Recenzja Dragon Ball: Sparking! Zero na Nintendo Switch 2
Dragon Ball ma mieszane szczęście do gier. Nawet nie zawsze dowozi dobrą bijatykę, co wydawać się mogło dla tego uniwersum naturalne. Ostatnio próbowali swoich sił w pełnoprawny RPG (Kakarot), a teraz wracają do korzeni Budokai Tenkaichi. W Japonii seria ta nosiła podtytuł Sparking!, więc wydanie na Europejskim rynku Sparking! Zero rozbudziło wyobraźnię wszystkich, którzy trzy części Tenkaichi ogrywali na przestrzeni lat 2005-2007.Seria ta nie jest typową bijatyką, gdzie akcję obserwujemy z boku - po takie wrażenia zapraszamy do wciąż świeżego FighterZ. Zamiast tego przyjmuje widok trzecioosobowy (zza pleców), który bardzo dobrze się sprawdza w specyfice Dragon Ball. Pojedynki toczymy więc na lądzie, w powietrzu, a nawet pod wodą. Całość ma rozległe pola walki, ale nigdy nie wpływa to na spadek dynamiki. Wręcz przeciwnie - w ofercie każdego prawilnego Saiyanina musi być szarża skracająca dystans i dewastujące wystrzały mocy.
Tych innowacji względem typowych bijatyk 1v1 jest tu znacznie więcej. Jeśli jesteś specjalistą Mortali, Street Fighterów i kręcisz półkola na analogu przez sen, to i tak daleka droga do okiełznania systemów Sparking. Ta gra to trochę mikro zarządzanie zasobami Ki. Walkę najprościej podzielić na dwie fazy (i tu podkreślam, że upraszczam do granic możliwości, bo zależności jest znacznie więcej) - pierwsza to typowa wymiana uprzejmości kończynami, która zakłada od nas robienie dynamicznych kombinacji (prostych pokroju lekki, lekki, lekki, mocny), a druga to walka dystansowa na magię, za którą odpowiedzialne jest w dużej mierze Ki.Taktyka pojedynków polega na osłabieniu przeciwnika tym pierwszym i zebraniu energii lub wykorzystaniu jej, gdy ten nie ma możliwości obrony/kontry - bo kontry czy obrona to akurat kolejna odnoga tego systemu, w którą nie będę się wdawał. Postaci w tej grze poruszają się dynamiczne, więc desperackie strzały w świadomego i mobilnego wroga najpewniej chybią w stopniu znaczącym. Ki napełniamy, trzymając jeden z przycisków, a kolejne moce specjalne dobieramy z listy dostępnych dla postaci. Nikt nie wymaga od nas cudów za kontrolerem. Kluczowa jest tu mądrość na polu walki.
Ta pozornie płytka szarpanina (bo nasze walki przy pierwszym kontakcie będą bazować na tych prostych combosach) ma systemy, nad którymi należy się pochylić, żeby faktycznie coś ugrać. Są skill pointy, które są osobnym zasobem, wspomniane Ki, które wymaksowane pozwoli użyć najbardziej dewastujących technik, ale wcześniej też znacząco boostuje naszą siłę (warto wstrzymać się z ultem do ostatnich chwil żywotności spadającego paska), jak i różne elementy mashowania przycisku, czy inne QTE wpisane w konkretne motywy pojedynku (nie są aż tak częste, więc uspokajam hejterów takich zabiegów - sam nim jestem). Nie można zapominać też o transformacjach, jeśli wybrany bohater na taką pozwala, czy ograniczonych czasowo możliwościach wymiany z partnerem (są tu walki wieloosobowe, w tym bardzo atrakcyjne 5v5).Tryby rozgrywki ugryziono bardzo bezpiecznie, ale też trzymano się konwencji mangi/anime. Poza oczywistymi walkami w różnorakich kombinacjach (online i offline), mamy turnieje, czy kampanię pojedynczego gracza podzieloną na arci/rozdziały. Tam rozegramy dobrze wszystkim znane pojedynki, jak i skręcimy okazjonalnie na nieznane tory, “co by było gdyby”. Takie swoiste What If bardzo dobrze się tu sprawdza, choć jest kiepsko nakreślone i mało czytelne dla raczkującego odbiorcy. Całe menu kampanii, z racji pokrętnej specyfiki i krzyżujących się dróg grywalnych postaci, jest dość pokraczne w moim odczuciu.
Ogólnie Sparking! Zero jest dość ograniczone w tłumaczeniu swoich założeń. Przekłada się to również na klarowne wytłumaczenie tych rzeczy, które opisałem wyżej. Nie czułem, żebym był mądrzejszy po podstawowym, jak i bardziej zaawansowanych tutorialach. Ta gra, jak mało która, powinna postawić na łopatologie samouczka. Łatwo się dać nią przytłoczyć, nie zrozumieć i finalnie się nawet odbić.
Hype na nią niestety przygasł stosunkowo szybko, co łatwo mi było określić po pustkach w module Online Switcha. Na obie konsole Nintendo trafiła ona rok po premierze na innych sprzętach i choć bardzo byłem chętny do gry z każdym przeciwnikiem (niezależnie od jego rankingu), to nigdy nie było mi to dane. Crossplay by pewnie pomógł, ale Sparking! Zero nigdy go nie miało.Dla zwolenników Nintendo to dość jasny sygnał, żeby się nie nastawiać na tłumy - a najlepiej na nic się nie nastawiajcie w sieci.Sam design i grafika, choć oryginalnie szalenie efektowne, dostały trochę ograniczeń na Switchach. Konsola przenośna, więc musiała iść na ustępstwa, a Switchowi 2 na pewno ciąży starszy brat, który nie nadąża. Sam fakt, że ta gra jakoś działa na NSW1, jest godny pochwały, ale nie zdziwiłbym się, gdyby niektóre niedoskonałości NSW2 wynikały ze zwykłego upscalingu - lub nieustannie brakujących devkitów. Nowszy sprzęt (gdzie grę testowałem) na pewno mocno zyskuje na głębi kolorów. U poprzednika tekstury są mocno rozmazane, a barwy wyblakłe (co akurat przy tej grze da się mocno odczuć). Niestety na dwójce nie jest też idealnie, bo jak na ekranie dzieje się dużo, a tu przecież wszelkie wybuchy są częste, to antyaliasing nie wyrabia, a piksele są widoczne gołym okiem - tu mowa o handheldowym graniu, bo i tak praktykowałem to najczęściej. Każde zbliżenie obnaża graficzne niedoskonałości i piksele, które są defektem dynamicznej rozdzielczości, która dobiera sobie wygodną sobie, niską wartość. A wszystko to w 30 fpsach, co też warto mieć na uwadze.
Wciąż daleko temu do zepsucia tej gry, a prezentację to ona ma na topowym dla Dragon Balla poziomie. Sporo tu voice actingu, przerywniki nawet w formie slajdów dają radę wyglądać schludnie, więc podkreślam niedociągnięcia, ale nie mają one AŻ takiego wpływu na odbiór. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby jakikolwiek fan Dragon Ball narzekał na to w tym tytule.Rok po premierze, ale najważniejsze, że w ogóle się udało. Sparking! Zero to gra skrojona pod fanów Dragon Ball i ich rozkocha w sobie bez problemu. U zbłąkanych fanów bijatyk może mieć trudniej ze względu na swój specyficzny charakter. Zażalenie będą mieli, że… większością postaci gra się tak samo. Oczywiście, mają one różne moce, inny timing combosów, ale w dużej mierze schemat rozgrywki utrzymuje się na całej szerokości tego rosteru. Inna sprawa, że jego zastraszająca liczba (grubo ponad 100) jest pompowana przez Dragon Ballowe zależności i zakłada kilkanaście (lub więcej!) wersji tej samej postaci.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie CENEGA Polska
Plusy:
Szalenie efektowna walka
Choć nie pokazuje tego na pierwszych metrach, to sporo tu taktyki i możliwości
Kampania to odświeżenie pamięci z najważniejszych momentów Dragon Ball i okazjonalna możliwość namieszania w historii
Wizualnie i w sposobie prezentacji, to absolutny top gier na bazie tej serii…
Minusy:
…choć Switch 2 miewa czasami problemy z wygładzaniem wszystkich tekstur - tragedii nie ma, ale zauważycie to przy większej ilości efektów i przy zbliżeniach
Jesteśmy kilka dni po premierze, a online świeci pustkami
Bywa przytłaczająca i niewiele zależności tłumaczy
Roster jest sztucznie napompowany, a i większością postaci gra się podobnie