej jest ich nie powtarzać. Mając tę świadomość, z dystansem podchodzę do natychmiastowej powtórki Lil’ Guardsman, która mogłaby mi wykoleić te bardzo pozytywne wrażenia. Domyślam się, których rzeczy nie mógłbym zrobić inaczej. Ochota jednak istnieje nie po to, żeby udowodnić jakąś słabość tej gry (przygodówki idą wytyczonym schematem, a bawię się w nich świetnie), a po to, żeby przeczytać opisy dalszych losów postaci, którym szlaban otworzyłem lub zamknąłem przed nosem. W podsumowaniu każdego dnia dostaniemy zabawny opis ich dalszych losów i pewnie bym sporo pozmieniał.
Moja ulubiona buda
Moja Lil była wredna, dokuczliwa i przekupna. Takim kapryśnym dzieciakiem dobrnąłem do mety, a i podczas tej przygody ją mocno polubiłem. W tym zalewie fajnych postaci, to ona jest tą najfajniejszą. Nie przeszkadzały mi ograniczone zasoby, czy ten minimalizm w środku mojej budki. W gruncie rzeczy robisz tu cały czas to samo, ale za sprawą kapitalnych dialogów i postaci, ta praca się nie nudzi. Czasami żałowałem tych ograniczeń wolności, innym razem nużyły mnie momenty biegania po lokacjach w oczywistych celach, ale nic nie zatarło pozytywnego wrażenia i radości wyciskanej tu litrami. Lil’ Guardsman to moje pierwsze zaskoczenie 2024 roku, a niewykluczone, że finalnie będzie też tym największym.
Dziękujemy firmie Plan of Attack za dostarczenie gry do recenzji.
Plusy:
Kreskówkowy styl artystyczny
Kapitalnie napisane, zabawne dialogi
Fajne postaci z główną bohaterką na czele
Liczne popkulturowe nawiązania'Udany voice acting
Częste zaskoczenia - tak w naszej budce, jak i przede wszystkim po pracy
Minusy:
Point & clickowe elementy zazwyczaj nudzą swoją fed-exową formą
Momentami tęskniłem za totalną (idealistyczną) swobodą