Tekst oparty o wrażenia z wczesnej wersję gry
Podziwiam za odwagę. Niby z przymrużeniem oka rzucam takie deklaracje, ale próbować się rozepchać gokartami na Switchu - odważnie! Dla przykładu bijatyka MultiVersus wyszła wszędzie, poza miejscem, gdzie zostałaby “zeSMASHowana” z planszy. Na torach koronacja odbyła się już dawno, a ciągle rosnąca liczba sprzedanych kopii nie zapowiada nam zmiany na tronie
Mario Kart 8 Deluxe jest najlepsze i pewnie długo nic tego nie zmieni. Jednak nie samym wąsatym hydraulikiem człowiek żyje. Disney Speedstorm przyprowadziło kierowców, przy których nawet Mario musi czuć respekt. Miki, Donald, Goofy, plus wsparcie postaci z Pixara, to już bardzo intrygujący start. I choć jest to start nieśmiały, w postaci Early Access, to już od 18 kwietnia można rzucić okiem, co przygotowali ludzie z Gameloft.
Disneyowa polewa
Może to kontrowersyjne stwierdzenie, ale ja naprawdę uważam, że gokarty potrzebują mocnej marki za sobą. Jeśli jacyś twórcy zapewnili by gameplay na poziomie MK8, ale oferowali anonimowe avatary w pojazdach, to pewnie mieliby problem przebić się do masowego odbiorcy. Przedstawicieli tego gatunku na Switchu trochę już jest, a często stoją na straconej pozycji już na starcie. Awaria silnika, zanim wybiło zielone światło.
Disney Speedstorm to nie dotyczy. Oferowany roster, choć skromny, już budzi uśmiech, a w przyszłości trudno będzie kogokolwiek zawieść. Każdy zna tych bohaterów, a i większość bez problemu rozpozna, skąd pochodzą tutejsze trasy. Wszystko kąpie się w Disneyowym sosie. Wszelkie próby rozwoju to praktycznie gwarancja kolejnych ulubieńców z ekranu. Mają tak ogromną bazę idealnych charakterów, że nikt nie jest w stanie tego zepsuć…
… o ile będzie wam dane nimi zagrać. Docelowo mamy tu do czynienia z grą darmową. Free-to-play nie atakuje naszego portfela na starcie, ale zastawia tonę pułapek, żeby coś skapnęło. Wiadomo, jak to działa. Dostęp do wczesnego dostępu jest płatny, jednak na ten moment daleko mi do tego, żeby poczuć profity z niego płynące. Do wyboru na start zastraszająca liczba 3 postaci (Podstawowi Miki i Donald + 1 na życzenie). Kolejne da się odblokować, grając w podzieloną na rozdziały kampanie, ale gdzieś z tyłu głowy przyświeca myśl, że w przyszłości smaczniejsze kąski mogą być niedostępne bez wkładu finansowego. Jeszcze za wcześnie na wyroki, nikt tego oficjalnie nie powie, ale obecność Battle Passa, który poszerza liczbę zdobywanych nagród, może być dla twórców zbyt kusząca. W lokalnym trybie możesz się bawić kim chcesz, ale do rywalizacji online wystartujesz tylko tymi posiadanymi.
Online
Zgrabnie przejdziemy do aspektów sieciowych, bez których na dobrą sprawę nie ma tej gry. Nawet solowy tryb “kariery” oferujący serię wyścigów narzuconymi z góry postaciami przestaje być dostępny bez połączenia z siecią. Wszystkie nasze ruchy generują jakieś profity, wszystkie profity przypisywane są do naszego konta, więc i bez stabilnego łącza ani rusz. Zostaje nam lokalne granie na podzielonym ekranie. Można to uznać za potężną skazę, ale przy tym modelu biznesowym naiwnie byłoby wierzyć w inne rozwiązanie. Dostęp do wczesnej wersji jeszcze przed jej premierą mocno utrudnił wypróbowanie serwerów. Przy testach nie znalazłem nikogo, ale to nie oznacza znikomej popularności. Na rankingu można było znaleźć ochotników mających za sobą pierwsze przejechane kilometry. Poza oczywistymi pokojami dla znajomych są wyścigi rankingowe budujące naszą legendę na torach, jak i te przypisujące nas do rywali o tym samym stopniu zaawansowania.
Drifty, boosty i inne dobrodziejstwa
Model jazdy, czyli de facto najważniejsze, jest zaskakująco satysfakcjonujący. Wygodny i łatwo przyswajalny. Nie trzeba być specjalistą od komputerowej rozrywki, żeby uszczknąć trochę frajdy dla siebie. Sama jazda bez udogodnień pewnie by się obroniła, ale gokartowi maniacy mają swoje wymagania.
Driftowanie nie ma aż tak wielkiego wpływu na końcowy triumf, jak przy Mario Kartach, jednak lekceważenie go nie opłaci nam się na dłuższą metę. Nie to, że zyskujemy wiele przeciągając idealny drift na długim zakręcie, ale za jego sprawą ładujemy szybciej pasek odpowiedzialny za przyspieszenie. Wokół boosta wszystko się kręci. Umiejętne rozporządzanie nim jest kluczem do sukcesu. Większość naszych działań na trasie wpływa na późniejsze przyspieszenie. Od najechania na odpowiednie pole, po udaną eliminację rywala bronią. Jest opcja ustawienia automatycznego wykorzystania go, ale zabija element taktyki, jaką możemy przyjąć. Z przedmiotami jeszcze się nie zdążyłem polubić. Brakuje im charakteru. Uważam, że na tym polu czuć największą dysproporcję Speedstorma do czołówki gatunku. Niby coś tam strzela, coś nas broni, ale trudno o napisanie czegoś więcej. Wyglądają trochę jak z innej bajki. Jakby nie było nic ze świata Disneya, co śmiało mogłoby wcielić się w rolę czerwonej/zielonej skorupy, czy banana. Bo to nie tak, że ja potrzebuje czegoś extra. Mam świadomość, że w jakichś ryzach to wszystko musi być utrzymane. Tu extra są tylko specjale poszczególnych postaci.
Na plus uznaje wyczuwalną losowość po podniesieniu wsparcia. Mario Karty mają to do siebie, że na każdym kroku wspierają słabszych. Im losują najkorzystniejsze przedmioty, żeby wyrównać wyścig. Jak jedziesz pierwszy, to zwiększa się szansa na bezużyteczną monetkę. W Speedstorm przedmiotów zdaje się mniej, ale faktycznie czuć, że coś zostało wylosowane. Boost będąc pierwszym, nie jest niemożliwy.
Tutejsza dynamika sprawia, że ciężko o wywalczenie jakiejś ogromnej przewagi, gdzie tylko niebieska skorupa nas powstrzyma. Większość wyścigów toczyłem w mocnym zwarciu. Cały peleton trzymał się blisko, co potęgowało chaos. Pozytywny gokartowy chaos. Na trasie dzieje się bardzo dużo, a i same trasy zachęcają do eksploracji i skrótów.
Gra nie karze nas za wypadnięcie z trasy. Nie czułem, żeby jakoś szczególnie wpływało na moją szybkość jechanie po poboczu. Droga ma wiele rozwidleń, co chwila widać alternatywne odnogi do przejazdu, wyskoki na wyższy grunt, więc lepsze poznanie każdej będzie pewnie niezbędne dla żądnych totalnej dominacji. Przy kiepskiej znajomości wyższy level nam może nie pomóc.
I nie chodzi o nasz level, a level poszczególnych kierowców. Każda z postaci może zostać udoskonalona przed wzięciem udziału w wyścigu. Zyskują na szybkości, stabilności i innych parametrach. Rozwiązanie, do którego podchodzę ze sporym dystansem. Grzebanie w formule, która niekoniecznie jest tu potrzebna. Narzucono wszystkim postaciom jakieś klasy. Bez udziwnień, ale wciąż patrzę z lekkim grymasem. Speedster, Trickster, Brawler, Defender - nie jest mi to potrzebne. Ja chcę, żeby oni po prostu jeździli :) Tu nawet dorzucamy ekipę (poboczne postaci uniwersum), która wpływa na nasze statystyki. Wszystko w formie edycji przed wyścigiem. Widzę w tym niepokojące zwiększenie ilości kosmetyki do odkrycia. Jak przyjdzie nam kiedyś zapłacić za lootboxy w nadziei na zagranie nowo dodaną postacią, to będzie trzeba się pocieszać kolorowym zderzakiem, jaskrawym strojem, czy właśnie plakietką Chipa i Dale’a, którzy wpłyną na szybsze kręcenie kół. Jasne, w MK też można odnotować różnice bazujące na gabarytach, ale za sprawą pojazdu dało się sporo zmodyfikować.
Switchowo
Zwiastunom się nie ufa, więc ciężko stwierdzić, jak faktycznie będzie to wyglądać na innych platformach. Na Switchu jest… stabilnie. Jak to na Switchu - tu coś rozmażemy, tam wtopimy w tło, a uszy Myszki Miki mogą być ciut kanciaste. Spadków klatek podczas jazdy nie odnotowałem, ale lokalne granie na podzielonym ekranie pozbawiło mnie dźwięków otoczenia. Nie ma nic bardziej płytkiego niż granie w samochodówkę bez ryku silnika, czy podstawowych brzmień o zebraniu czegokolwiek. Domyślam się, że to zostanie poprawione, ale rzuciło się w oczy. Trochę smutno, jakby gra była tak mocno wpatrzona na granie w sieci, że po macoszemu potraktowałaby rywalizację kanapową - dającą często o wiele większą frajdę.
Ostatnie okrążenie
W natłoku wszelkich darmowych Battle Royali miło widzieć próbę kupienia naszego czasu czymś innym. Ta jedyna uczciwa cena po zakończeniu early access pewnie skusi wszystkich ciekawskich. Posiadacze Mario Kart mogą mieć poprzeczkę oczekiwań zawieszoną zbyt wysoko, a wszyscy inni… … w zasadzie jak masz Switcha, to powinieneś mieć Mario Karty. Nie bądź inny.
Disney Speedstorm to bardzo zgrabne przełożenie estetyki amerykańskiej korporacji do świata gokartów. Jej największym wrogiem jest ona sama, poświęcając wygodę gracza na rzecz kosmetycznych i często zbędnych dodatków. Ta cała powłoka stanowi ciężar i może odstraszyć.
Wewnątrz leży produkt, który się obroni, więc jeśli przyszłość nie będzie robić wszystkiego, żeby się pod tym wszystkim zakopać, to chętni pościgać się na serwerach bez problemu się znajdą. Ocenę traktujcie z przymrużeniem oka. Jakąś wystawić muszę. Może iść tylko w górę, jeśli kilka aspektów zostanie poprawionych. Spaść nie powinna, bo free-2-playowe czarnowidztwo przyświecało mi cały czas. Jest wystarczająco dobra, żebym się przyglądał jej losom w przyszłości.
Dziękujemy za klucz do recenzji firmie The Amplifier Group