Recenzja El Shaddai Ascension of the Metatron HD na Nintendo Switch
Enoch jest niebiańskim skrybą, a jednocześnie pradziadem Noego (tego od arki). Część aniołów uciekła na Ziemię, gdzie płodzi potomstwo ze śmiertelnikami, czyli Nefelimów. Bóg doszedł do wniosku, że trzeba zrobić z tym porządek i zatopić świat. Jednak Enoch dostaje od niego ostatnią szansę, aby temu zapobiec. Otrzymuje on misję oczyszczenia siedmiu upadłych aniołów. W tej misji wspiera nas Lucifel. Tak, dokładnie ten Lucifel, o którym myślicie. Odgrywa on rolę łącznika między nami a Bogiem, z którym często wisi na telefonie. Premiera miała miejsce 28 kwietnia 2024 roku. Jej pierwotna wersja wyszła w 2011 roku, czyli już jakiś czas temu.
Mechanika gry
El Shaddai to produkcja dla pojedynczego gracza, która przypomina slashery pokroju Devil May Cry. Przemierzamy kolejne poziomy i siekamy różnej maści stwory. Już na start wita nas Lucifel, który mówi bezpośrednio do nas, gracza. Zaczynam szukać lokalizacji upadłych aniołów zwanych również „watchers”. Na ziemię zeszło ich 7. W którymś momencie okazuje się, że zbudowali ogromną wieżę, która stała się ich siedzibą. Każdym poziomem rządzi inny anioł. Dookoła wieży rozpościera się miasto, w którym ludzie czczą upadłe anioły, zapominając o Bogu. Po naszej stronie stoją archaniołowie, Michał, Uriel, Gabriel i Rafał. Doradzają oni naszemu bohaterowi podczas jego podróży. Najważniejszy jest oczywiście Lucifel, który poruszając się poprzez czas i przestrzeń gwarantuje możliwość zapisu oraz prowadzi ciekawe rozmowy telefoniczne z Bogiem.
Poziomy, po których się poruszamy, są różne. Możemy wyróżnić kilka ich typów:
● Poziom ruchu — Biegamy po różnych platformach i co jakiś czas (o dziwo chyba zawsze na okrągłych platformach) trafiamy na wrogów
● Poziomy akcji — Są to etapy nastawione na skakanie po platformach
● Poziom 2D — Nastawione na zręcznościowe wyzwania
Niezależnie od pokonywanego poziomu, nie mamy wpływu na pracę kamery. Jest ona sztywno ustawiona w konkretnych punktach przestrzeni. Niektóre rozdziały zawierają coś, co moglibyśmy nazwać „ciemnością”. Gdy tam trafimy, musimy dotknąć pomocnej dłoni Armarosa, aby się wydostać. Cóż, sączące się dookoła okrucieństwo również do niej zmierza. Kto będzie pierwszy? Lepiej, żebyśmy to byli my.
Gra oferuje trzy bronie. Pierwsza to The Arch. Trudno ją jednoznacznie opisać. Jest to broń na krótki dystans niczym miecz. Jednak z wyglądu przypomina bardziej łuk energetyczny. Drugi oręż to Gale. W dużym uproszczeniu trzymamy obręcz, która wysyła do ataku samolociki origami i jest to oczywiście broń dystansowa. Ostatnia pozycja to Veil. Pół tarcza, pół rękawice. Ataki z ich użyciem są powolne i służą do walki zdecydowanie na krótki dystans. Dla każdego coś innego. Istotny jest fakt, że w danej chwili możemy mieć tylko jedną broń przy sobie. Jednak jeśli przeciwnik ma akurat przy sobie tą, która bardziej nam odpowiada, to możemy mu ją ukraść. Gdy wróg leży nieprzytomny przez chwilę, dookoła niego pojawi się niebieska poświata. Bierzemy broń, oczyszczamy ją i jest już nasza!
Jeśli chodzi o wspomniane oczyszczenie broni. Atakując przeciwników, nasz oręż gromadzi ich… nieczystą energię? Co jakiś czas musimy więc dokonać jej oczyszczenia. Nieoczyszczona zadaje znacząco mniejsze obrażenia.
Na swojej drodze napotkamy Freemenów, którym przewodzi 10-letnia Nanna. Są to ludzie, którzy walczą z upadłymi aniołami. Dostajemy od nich notatki, które wzbogacają fabułę i ukazują otaczający świat.Interesująco wygląda kwestia zdrowia naszego bohatera. Gdy otrzymujemy obrażenia, tracimy kolejne elementy zbroi. Oznacza to, że w tej grze nie uświadczymy żadnych pasków czy wskaźników. Musimy czujnie obserwować wygląd naszego bohatera. Gdy zbliżamy się do śmierci, zaczynają zamykać nam się oczy. Możemy wtedy szybko naciskać przyciska A i X, żeby się reanimować. Jeśli uda nam się ta sztuczka, wracamy do walki oraz odzyskamy część uzbrojenia. Tutaj musimy uważać, bo w niektórych etapach, gra kończy się gdy doprowadzimy się do stanu bliskiego śmierci.
Po jakimś czasie rozgrywki i odblokowaniu wszystkich broni, dostaniemy też pewną informację w formie pierścieni nad głowami wrogów. Jego kolor mówi nam o tym kto ma przewagę.
Gra na Nintendo eShop kosztuje 80 złotych. Niestety nie posiada języka polskiego w żadnej formie.
Audio i Grafika
Remastered, jak to remastered. Zazwyczaj nie mamy co oczekiwać niesamowitych zmian, które wbiją nas w fotel. Powinniśmy spodziewać się subtelnych, kosmetycznych poprawek pierwowzoru. I podobnie jest tutaj. Upadłe anioły, jak i ich słudzy, wyglądają trochę karykaturalnie. Świat raz jest kolorowy lub wręcz anielsko biały, żeby innym razem być krwisto czerwony i mroczny niczym wieża upadłych aniołów.
Elementy trójwymiarowe mieszają się tutaj ze zręcznościówką w postaci 2D i w tym elemencie grafika ma w sobie coś wyjątkowego i momentami oszałamiającego (np. witraże przedstawiające archaniołów).Muzyka zasługuje natomiast na ogromną pochwałę. Uraczą nas tutaj niesamowite pieśni, chórki, a czasem nawet lekko arabskie brzmienia. Widać, że został położony na to ogromny nacisk.
Rozgrywka i podsumowanie
Mam lekką alergię na tytuły z dopiskiem “Remastered”. Zdaje sobie sprawę, że nie każda mechanika zestarzała się dobrze. I tutaj trochę tak jest (choć przyznaję, że nigdy nie miałem styczności z pierwowzorem). Dostajemy raptem 3 bronie oraz małe zróżnicowanie oponentów. Miałem wrażenie, że moja walka z pierwszych minut gry wyglądała identycznie, jak ta po godzinie czy dwóch. W kwestii walki, monotonny ten Enoch.
Poza tym, mój bohater zakłada zbroję… na dżinsy. Wyglądało to dla mnie dość specyficznie. Natomiast sam pomysł zamiany paska zdrowia na zbroję, którą nosiłem, jest bardzo ciekawy i zmuszał mnie do bycia uważnym. Minusem jest fakt, że nie było to zbyt dobrze widoczne. Patrząc na swojego bohatera, nie miałem pewności czy mam 50%, czy 75% życia. Graficznie, ta produkcja ma już swoje najlepsze lata za sobą. Wszystko trochę kanciaste, odrobinę karykaturalne. Jednak same poziomy są bardzo pomysłowe - szczególne wrażenie na mnie zrobiły te platformowe widziane z boku. Dla mnie najlepszą częścią tej produkcji jest muzyka. Co prawda momentami miałem poczucie jej powtarzalności, jednak ostatecznie, powtarzalność czegoś tak dobrego lubię.
Moją uwagę przykuły ciekawe elementy platformowe, ale niektóre zbytnio się dłużyły. Sama mechanika Ascension of the Metatron w żaden sposób mnie nie powaliła na kolana, jednak muszę przyznać, że jest w tej grze coś niesamowicie pozytywnego i jest to klimat! Lekko zwariowany, czasem niezrozumiały, ale zdecydowanie razem z muzyką stanowią najmocniejszy element, który nakręcał do dalszej zabawy. Biblijne teksty zmiksowane z japońskim podejściem do gier. Lucek co jakiś czas mówił bezpośrednio do mnie, łamiąc czwartą ścianę, co tylko dorzuciło swoje trzy grosze.
Jest to slasher z wyczuwalnym posmakiem gier japońskich, który nie dla wszystkich może być zjadliwy. Wiele można jej zarzucić pod kątem mechaniki (co mam nadzieję zrobiłem), ale nadrabia to sposobem opowiadania historii i stylem.
Dziękujemy firmie PR Hound za dostarczenie gry do recenzji.
Plusy:
Pomysł — W tej grze nigdy nie wiemy, co nas zaraz spotka i gdzie zostaniemy wysłani
Klimat — Trochę anielski, trochę upadły, zdecydowanie specyficzny
Muzyka — Przy niej czuje się jakby zależały ode mnie losy ludzkości!
Levele 2D — Te poziomy są ciekawą i wciągającą odskocznią
Minusy:
Mechanika — Trochę zbyt uproszczona z monotonną walką
Kamera — Sztywna, przestarzała, czasem utrudnia orientację