Recenzja Fantasian: Neo Dimension na Nintendo Switch
Hironobu Sakaguchi to nazwisko budzące ogromny respekt w świecie jRPG. Jest to producent/scenarzysta, któremu zawdzięczamy pierwsze odsłony Final Fantasy. Za muzykę tamtejszych gier odpowiadał nie mniej ważny Nobuo Uematsu. Dziś to ponad 60-letni starsi panowie, którzy wracają z (prawdopodobnie) swoim ostatnim dużym projektem. Ponowne przejście FFVI zmusiło pierwszego z nich do próby odtworzenia feelingu dawnych lat.
Fantasian oryginalnie trafił na telefony komórkowe, gdzie w ramach subskrypcji Apple Arcade można było poznać historię Leo i jego ekipy. Gra pojawiła się w dwóch epizodach, a od 5 grudnia 2024 jest dostępna z podtytułem Neo Dimension (zawierając obie części w jednym pakiecie) na Switchu, PC, Xboxie i PlayStation.Gra zaczyna się od fabryki Thaumatech, gdzie poznajemy cierpiącego na amnezję protagonistę. Ucieczka z pomocą dwóch robotów wrzuca go na ścieżkę odtworzenia swoich wspomnień, która krzyżuje się z klasycznym dla gatunku ratowaniem świata. Wraz z coraz liczniejszym wsparciem dostaniemy tu jRPGa z dawnych lat.
Przynajmniej w swym rdzeniu, który tradycyjnie zakłada przemierzanie kolejnych miast i walki w systemie turowym. Gdzie tylko była taka możliwość, to Sakaguchi próbował przenieść dawne archaizmy na nowe czasy, jak i uprościć wiele aspektów pod docelowych graczy mobilnych. O ile z tym drugim będziemy musieli się pogodzić - wszelkie interfejsy będą odpowiednio duże, a i nie liczyłbym na rozbudowane opcje - tak to pierwsze wydaje mi się najlepszą decyzją z możliwych.Zakładam, że wielu graczy kojarzy jRPGi z grindem i uciążliwymi walkami z niewidzialnymi na mapie przeciwnikami. Niektóre gry potrafią mocno zaleźć za skórę w tym drugim temacie, a nawet skutecznie od siebie odepchnąć. W Fantasianie opatentowano Dimengeon. Urządzenie to, wpisane w lore gry, ma za zadanie gromadzić znane nam potwory. Zamiast walki z powtarzalnym zagrożeniem, będą one sumować się do odpowiedniego limitu, a po jego osiągnięciu (lub na nasze żądanie) staniemy do wymiany ciosów z całą armią.
I działa to kapitalnie! Nie jesteś co chwila wywoływany do boju, przemierzając dany teren. Jedyne odstępstwa od tej reguły to bossowie, jak i nieznane Ci mobki. Nawet sam Fantasian, zanim fabularnie odblokował nam Dimengeona, rzucał niemiłe sygnały z powtarzalnymi pojedynkami. Nic w tym przyjemnego. I tu i w żadnym innym jRPGu. Traktujemy to jako smutną konieczność, nawet jeśli walki mają świetne systemy - patrzę na Ciebie Octopath Traveler. Fantasian zgrabnie sobie z tym poradził, ale taka walka z przytłaczającą ilością wrogów nie wszędzie miałaby sens.
Do tego potrzebne czary, które mają swoją trajektorię i nie zatrzymują się na pierwszym z przeciwników. Tutejsza walka bazuje nie tyle na atakach obszarowych (bo te są tak samo skuteczne wszędzie), a na pociskach, którym sami wybieramy ścieżkę. To bardzo fajny motyw, który w swoim wnętrzu ma małą łamigłówkę - jak najkorzystniej zakręcić swoim czarem? Ma to swój urok tak przy “zbieraniu” większej ilości przeciwników, jak i wymijaniu tych blokujących na rzecz otwartych niemilców w drugim rzędzie. Dimengeon dorzuca nawet okazjonalne perki na polu walki jak dodatkowa tura, itp. Wszystko by umilić nam walkę i ewentualny grind.A grind z czasem będzie pewnie niezbędnym elementem, bo punkty doświadczenia nie są rozrzucane na lewo i prawo. Stosunkowo powoli nabijamy kolejne poziomy, a większość bossów stanowi gąbki na pociski. To akurat nieco mroczniejsza strona Fantasiana, która nigdy nie daje Ci się poczuć przesadnie mocnym. Owszem, w Dimengeonie wykosisz wszystkich lekko, ale już boss wymuszał będzie często dostosowanie się do jakiegoś gimmicku. Sporo tu tego, więc ostrzegam.
Szczególnie w drugiej części gry, która wyraźnie odstaje swoją formą od poprzedniczki. Kiedy na telefonach mogło to być oddzielone wyraźną kreską, tak tutaj zostaniecie niemiło zaskoczeni zmianami w tempie akcji. Z początku będzie nas pchała naprzód historia. Balans między nią a walką, będzie wyważony i stosunkowo naturalny. Liniowo uporacie się ze wszystkim. Druga część gry otwiera się przed nami znacząco, dając możliwość rozwoju za pomocą odpowiedniego drzewka, jak i wyraźnie odchodzi od swojej linii fabularnej. Będąc brutalnie szczerym - nuda. Nawet jeśli system walki jest tak fajny, jak tutaj, to dobrze mieć jakiś motor napędowy tego wszystkiego. Nie zawsze otwarte światy i drzewka rozwoju są zasadne. Tu zwiększały one poczucie zagubienia.
Takim motorem napędowym NIE był też dla mnie świat przedstawiony. Nie odmówię mu wyjątkowości, bo to ręcznie robione dioramy, które przeskanowano do gry (to super!), ale ten romans z sci-fi do mnie nie przemawiał, a system poruszania jest dość toporony (to już mniej super!). To, że z sci-fi mi nie po drodze, to już moje widzimisie, o którym nie widzę sensu się rozpisywać (gusta i tyle), jeśli zaś chodzi o chodzenie, to diorama bardzo często zmienia swój rzut kamery. Obraca się co ścieżkę, na co często nie reaguje nasz Leo. Praktycznie co mapę obijałem się od ścian niczym po sowicie zakrapianej imprezie.O ciągłym i płynnym ruchu trudno tu mówić. Nie jest to coś, co odciśnie mocne piętno na odbiorze, ale nie sposób nie wspomnieć.Fantasian to wciąż dowód na to, że nie wszystkie porty z telefonów komórkowych są godne potępienia. Rzadko można tych słów użyć, ale niewykluczone, że to będzie ich koronny przykład przez lata. To solidna porcja jRPGa, który największe duszności łapie w tempie prowadzenia akcji i niekoniecznie przekonuje mnie swoim światem. Ani Leo, ani jego towarzysze, to nie była ekipa, której przygody śledziło się z ogromną przyjemnością, a mimo wszystko to ważny punkt każdego RPGa i jRPGa. Dobrze jest ich lubić skoro kilkadziesiąt godzin przed nami.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie CENEGA Polska
Plusy:
System walki z podkręcanymi czarami
Dimengeon to urządzenie idealnie odpowiadające na męczący grind czy wtórność przeciwników w tym gatunku
Ręcznie wykonane dioramy (stanowiące przemierzane lokacje) dają osobliwy charakter produkcji...
Minusy:
...choć czasami kamera zbyt często się w nich obraca, uprzykrzając poruszanie
Tempo historii pozostawia sporo do życzenia, a zestaw postaci i klimat niekoniecznie umila tę podróż
Bossowie to zazwyczaj gąbki na pociski i wiążą się z jakimś gimmickiem (nie zbrodnia w małych dawkach, ale tu praktycznie tylko tacy)