W 2010 roku mocno zajawiony kooperacyjnym graniem po sieci, bardzo chciałem spróbować swoich sił w Lara Croft and the Guardian of Light. Mijały lata, na horyzoncie zdążył pojawić się sequel Temple of Osiris, a ja wyrwałem pierwszą część za grosze na Steamowej promocji. I… nie działała. Nie wiem, czy to specyfikacja mojego leciwego PC-ta, czy coś, nad czym w tamtym momencie nie chciałem siedzieć.
Zajawka przeszła, w natłoku gier przestałem o tym pamiętać, aż w końcu Pani archeolog objawiła mi się ponownie. Lara Croft Collection to port dwóch wyżej wymienionych gier, debiutujących w miejscu idealnie pod nie skrojonym - Nintendo Switch. 29 czerwca 2023 roku mogłem sprawdzić, czy zajawka sprzed kilkunastu lat ma jeszcze jakąś siłę przebicia.
Kooperacyjnie albo wcale
Spróbuję przybliżyć obie gry jednocześnie, bez wyraźnej kreski je rozdzielającej. Uważam, że są to produkty na tyle zbliżone do siebie pomysłem i sposobem prezentacji, że rozmienianie na drobne nie ma większego sensu. Obie opowiadają przygody Lary Croft w starciu z klątwami cywilizacji Majów i Egipskich świątyń. Wątki fabularne, choć różne, mają swoje podobieństwa w zmuszaniu nas do wydostania się z jakiegoś średnio przyjaznego miejsca. Klasyka gatunku Tomb Raiderów wszelakich.
Naszym zadaniem jest wydostanie się walcząc z siłami zła, pokonując platformowe przeszkody oraz rozwiązując liczne zagadki. Nacisk na te ostatnie jest duży i odczuwalny, więc leniwi nie chcący wytężać mózgu w stopniu … żadnym, powinni trzymać się z daleka. Wszyscy skorzy do minimalnego pomyślunku są bezpieczni i nie powinni zatrzymać się przy żadnej zagadce na dłuższą (potencjalnie uciążliwą) chwilę. Wręcz uważam, że przepychanie kolejnych kul na platformę ich lekko znudzi.Lekarstwem na to jest kooperacja. W pierwszej grze dostępna dla dwóch osób, w drugiej poszerzająca ilość do czterech. Ewidentnie jest to preferowana forma zabawy. Granie solo z natury szybciej razi po oczach - w tym przypadku powtarzalnością otoczenia i gameplayową wtórnością. I to mimo faktu, że nie są to najdłuższe gry na świecie - każda z nich to około 4 godziny zabawy, które poszerzają się dla chcących zdobyć absolutnie wszystko i przebrnąć przez wyzwania. Niestety, dotkliwą ujmą wersji Switchowej jest brak opcji grania w sieci - albo na jednej kanapie, albo wcale.
Zgrabny gameplay i grubo ciosane błędy
Izometryczny rzut kamery bardzo ładnie leży Larze. Klimat na tym nie cierpi w jakimś znacznym stopniu, a szersze pole widzenia pomaga w pokonywaniu zagadek. Mimo kilkunastu lat na karku gameplay nie zestarzał się wcale, pozostając bardzo grywalną pozycją dla nowoprzybyłych Switchowców. Sterowanie Larą (i pozostałymi) jest responsywne, a na padzie dostaniemy szereg niezbędnych komend - od rolki po zaczepianie linki umożliwiającej plądrowanie wyższych platform.Nie jestem absolutnie fanem nastawienia całości na zbieranie punktów, co wiążę się z kolorowymi cyferkami na ekranie, które wybijają nieco z rytmu. Rozumiem taki niezbędnik, nakręcający do kolejnych prób, ale mnie bardziej raziło po oczach, niż zachęcało do replaya.
Mógłbym się tu czepić angielskiego voice-actingu, który ma wyczuwalny posmak drewna, ale nie rzutował on jakoś szczególnie na odbiorze całości. Entuzjazm o wiele bardziej przyhamowały mi błędy natury technicznej, które potrafiły wywalić grę na ostatniej prostej misji, zmuszając do jej ponownego przejścia. Niby nie są notoryczne, misja to kilkanaście minut, ale niesmak pozostaje i wspomnieć wypada.Dwójka też mogłaby działać lepiej, a już na pewno powinna lepiej wyglądać. Może to tylko ja, ale na Świątynię Ozyrysa wylano jakąś cukierkową polewę, która nie współgra ze światem przedstawionym. Aż wróciłem do jedynki z niedowierzaniem, bo gdzieś to pozytywne wrażenie wizualne (jak na Switchowe standardy) zaczęło się ulatniać.
Proces starzenia nieodczuwalny
Kilkanaście lat minęło, a Lara wciąż grywalna. Na pewno nie jest to produkt konieczny i niezbędny dla co-opowych świrów, ale wystarczająco dobry, żeby wjechać na pozytywną notę mimo kilku rażących błędów. Mam świadomość, że cała reszta niedoskonałości to moje (idealistyczne) widzimisię. A to bym chciał, żeby się wyzbyli tych arade’owych (punktowych) korzeni, czy też mocniej skupili na wątku fabularnym, żebym miał większą ochotę do dalszego przemierzania terenów. Poza tym (i pomimo tego), bawiłem się dobrze.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie Feral Interactive
Plusy:
Udane przeniesienie klimatu serii na izometryczny grunt
Responsywne/przyjemne sterowanie - gry dobrze się starzeją
Idealna do kooperacji…
Minusy:
… choć tylko tej lokalnej (brak online doskwiera)
Problemy techniczne
Druga część mocno przyhamowała mój entuzjazm względem grafiki